Patrzyłam na przyjaciółkę zmieszana. Jeszcze nie dawno miałam działać zgodnie z jej radami, a teraz widziała jak rozmawiałam z Justinem. I najwyraźniej oboje coś do siebie mieli. Laura usiadła obok zerkając jeszcze na odchodzącego chłopaka, a zaraz potem przeniosła swoje spojrzenie na mnie. Nie potrafiłam stwierdzić co czuła, ale wyraźnie mogłam zauważyć iż nie była zadowolona.
- Dlaczego z nim rozmawiałaś?
- Ja.. - Zawahałam się próbując wymyślić dobry argument. - On po prostu chciał piłkę - wzruszyłam ramionami, ale ona nie wydawała się być przekonana.
- Gadałaś z nim o piłce?
- Tak, dokładnie - pokiwałam głową.
- Możesz już przestać kłamać?
- Po prostu rozmawialiśmy..
- Spotykacie się? - Uniosła brwi, a ja zagryzłam wargę. - Świetnie.
- O co ci chodzi Laura? Wydajesz się dziwna.
- Potem będziesz załamana, że ktoś taki jak on okazał się dupkiem. Mówiłam ci żebyś się z nim nie spotykała, ale oczywiście to zrobiłaś.
- Dlaczego niby mam być załamana? Tylko się przyjaźnimy, a ty jak zawsze masz problemy.
- Bo wiem jaki on jest.
- Skąd to wiesz? Śmiało skoro jesteśmy szczere to powiedz co tak bardzo przeszkadza ci w naszej relacji - powiedziałam zdenerwowana jej zachowaniem.
Przeniosła wzrok na morze przed nami głośno wzdychając. Nie rozumiałam jej. Chciała mnie przed nim uchronić, ale Justin wcale nie dawał mi złych sygnałów. Poza tym nie zachowywałaby się tak, gdyby pomiędzy nimi nie było coś na rzeczy. Oczywiście mogłam zauważyć, że była w jakim stopniu wściekła i zazdrosna, ale nie wiedziałam, dlaczego nie powiedziała mi o nim nic już na samym początku.
- Nie chcę o tym gadać - Warknęła przez zaciśnięte zęby.
Ugryzłam się w język, aby nie obdarować jej rożnymi nieprzyjemnymi słowami i nie wiele myśląc zaczęłam się ubierać. Dziewczyna wlepiła we mnie mocno zaskoczone spojrzenie lecz w tamtej chwili miałam to gdzieś. I tak nie mogłabym wytrzymać na tej plaży dłużej z taką atmosferą.
- Co ty robisz? - Zapytała, a ja wzruszyłam ramionami.
- Towarzystwo się zepsuło - uśmiechnęłam się sztucznie wrzucając swoje rzeczy do torby.
Nie dbałam o to czy zranię ją tymi słowami ani o to czy rzeczy będą całe, gdy przyjadę do domu. O ile przyjadę, bo teraz nie miałam na to najmniejszej ochoty, a w dodatku przyjechałyśmy tutaj razem. Musiałam mentalnie przygotować się na godzinny spacer co wcale mi się nie uśmiechało. Laura otworzyła swoje usta w pełni zaskoczona, a ja założyłam torbę na ramię i ruszyłam w stronę parkingu. Poczułam pierwsze wyrzuty sumienia zostawiając ją tam samą, ale siedzenie tuż obok siebie po tym jak sama nie zachowała się wobec mnie fair wcale mi się nie uśmiechało. Najchętniej wróciłabym do swojej mamy i spędzała czas ze swoimi znajomymi tak jak robił to Justin, ale nie byłam pewna czy, aby na pewno to zrobić. Zagryzłam wargę stając na parkingu. Chciałam zostawić swojego tatę samego, chciałam aby Laura żałowała, że nie mogła się ze mną pożegnać. Jednak wciąż był Justin. Chłopak, który w kilka dni zdążył mi namieszać w głowie. Nie chciałam widzieć go po raz ostatni, a tym bardziej odbyć ostatnią rozmowę na plaży. To było tak bardzo popieprzone.
