Poranek nie zaliczałam do najlepszych. Łóżko Justin'a zawsze miało to w sobie, że nie chciałam z niego wstawać. Jednak nie mogłam przeleżeć całego dnia w nieswoim domu, oczywiście chłopakowi to w ogóle nie przeszkadzało, ponieważ sądził iż jestem tutaj mile widzianym jak również stałym gościem. Czyli załapałam się na nowy tytuł u samego Justin'a Bieber'a.
Westchnęłam odrzucając kołdrę ze swojego ciała. Stanęłam na ogrzanych poprzez promienie słońca panelach i ruszyłam w stronę drzwi. Spałam w tym pokoju, który przeznaczył dla mnie Justin pierwszej nocy. Tym razem jednak wszystkie wspomnienia siedziały na prawidłowym miejscu i nie musiałam rozmyślać nad rożnym sprawami, które nie miały miejsca. Lecz tej pierwszej nocy Justin nie znaczył dla mnie kompletnie nic. Opuściłam pokój i skierowałam się w stronę kuchni na dolnym piętrze. Już z daleka mogłam zauważyć stojącego przed kuchenkę chłopaka robiącego coś na patelni i plan zaskoczenia sam zrodził się w mojej głowie. Podeszłam jak najciszej, a gdy tylko byłam blisko wskoczyłam na jego plecy z piskiem. Justin zachwiał się, ale w ostatniej chwili złapał jedną ręka szafkę, a drugą jedną z moich nóg oplatających jego ciało.
- Roonie - warknął, a ja trąciłam nosem jego szyje. - Przestań się do mnie łasić - zaśmiał się puszczając mnie na zimne kafelki.
Spojrzałam na patelnie unosząc brwi w pełni zaskoczona. Justin sam przyrządzał jajka z bekonem i nawet nie spalił żadnej z obydwu rzeczy. Rzuciłam na niego spojrzenie dostrzegając dumny uśmiech i wybuchnęłam śmiechem. Wyglądał komicznie.
- Wow, brawo. Jestem pod wrażeniem - rzuciłam pomiędzy śmiechem.
- Wiesz jak trudno zrobić takie śniadanie? - Zapytał poważnym tonem głosu.
- Tak, przecież jajka z bekonem to czarna magia - wywróciłam żartobliwie swoimi oczami siadając na jednym z krzeseł.
- Zrobiłabyś to?
- Nie.. Proszę cię nie - kolejnym razem zaśmiałam się patrząc na niego z niedowierzeniem.
- Ale robię dobre tosty. Poza tym nic nie umiem - wzruszył ramionami.
- To co ty jesz?
- Zamawiam - przełożył jedzenie na dwa talerze i podsunął jeden pod mój nos. Poczułam jak mój żołądek odzywa się, gdy tylko zapach doszedł do moich nozdrzy.
- Cały czas?
- No tak. Nie jestem jakimś alfonso, aby zatrudnić własną kucharkę - usiadł na przeciwko zajmując się rownież swoim jedzeniem.
- Będziesz gruby.
- O to się nie martw - puścił w moją stronę zalotne oczko.
- Śmieciowe żarcie, codziennie? Nie ma mowy Justin.
- A co? Chętna gotować mi obiadki?
- Śnisz. Pouczymy się gotować - poruszyłam swoimi brwiami, a wtedy on zwyczajnie mnie wyśmiał odkładając swój widelec na bok.
- Ten okres w moim życiu juz dawno przeszedł, skarbie.
- Mamy dla siebie całe lato, skarbie - powtórzyłam jego tekst robiąc specjalny nacisk. - I chętnie zobaczę twoje starania w kuchni.
- Tak, tak - skinął głową z lekkim uśmiechem.
- Wątpisz Bieber?
- Zaskocz mnie.
Gdy tylko zjedliśmy swoje śniadanie uznaliśmy, że Justin odwiezie mnie do domu. Nie chciałam wracać, ponieważ przy nim było mi dobrze i mogło tak zostać do końca lata. Ale uciekanie przed problemami rownież nie było dobrym sposobem na rozwiązanie ich. W aucie bawiłam się sznurkiem już za małych dresów chłopaka, które mi użyczył. Były lekko za duże, ale wolałam wrócić w tym niż piżamie nocnej. Sąsiedzi gadaliby o tym przez długi czas.
- Do zobaczenia? - Zapytałam unosząc swoje brwi.
- W sobotę jedziemy na imprezę więc nic sobie nie planuj.
