ROZDZIAŁ #21

2.5K 123 6
                                    

*OCZAMI NATHALIE*

     Od prawie tygodnia zbieram się, żeby porozmawiać w końcu z Remusem. Miałam już tryliard okazji, a dalej nie zamieniłam z nim więcej niż trzy słowa. Muszę  wziąć się w garść i z nim pogadać. Bo ile można ukrywać swoje uczucia? No, pewnie długo, ale ja nie jestem w tym dobra.
    W tej właśnie chwili idę przez pusty korytarz na kolację. Byłam w bibliotece. Znowu. Siedziałam tak tak długo, aż pani Pince powiedziała, że powinnam pójść na kolację. Dopiero wtedy zorientowałam się, że jest już tak późno.
     W pewnym momencie zauważyłam jakąś postać siedzącą na parapecie i czytającą książkę. Podeszłam bliżej, uważając, żeby chłopak mnie nie zauważył. Z tej odległości rozpoznałam Remusa. Dobra, weź się w garść dziewczyno i idźże pogadaj z nim. Podeszłam niepewnym krokiem do okna. Siedział po turecku z książką na kolanach.
- Remus? - spytałam nieśmiało. Podniósł gwałtownie głowę. W jego oczach lśnił smutek i dopiero wtedy zorientowałam się, że na kolanach trzyma album ze zdjęciami.
- Tak? - spytał zamykając album i odkładając go na parapet obok siebie.
- Wszystko w porządku? - spytałam. Głupie pytanie, Sheridan.
- Przecież wiesz, Nathalie - mruknął.
- Ja...przepraszam. Nie powinnam się pytać, to nie moja sprawa - powiedziałam i już chciałam odchodzić, ale mnie zatrzymał. W głębi duszy cieszyłam się jak małe dziecko.
- Usiądź - mruknął, niemrawo się uśmiechając.
- Więc... - powiedziałam patrząc na niego pytająco.
- Nie, nie czuję się dobrze - powiedział wpatrując się w swoje dłonie. Spodziewałam się tego. Wcześniej rozmawiałam z Tris. Powiedziała, że wciąż czuje się winna.
- Rozumiem - oznajmiłam. - I nie patrz tak na mnie, naprawdę rozumiem - dodałam kiedy zobaczyłam jego minę.
- Jak? - zapytał. Zabolało. Nie powinno, a jednak. - Znaczy...jeżeli mogę spytać. To nie moja sprawa i...
- Wszystko w porządku - zapewniłam go. - Po prostu on kocha inną. - I właśnie ze mną rozmawia, pomyślałam.
- Och - wyrwało mu się. - Przykro mi.
- Mnie też. No wiesz, z powodu Tris - powiedziałam jak najbardziej szczerze.
     Pokiwał smętnie głową i spróbował się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego grymas.
- Nikt nie może Cię winić za to, że kogoś kochasz. - Położyłam mi dłoń na ramieniu niepewnie. - Bo miłość to piękne i czyste uczucie.
- Wiem, ale... - zaczął.
- Nie, nie wiesz, Remusie - zaprzeczyłam. - Nie bierz wszystkiego na siebie. Jesteś człowiekiem, Remus. Po prostu człowiekiem. I nie zamykaj się na wszystkich. Oni też potrzebują czasu, żeby to wszystko przetrawić, ale na pewno się od ciebie nie odwrócą. Jesteś ich przyjacielem. Przemyśl to.
    Wstałam i otrzepałam spodnie. Posłałam mu krzepiące spojrzenie i wyciągnęłam rękę.
- Idziemy na kolację?
     Uśmiechnął się do mnie krzywo i złapał moją dłoń.
     Dobra robota, Sheridan, odezwało się moje sumienie. Uśmiechnęłam się lekko i skierowałam się z Remusem u boku do Wielkiej Sali.

