Droga dłużyła się w nieznane. Nawet nie potrafiłam opisać niezręcznej sytuacji jaka między nami panowała. Doskonale rozumiałam, że mógł być to dla niego bardzo delikatny temat, ale na pewno nie musiał mnie po tym ignorować. O dziwo nie pokłóciliśmy się. Jechaliśmy w ciszy patrząc w widok za szybami i żadne z nas nie potrafiło przełamać tej atmosfery.
W końcu auto zatrzymało się, a ja spojrzałam na nie duży budynek, który wyglądał niczym wyciągnięty z typowego amerykańskiego filmu. Uniosłam brwi widząc nazwę U Betty.
- Lubiłem tutaj kiedyś przychodzić - Justin odezwał się przez co zwróciłam swoje spojrzenie na niego. - Betty to bliska przyjaciółka mojej mamy i traktuję ją jako swoją rodzinę.
- Dlatego tutaj przyjechaliśmy?
- Nie zupełnie - uniósł jeden kącik ust w górę. - Nie przyjeżdżam tu z byle kim i sama Betty o tym wie.
- Słodko, ale jestem głodna - rzuciłam powodując, że chłopak wywrócił swoimi oczami.
- Zawsze tak przyjmujesz komplementy?
- To miał być komplement? - Uniosłam jeden kącik ust w górę widząc na jego twarzy zmieszane.
- Też zgłodniałem - wysiadł z samochodu. Nie mogłam nawet powstrzymać się od zachichotania na jego zachowanie.
Justin był chłopakiem, który w jakimś stopniu mi się podobał. Owszem nie spędziliśmy ze sobą mnóstwo czasu lecz chciałam dać mu każdą chwilę tych wakacji. To nie tak, że Laura była kimś złym. Była moją bardzo bliską przyjaciółką, z którą mogłam obgadywać bez skrupułów innych ludzi oraz oglądać filmy do rana wymieniając przy nich celne uwagi. Jednak, gdy byłam z nim zapominałam o tym jak bardzo chciałabym być ze swoimi znajomymi w swoim mieście i o tym iż mój tata nie wykazuje zainteresowania moim życiem. Wtedy był tylko on, a ja nie chciałam wracać do tego co działo się bez niego.
Uniosłam wzrok, gdy przekroczyliśmy próg drzwi do kawiarni lub baru. Nie potrafiłam dokładnie tego stwierdzić, bo za ladą znajdowała się kawa, ale także dużej ilości trunki. Przy stołach zamiast krzeseł znajdowały się długie czerwone kanapy, a samo pomieszczenie wydawało się wielkie. W kącie znajdował się podest, na którym ustawiony był mikrofon i duże głośniki. Podobało mi się, choć przeważnie spędzam czas w normalnych kawiarniach.
- Justin! - Czarnowłosa stojąca dotychczas za barem uśmiechnęła się szeroko do chłopaka.
Wygladała jak typowa dziewczyna z lat osiemdziesiątych. Miała na głowie czarnego koka przywiązanego czerwoną bandaną, a nad wargą czarny pieprzyk. Na twarzy można było zauważyć kilka zmarszczek lecz ciepły uśmiech odejmował jej lat. Wyglądała bardzo ładnie pomimo tego, że ubierała się w starszym stylu.
- Betty - chłopak odwzajemnił jej uśmiech, a chwilę potem wpadł w jej ramiona, gdy ona sprzedawała mu tradycyjne trzy buziaki w policzek. Zachichotałam widząc na jego twarzy odbitą czerwoną szminkę i wtedy zwróciłam na siebie uwagę stojącej za barem czarnowłosej.
- Och, ciebie tutaj wcześniej nie widziałam - zmrużyła swoje ciemne oczy powodując, że zagryzłam wnętrze policzka. Przez chwilę wydawała się oziębła, ale zaraz potem zdradził ją rozbawiony uśmiech.
- To moja koleżanka Roonie - Justin wyprzedził mnie ocierając z policzków czerwone ślady.
- Miło panią poznać - wystawiłam w jej stronę dłoń.
- Och, mów mi Betty. Pani mnie postarza - kobieta uścisnęła moją dłoń chichocząc. Była bardzo pozytywną osobą i można to zauważyć na pierwszy rzut oka.
- Okej, Betty.
- Co tutaj robicie?
- Byliśmy w pobliżu i zgłodnieliśmy - chłopak wzruszył ramionami lustrując wzrokiem każdą butelkę alkoholu.
- To co zawsze?
- To co zawsze - Justin posłał jej krzywy uśmiech, a Betty odwróciła się w stronę kolejnych drzwi. Blondyn popchnął mnie lekko skinając głową na jeden ze stolików po czym oboje ruszyliśmy w jego stronę.
- Co znaczy to co zawsze? - Zapytałam, gdy usiedliśmy pod oknem. Chłopak uderzył palcem o blat stołu wpasowując się w rytm wylatującej z głośników piosenki.
- Naleśniki i shake.
- To będzie nasz obiad? - Uniosłam brwi. Zazwyczaj mama serwowała mi je na śniadanie, dlatego trochę mnie to zdziwiło.
- Masz coś przeciwko?
- Nie, po prostu pierwszy raz zjem taki obiad.
- Nie jadłaś naleśników? - W głosie chłopaka mogłam usłyszeć zaskoczenie przez co kolejny raz tego dnia zachichotałam.
- Mama zawsze robi mi je na śniadanie - wzruszyłam ramionami. - Nigdy po prostu nie jem tego na obiad.
- Zaskakujesz mnie Roonie.
- Staram się - posłałam w jego stronę łobuzerski uśmiech, który od razu odwzajemnił.
- Tak z ciekawości, Roonie to jakiś skrót?
- Od Veronica. Tylko tata używa mojego pełnego imienia, a ja nie chciałam, aby wszystko było tak jak on chce i kazałam się nazywać Roonie.
- Buntowniczka.
- Bez przesady.
- Smacznego dzieciaki - przed nami pojawiły się talerze, a stojąca obok Betty posłała nam obu swój szeroki uśmiech. - Miej na niego oko. Justin popełnił już wiele błędów i wolę, aby tym razem nie było tak samo - rzuciła posyłając mi swoje poważne spojrzenie. Chwilę potem czarnowłosa odeszła, a ja odprowadziłam ją wzrokiem z rozchylonymi wargami. Co to miało znaczyć?
Przeniosłam swój wzrok na siedzącego naprzeciwko chłopaka, który manewrował swoim widelcem w jedzeniu z zaciśniętą szczęką. Czyli Justin miał już nie jedną dziewczynę, która okazała się złym wyborem i Betty postrzegała mnie tak samo. Jednak nie mogłam brać tych słów do siebie, bo wiedziałam, że on ma mi tylko umilić te wakacje jako kolega. Trudno mi było przyznać, ale jakoś te słowa zabolały i sama nie wiedziałam dlaczego.
A może to nie dziewczyny okazywały się błędnym wyborem lecz Justin?
CZYTASZ
Monster | JB
أدب الهواةRoonie spędza wakacje u swojego taty. Od samego początku nie jest na to dobrze nastawiona. Pewnego dnia pojawia się chłopak, który chce jej pokazać iż te wakacje nie musi zaliczać do najgorszych.