- Roonie? - Usłyszałam swoje imię przez co odwróciłam się w stronę chłopaka, który przerwał mi bezczynne wpatrywanie się w asfalt.
- Chyba chcę wracać Justin - powiedziałam po chwili patrząc na jego zdziwioną twarz.
- Dlaczego?
- To nie powinno tak wyglądać. Nic tutaj nie powinno tak wyglądać.
- Co się stało Roonie? - Podszedł bliżej mnie stając tuż przed moją twarzą. Mogłam idealnie przyjrzeć się jego piwnym tęczówkom, jednak nie potrafiłam robić tego cały czas.
- Wszystko idzie źle. Nie chciałam kłócić się z Laurą, a tym bardziej uczestniczyć w weselu. Nie chcę tu już dłużej być Justin.
- Rozumiem, że masz groszy dzień, ale nie skreślaj tego po jednej trudnej chwili.
- Tu każdy dzień jest gorszy.
- Nawet nasze spotkanie? - Uniósł brwi w górę, a je przełknęłam ślinę. Tego jako jedynego nie żałowałam. Każdej chwili spędzonej z nim. - Słuchaj możemy pojechać w inne miejsce.
- Jesteś ze znajomymi.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz, chodź - złapał mnie za dłoń prowadząc do swojego auta. Byłam nieco zaskoczona tym gestem, ale odpowiadał mi.
Usiadłam na miejscu pasażera czekając, aż blondyn usiądzie tuż obok. Chłopak posłał mi swój zadziorny uśmiech i wyjechał na drogę puszczając szybko radio. Uśmiechnęłam się lekko kierując swoje spojrzenie za szybę. Czułam się w jakiś sposób ważna, ponieważ od dłuższego czasu nikt nie udowodnił mi, że mogłam coś tutaj znaczyć. W sumie tylko mój tata, który wyrwał się do całkiem innej opowieści.
- Jutro urządzamy ognisko, wpadniesz?
- Ty i twoim znajomi?
- A kogo się spodziewałaś? - Uniósł brwi posyłając mi szybkie spojrzenie. Wzruszyłam ramionami.
- Nikogo tam nie znam i..
- W takim razie poznasz. Nie są, aż tak mocno popieprzeni.
- Czyli jednak.
- Będzie fajnie - puścił mi zalotne oczko.
- Wątpię, ale wpadnę.
- Zaczyna się o ósmej, przyjadę po ciebie trochę wcześniej.
- Nie potrzebuje szofera - zachichotałam.
- Odmówisz takiemu przystojniakowi? - Otworzył usta udając zaskoczenie, jednak chwilę potem również zachichotał.
- Przystojniakowi mówisz?
- Z boskim ciałem i uroczym uśmiechem.
- Przyznałeś, że jesteś uroczy - odparłam unosząc jeden kącik ust ku górze.
- Tak? Chodziło o seksowny.
- Ale sobie słodzisz Bieber.
- Przeszliśmy na nazwiska?
- Możemy nic nie gadać.
- Tak, teraz za dużo gadasz - przyznał, a ja uderzyłam jego ramię. - Żartuje, lubię z tobą gadać.
- Jak każdy.
- Słodzisz sobie Dayton? - Powtórzył moje słowa, a ja zachichotałam.
- Zdarza się - wzruszyłam ramionami kierując kolejnym razem spojrzenie za szybę.
Cieszyłam się, że zjawił się na parkingu akurat w tamtym momencie i mogliśmy kolejnym razem spędzić ze sobą czas. Powoli zaczynałam przyzwyczajać się do jego obecności i nie miałam pojęcia czy było to dobre, jednak lubiłam go. Pomimo, że nie znałam go za dobrze oraz zbyt długo lubiłam go. A nawet w jakimś stopniu podobał mi się.
CZYTASZ
Monster | JB
FanfictionRoonie spędza wakacje u swojego taty. Od samego początku nie jest na to dobrze nastawiona. Pewnego dnia pojawia się chłopak, który chce jej pokazać iż te wakacje nie musi zaliczać do najgorszych.