- Pamiętam - uśmiechnęłam się lekko i nachyliłam się, aby pocałować jego policzek.
Jednak wtedy zrobił coś innego. Coś co wywołało stado motyli w moim brzuchu. Odwrócił swoją głowę i sprzedał mi szybkiego buziaka w usta. Odsunęłam się zaskoczona jego gestem, ale nie byłam zła. Chciałam uśmiechać się z zadowoleniem lecz uznałby mnie wtedy za idiotkę. Zamiast to przybrałam bezemocjonalny wyraz twarzy dostrzegając, że patrzył na mnie z lekką niepewnością. Nawet pewny siebie uśmiech nie potrafił go zamaskować. Uniosłam brwi patrząc na niego w oczekiwaniu, ale on zachował się jak zwykle i tylko odpiął moje pasy.
- Do zobaczenia - powiedział, a ja prychnęłam pod nosem.
Dopiero kiedy opuściłam jego samochód poczułam jak moje dłonie się trzęsą. Uśmiech sam urósł na mojej twarzy, a ja nie mogłam nad nim zapanować szczerząc się w stronę odjeżdżającego auta jak wariatka. Pocałował mnie. Do prawy był to zwykły buziak, a ja zrobiłam to ostatniego razu, jednak teraz było inaczej. On sam postanowił to zrobić, a ja tamtej nocy byłam spanikowana. Lecz musiałam wrócić na ziemie i zmierzyć się z rzeczywistością. Skierowałam swoje kroki do wnętrza domu i stanęłam w holu, gdy usłyszałam dwa znajome głosy. Mojego ojca i Rose.
- Czy Tiffany znika na całe dnie? Czy nie wraca na noce i robi co tylko jej się podoba? Ona cie manipuluje, ale ty nie zwracasz na to uwagi. Czy możesz w końcu zachować się jak ojciec i zapanować nad tą dziewczyną?! - Była wściekła, gdy niemal wykrzyczała te słowa w stronę mojego ojca, który milczał. Od razu wiedziałam o kim jest mowa. - Od jutra zaczynamy przygotowania do ślubu, ale twoja córka powie nie i wszystko odwołamy?
- Rose - powiedział wzdychając. Zdawałam sobie sprawę, że mogłam im sprawiać problemy, ale przecież nie robiłam tego bez celu.
- Co Rose? Powiesz mi żebym się zamknęła? Nie, Paul. Mam jej dość, albo z nią pogadasz, albo odsyłasz ją z powrotem do Los Angeles! - Rzuciła stanowczo, a zaraz potem mogłam usłyszeć jej odchodzące kroki.
Chciałam przejść niezauważona prosto do swojego tymczasowego pokoju, ale zatrzymał mnie głos ojca. Brzmiał tak jakby był bezsilny i szukał pomocy we mnie samej.
- Możesz tu na chwile przyjść? - Zapytał, a ja niechętnie skierowałam swoje kroki do pomieszczenia. Stanęłam tuż obok stołu wlepiając w niego spojrzenie.
- Co?
- Chce z tobą pogadać.. O wszystkim.
- Teraz chcesz ze mną rozmawiać?
- Veronica, daj mi szanse, abym mógł ci to wszystko wytłumaczyć - popatrzył na mnie błagalnie, a ja skinęłam głową bez wyboru. - Chcę wziąć ślub z Rose, chce być szczęśliwy z nią.
- Zachowujesz się jak gówniarz. Nawet nie zwracaj uwagi na moje słownictwo! - Wyprzedziłam go, gdy tylko otworzył swoje usta gotowy się odezwać. - Zostawiłeś mnie dla innej rodzinki i ułożyłeś sobie życie, a teraz planujecie ślub. Ale wiesz jak ja się czuje? Tak jakby ktoś uderzył mnie prosto w twarz. Ona wyraźnie mnie tutaj nie chce, a ty nawet nie protestujesz. Czy ty w ogóle chciałeś, abym tutaj przyjeżdzała?
- To nie tak jak wygląda. Wciąż jesteś moją córką i..
- Jestem twoją córką i co? To znaczy, że masz się nade mną litować? Wiesz co.. Daruj sobie, odeślij mnie do mamy - mruknęłam i ruszyłam na górę prosto do swojego pokoju.
CZYTASZ
Monster | JB
FanfictionRoonie spędza wakacje u swojego taty. Od samego początku nie jest na to dobrze nastawiona. Pewnego dnia pojawia się chłopak, który chce jej pokazać iż te wakacje nie musi zaliczać do najgorszych.