*OCZAMI TRIS*

     Przyszłam do Wielkiej Sali, żeby spokojnie zjeść kolację, ale nie! Rodzice MUSIELI napisać do mnie akurat teraz, nie? Czy chociaż jeden dzień nie może obyć się bez żadnych niespodzianek? Dlaczego zawsze, codziennie ktoś musi zrobić coś, żebym była zła, smutna albo wystraszona?
     Normalnie nie wściekłabym się tak, bo rodzice do mnie napisali, ale akurat teraz to przegięli. Chcą się ze mną spotkać. Chcą się ze mną spotkać w dniu pełni. Chcą się ze mną spotkać dwa dni przed balem. Chcą się ze mną spotkać dwudziestego drugiego grudnia.
     Po co, ja się pytam. Jakby nagle przypomnieli sobie o istnieniu swojej córki. Nie mogli się ze mną spotkać zaraz po tym, jak się wybudziłam? Albo w ogóle! Zapewniam, że nie ubolewałabym nad tym.
     Kiedy Syriusz się mnie spytał dlaczego jestem taka wściekła i co się stało podałam mu list nawet na niego nie patrząc. Kiedy skończył czytać położył złożoną kartkę przed moim talerzem i objął mnie ramieniem.
- W porządku? - spytał. Spojrzałam na niego, uśmiechał się do mnie krzepiąco. Kiwnęłam głową.
- Ta, w porządku - mruknęłam. - Nie jestem głodna - dodałam i wstałam od stołu biorąc do ręki kartkę.
     Wsadziłam ją do kieszeni i wyszłam.  Skierowałam się w stronę wieży zegarowej. Prawie nigdy nikt tam nie przychodzi, więc jest to dobre miejsce, kiedy chce się pobyć samemu. Często tam chodzę, kiedy chcę coś przemyśleć, tak ja teraz.
     Kiedy doszłam na miejsce od razu pożałowałam, że nie wzięłam płaszcza. Byłam w swetrze i szacie Hogwartu. Zignorowałam wiatr i usiadłam pod ścianą. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o ścianę. Nie dane mi jednak było długo cieszyć się ciszą i samotnością.
- Potter - usłyszałam głos należący z pewnością do dziewczyny. Niechętnie otworzyłam oczy i spojrzałam na dziewczynę. Stała przede mną ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Stella. Uniosłam brwi zaskoczona.
- Znamy się? - spytałam wstając i otrzepując spodnie. Spojrzała na mnie kpiąco.
- Nie udawaj - prychnęła. - Dobrze wiesz, kim jestem.
- Aaa, tak, była Syriusza, która nie dopuszcza do siebie myśli, że z nią zerwał, zapomniałabym - powiedziałam sarkastycznie i spojrzałam na nią z góry. Była strasznie niska.
- Nie bądź taka do przodu, Potter - warknęła. Przewróciłam oczami.
- Mhm, jasne. Przyszłaś tutaj tak po coś konkretnego, czy ci się nudzi i chcesz kogoś po wkurzać?
- Odwal się od Syriusza, dobrze ci radzę - powiedziała zawistnym tonem. Spojrzałam na nią z politowaniem.
- A jak nie, to co? Zrobisz mi coś, kurduplu? - powiedziałam kpiąco.
     W odpowiedzi wyciągnęła różdżkę i zanim zdążyłam zareagować na moich włosach rozbiło się kilkanaście zgniłych jajek. Przegięła. Wszystko, byle nie włosy. Moje włosy to świętość. Nikt nie ma prawa ich dotykać, a tym bardziej rozbijać na nich jajek.
     Spojrzałam na nią z nienawiścią.
- Przegięłaś, Benson - warknęłam, wzięłam zamach i uderzyłam ją w nos.
     Prawie upadła. Prawie. Pewnie była na to przygotowana. Z jej nosa pociekła strużka krwi. Zamachnęła się i spróbowała mnie uderzyć, ale zrobiłam unik i wykręciłam jej rękę. Upadła na kolana i jęknęła. Puściłam jej ramię i po chwili przygotowywałam się do uniknięcia jej pięści.
- TRIS! - usłyszałyśmy znajomy głos na schodach. Obróciłyśmy się w tamtym kierunku równocześnie. W drzwiach stał Syriusz i patrzył to na mnie to na nią. Po kilku sekundach poczułam przeszywający ból nosa. Spojrzałam na Stellę. Stała z uniesioną pięścią i patrzyła na mnie triumfalnie. Zalała mnie fala nienawiści. Z nosa pociekła mi krew i już zamachnęłam się, żeby jej oddać, ale ręka Syriusza mnie powstrzymała. Spojrzałam na niego wściekle, a on stanął przede mną trzymając moje nadgarstki.
- Tris, spokojnie, uspokój się! - powiedział patrząc mi w oczy. Kiedy przez chwilę się nie odzywałam, ani w ogóle nie reagowałam zawołał wściekły przez ramię: - Zjeżdżaj, Benson!
- Już mnie tu nie ma - powiedziała kpiąco i wyszła. Dopiero kiedy jej kroki ucichły na schodach Syriusz puścił moje ręce.
- Co to miało być? - spytał. Spojrzałam na niego wściekła.
- A jak myślisz? - warknęłam. Spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
     Nie! Tris! Ogar! Nie wyżywaj się na Syriuszu! Nie możesz go karać za to, że jakaś idiotka rozbiła ci jajka na głowie.
- Przepraszam - szepnęłam. - Nie powinnam się na tobie wyżywać.
- Czego chciała? - spytał cicho.
- Żebym się od ciebie odwaliła - mruknęłam niechętnie.
     Westchnął i do mnie podszedł. Już chciał mnie przytulić, kiedy stanął jak wryty.
- Co masz na włosach? - spytał niepewnie.
- Zgniłe jaja.
- O Boże - szepnął, a jego oczy powiększyły się do wielkości spodków. - Ona umrze.
- Mhm.
- Wiesz, może już pójdziemy - powiedział oddalając się ode mnie nieznacznie. - Nie chcę teraz zostawać z tobą sam. 
     Na te słowa uśmiechnęłam się lekko.
- Chodźmy, muszę umyć włosy, bo zaraz zwymiotuję - powiedziałam i zaczęłam schodzić po schodach.
- Tris... - zaczął Syriusz.
- Hm?
- Byłaś wściekła nie?
- Mhm.
- I nic się nie stało?
- Co?
- W sensie z pogodą.
     Zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam do niego. Boże! Boże, Boże, Boże, Boże! Nie wierzę! Panuję nad tym! Uśmiechnęłam się szeroko i zbiegłam ze schodów. Weszłam w tajne przejście, które prowadziło prosto na schody do wieży Gryffindoru. Wbiegłam po nich i obudziłam drzemiącą Grubą Damę.
     W PW siedziała większa część Gryfonów. Przecisnęłam się przez mały tłumek pierwszaków grających w czarodziejskie szachy i wbiegłam do dormitorium. Od razu spojrzałam na parapet. W doniczce stała prawie w pełni rozwinięta róża. Syriusz stanął obok mnie.
- Nie wierzę - szepnęłam i podeszłam do parapetu. Dotknęłam ostrożnie łodygi i uśmiechnęłam się lekko. Odwróciłam się do Syriusza. Patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem. - Udało mi się. Prawie. Tylko jak?
- Nie wiem. Może powinnaś porozmawiać z Dumbledorem?
- I tak niedługo mnie wezwie. Idę umyć włosy - powiedziałam i wzięłam ubrania na zmianę.

