Od samego rana każdy przygotowywał się do wesela, które miało odbyć się akurat dzisiaj. Starałam się wykręcać z jakiejkolwiek pracy nie chcąc włożyć w to swoje zaangażowanie. Wciąż nie potrafiłam przekonać się do Rose, może nawet starałam się budować między nami niewidzialny mur, który blondynka za każdym razem niszczyła albo poprawiała. Nie było nic pomiędzy. Chwyciłam w dłonie jabłko udając się z powrotem do swojego pokoju. Paul wyjechał wcześniej tłumacząc, że zjawi się w kościele jako pierwszy, a reszta damskiego grona starała się wyglądać jak najlepiej. Cóż, oprócz mnie.
Krzątałam się wokół pierw robiąc porządek w szafce, zaraz potem zajęłam się rysowaniem czegokolwiek, a dopiero na samym końcu poprawiłam swój lekki makijaż i pokręcone włosy spadające na moje plecy. Nie chciałam ich czesać, aby nie stały się bardziej puszyste. Wolałam przypominać dziewczynę, a nie mop do mycia podłóg. Rose powinna się cieszyć, że zrobiłam mocniejszy makijaż i zdecydowałam się ubrać buty na wysokim obcasie, których nie cierpiałam. Na wszelki wypadek spakowałam do torebki jeszcze parę płaskich trampów.
Usłyszałam pukanie w drzwi pokoju przez co spojrzałam w odbiciu lustra w ich stronę. Chwilę potem otworzyły się, a ja mogłam zauważyć Rose ubraną w długą białą suknię. Jej blond włosy tym razem spięte były w wysokiego koka, z którego uciekały pojedyncze kosmyki zatrzymujące się na jej podkreślonych policzkach, a szyję przyozdobił srebrny błyszczący łańcuszek, który kontrastował z ozdobami znajdującymi się na sukni. Wolnym krokiem podeszła w moją stronę stając tuż za moimi plecami. Najchętniej od razu kazałbym jej wyjść, ale wolałam stwarzać pozory i być chociaż w ten dzień dla niej miła.
- Wyglądasz pięknie - powiedziała kładąc swoje dłonie na moich ramionach. Musiałam ugryźć się w język, aby nie powiedzieć jakiegoś chamskiego komentarza.
- Ty też - oznajmiłam krótko.
- Słuchaj.. Ostatnie dni nie były dobre. Wiem, że też mogłam powiedzieć coś co mogło cię zranić - Oh, ironio. - I przepraszam, bardzo chcę abyś tego dnia z nami była. Dla twojego taty jest to też ważne.
- Nie rozmyśliłam się - wymusiłam uśmiech. Tak na prawdę ciągle rozważałam tą opcję.
- To dobrze. Będziemy się już zbierać, dojedziesz na czas?
- Jasne - rzuciłam.
Kobieta mocniej ścisnęła moje ramiona jakby chcąc dodać mi otuchy i opuściła mój pokój. Przebrałam się w niebieską sukienkę opuszczając pomieszczenie. Nie długo minęło zanim cała zgraja kobiet i Tiffany opuściła dom zostawiając mnie samą. Spojrzałam odruchowo na zegarek chcąc, aby Justin zjawił się tutaj jak najszybciej.
~
Minęło trzydzieści minut, a po blondynie nie było śladu. Nie odezwał się do mnie słowem tak jakby specjalnie unikał pojechania na ten ślub. Byłam wściekła, ponieważ już dawno przegapiłam uroczystość. Owszem nie chciałam tam jechać, ale wszystko z moim tatą szło dobrze, a teraz wszystko mogło się zmienić przez to, że Justin postanowił się wycofać. Westchnęłam głośno, gdy drzwi się otworzyły i jak strzała wstałam z kanapy wylatując na korytarz. Chciałam zacząć wydzierać się na blondyna za jego brak punktualności, jednak powstrzymał mnie widok przed swoimi oczami. Justin wyglądał tak jakby przebiegł maraton, a stan w jakim był zaniepokoił mnie jeszcze bardziej.
- Co się stało? - Zapytałam uważnie obserwując każdy detal jego ciała.
- Jedziemy na ten ślub? - Widziałam jak chłopak za wszelką cenę chciał udawać normalnego, jednak zdradził go zniecierpliwiony ton głosu.
- Nie - oznajmiłam krótko co zdezorientowało mojego przyjaciela. - Nie pojedziesz tam w takim stanie.
Podeszłam w jego stronę zarzucając sobie wytatuowane ramię Justin'a na ramie i wolnymi krokami ruszyłam do mojego pokoju. Nie było to zbyt wygodne, ponieważ cały ciężar blondyna spoczywał na moim drobnym ciele. W końcu udało nam się dotrzeć do mojego pokoju, a wtedy mogłam zająć się krwawiącym nosem i wargą. Kilka kropel czerwonej cieczy spadło na jego białą koszulę, ale nie stanowiło to żadnej przeszkody. Nie mogłam pozwolić mu pojechania na ten ślub, gdy ledwo trzymał się na nogach. Choć mogło to być ciosem dla Paul'a.
Zabrałam potrzebne rzeczy z półek i usiadłam tuż obok jego ciała. Za wszelką cenę starałam się nie zwracać uwagi na natarczywe spojrzenie Justin'a co nie było łatwym zadaniem. Widziałam, że mogło być mu trochę głupio.. Cóż, w tamtej chwili sama zaczęłam być na niego wściekła, ale mogło go nawet potrącić auto. To raczej nie było dobre myślenie. Szybko wykonałam swoją robotę po czym wyrzuciłam zużyte rzeczy.
- Nie chciałem żebyś przegapiła ten ślub - zaczął przez co zagryzłam wargę odwracając się w stronę komody. - Na prawdę cholernie mi przykro.
- Powiedz mi co się stało - westchnęłam zabierając z szafy czyste ubrania.
- Ja.. Miałem mały wypadek - wzruszył ramionami spuszczając swój wzrok. Na pierwszy rzut oka mogłam stwierdzić iż blondyn wciska mi kit. - Możemy o tym nie gadać?
- Nie zadzwoniłeś do mnie, nie dawałeś żadnego pieprzonego sygnału, że żyjesz i nie chcesz o tym gadać?
- Nie chce o tym gadać, bo to tylko pierdolony wypadek - warknął od razu się krzywiąc, gdy jego dłonie automatycznie spoczęły na lewym boku.
- Mów co chcesz Justin, ale ja ci nie wierze - oznajmiłam krótko opuszczając pokój.
Skierowałam się w stronę sypialni dwójki dorosłych mieszkających pod wspólnym dachem po czym otworzyłam szafę rzucając okiem na ubrania taty. Znalezienie zwykłych dresów i koszulki dla blondyn nie było łatwym zadaniem biorąc pod uwagę iż Paul chodził w jeansach i koszulach. Opuściłam sypialnie zamykając za sobą drzwi po czym wróciłam do Justin'a, który wlepiał we mnie swoje spojrzenie. Ustawiłam ubrania tuż obok niego.
- Nie wypuszczę cie stąd w takim stanie więc przyniosłam ci ubrania. Jeśli chcesz możesz wziąć prysznic lub cokolwiek - wzruszyłam ramionami sama zabierając własne ciuchy leżące na białej szafce.
- Roonie - zatrzymał mnie, gdy kierowałam się w stronę wyjścia przez co posłałam mu pytające spojrzenie. - Przepraszam - wypowiedział niemal szeptem.
Nie byłam zła, nawet jeśli to w minimalnym stopniu. Drażniło mnie to, że Justin nie chciał mi nic powiedzieć, ale była też druga strona. Mógł nie chcieć i mieć jakąś blokadę przed otworzeniem się dla mnie.. Co wydawało się kompletną głupotą biorąc pod uwagę to iż rozmawialiśmy na wiele innych tematów. Jednak wolałam na niego nie naciskać i dać mu odpocząć. Jeśli rzeczywiście wymówka z wypadkiem była kłamstwem to musiał posiadać duży powód, aby nie wyznać mi prawdy. Pomimo ciekawości postanowiłam odpuścić, bynajmniej na chwile dopóki jego akta spoczywały w moich rękach.
CZYTASZ
Monster | JB
FanfictionRoonie spędza wakacje u swojego taty. Od samego początku nie jest na to dobrze nastawiona. Pewnego dnia pojawia się chłopak, który chce jej pokazać iż te wakacje nie musi zaliczać do najgorszych.