*GODZINĘ PÓŹNIEJ*

     Dawno tak długo nie stałam pod prysznicem. Przez godzinę zmywałam to świństwo z włosów. Następnym razem jak spotkam Stellę to jej nogi z dupy powyrywam. Nienawidzę jej.
     Wyszłam z łazienki w rurkach i swetrze z reniferem. Syriusza nie było. Właściwie to nawet lepiej. Usiadłam na łóżku i westchnęłam. Wzięłam do ręki różdżkę i wysuszyłam włosy po czym je rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Wyszłam z dormitorium i skierowałam się w stronę kominka.
- Hej - powiedziałam do całej grupy siedzącej w półkolu.
- Hej - odpowiedzieli mi wszyscy w tym samym czasie, po czym zaczęliśmy się śmiać.
- Jak się mają twoje włosy? - spytała Alice.
- Żyją, ale tą idiotkę brutalnie zamorduję. -  Syriusz zabrał rękę, którą mnie obejmował i się odsunął udając przerażonego czym wywołał salwę śmiechu.
- Boję się ciebie - powiedziała Lily.
- Tak, wiesz, mam w planach poderżnięcie ci gardła w nocy, bo nie chcesz być moją bratową - powiedziałam ze śmiertelnie poważną miną.
- Nie no Tris, to już poważnie było straszne - powiedział James.
     Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę o mojej chęci zabicia Stelli, kiedy podszedł do nas jakiś pierwszoroczny.
- Przepraszam - powiedział nieśmiało stając przed fotele, w którym siedziałam razem z Syriuszem.
- Tak? - spytałam uśmiechając się do niego.
- P-profe-fe-sor Dum-dumbledore chce z t-tobą rozmawiać - wyjąkał. Czego on się tak bał? Przecież ja siedzę tylko z jednym z Huncwotów w fotelu i wcale nie jestem znana z kawałów zrobionych właśnie z nimi. No skądże. Nie ma się czego bać.
- Ok, dzięki - mruknęłam i wstałam na co chłopak cofnął się tak gwałtownie, że gdyby James nie wyciągnął ręki w idealnym momencie upadłby do tyłu. Odwrócił się, spojrzał przerażony na mojego brata i uciekł. Spojrzałam zdezorientowana na Jamesa. - Ej no! Przecież nie jesteśmy tacy straszni! - powiedziałam dosyć głośno.
- Jesteście - powiedziała Alice, siedząca niedaleko z Frankiem. - Zwłaszcza dla pierwszaków.
- Poważnie? Dlaczego? - jęknęłam. Nie chciałam, żeby się mnie bali. Właściwie to nie powinni. Jestem prefektem! Alice tylko wzruszyła ramionami i z powrotem pochyliła się nad jakąś książką. - No nieważne. Idę do Dropsa.
- Powodzenia! - zawołało za mną jeszcze kilka osób i wyszłam z PW.

*************************************************************

Cześć! W tym rozdziale miała jeszcze być rozmowa Tris i Dumbledore'a, ale nie zdążyłabym jej już napisać, a chciałam jeszcze na tych wakacjach coś dodać.
Jak się trzymacie przed szkołą? U mnie jest lepiej, bo już wiem z kim będę w klasie, bo jak wiecie albo nie, idę do gimnazjum i trochę się bałam z kim będę. Okazało się, że będzie kilka kretynów, ale nie jest źle bo będę z moją ByFyFy, tak Majka o tobie mówię, także żyję! Ale moja psychika i tak już siada. Ja nie chcę! Boże, może ja już przestanę Was dołować.
W każdym razie mam nadzieję, że rozdziałem umilę Wam ostatnie chwile wolności. Może nie jest jakiś genialny, ale nawet mi się podoba. Proszę o komentarze i na koniec życzę Wam jeszcze powodzenia, dobrych wyników i miłych nauczycieli.
Ela^^




Jedna z HuncwotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz