Rozdział 22

10.7K 419 39
                                    

Przyjechałam do kliniki wcześnie rano,żebym mogła spakować swoje rzeczy bez natknięcia się na Adama. Jakie było moje zdziwienie,gdy zobaczyłam go śpiącego na fotelu w biurze. Na biurku porozrzucane były zdjęcia usg. Westchnęłam cicho,czyżby spędził tu całą noc? Dlaczego po tym wszystkim wciąż się o niego martwiłam? Skarciłam się w myślach i poszłam do siebie. Godzinę później byłam gotowa. Na palcach podeszłam do drzwi oddzielających mnie od holu.
-Maya- usłyszałam i zamarłam. Przez chwilę zapomniałam jak się oddycha. Wiedziałam,że się do mnie zbliża,czułam jego zapach. Odwróciłam się w chwilii,gdy jego ręka wysunęła się w moją stronę.
-O co chodzi? Zapytałam,starając się ukryć emocje. Nie potrafiłam na niego spojrzeć.
-Naprawdę chciałem,żeby się nam udało- głos zaczął mu się łamać. Przymknęłam oczy,nie miał pojęcia,jak bolały mnie jego słowa. Chciałam wyjść,chciałam żeby zniknął z mojego życia.
-Nie mów tak,po prostu to skończmy- odwróciłam wzrok. Westchnął cicho,jego dłoń zastygła w powietrzu. Trwaliśmy tak przez jakiś czas.
-Marzyłem o Tobie od początku roku- pociągnął nosem. Spojrzałam na jego twarz,płakał. Ścisnęło mi się serce- Poznałem ją 5 lat temu,zwodziła mnie traktowałem ją jak dziewczynę do zabawy,nigdy nic do niej nie poczułem,gdybym wiedział,że później spotkam Ciebie,nigdy nie spałbym z żadną inną kobietą- łzy ciekły strumykiem po mojej twarzy.
-Nie dam rady tego słuchać- wydusiłam. Musnął palcem mój policzek,zadrżałam. Nachylił się w moją stronę:
-Musisz tego wysłuchać,gdybyśmy mieli się więcej nie spotkać,muszę Ci to powiedzieć- kontynuował-Jesteś moim marzeniem,od momentu,kiedy zobaczyłem Cię siedzącą w mojej sali,patrzyłaś na mnie z takim zachwytem,aż moje serce zabiło mocniej,potrafiłaś mi się postawić,nie kleiłaś się do mnie,czułem że mogę Ci powiedzieć wszystko,pokochałem Cię-łza popłynęła po jego twarzy. Czułam się bezradna wobec swoich uczuć w jednej chwili miałam ochotę mocno go do siebie przyciągnąć i wtulić jego ciało,a z drugiej miałam ochotę dać mu w twarz,za to,że pozwolił mi się w sobie zakochać.

-Nie utrudniaj nam tego, proszę-jęknęłam,byłam na wyczerpaniu. Gdy nic nie powiedział,rzuciłam się do drzwi,potrzebowałam świeżego powietrza. Nie interesowało mnie to,że wszyscy się na mnie patrzą. Musiałam sobie to sama wszystko poukładać.

*******

-Co chcesz zrobić? zapytała Mel podając mi chyba setną z rzędu chusteczkę. Nie potrafiłam się uspokoić,albo się śmiałam,albo ryczałam jak bóbr.

-A co mam zrobić? Teraz najważniejsze jest jego dziecko,oboje o tym wiemy-powiedziałam na jednym tchu,pokiwała tylko głową i podała mi pudełko lodów. Zapanowała cisza,odpowiadało mi to. Rozumiałam go,wiedziałam że chcę by maluszek wychowywał się w pełnej rodzinie,stawiał jego dobro nad swoje jak na najlepszego ojca przystało,nie potrafiłam po prostu pogodzić się z tym,że mimo tylu przeszkód,które razem pokonaliśmy to wszystko ma się teraz tak po prostu skończyć.

-Jedź do niego-rzuciła moja przyjaciółka,spojrzałam na nią nie rozumiejąc o co jej chodzi-Znam Cię,wiem że o tym marzysz,nie poddawaj się,jesteście dla siebie idealni-dodała,a ja wiedziałam,że ma rację.

-Jesteś najlepsza-przytuliłam ją szybko i pobiegłam do samochodu, zgarniając po drodze klucze. Żołądek zawinął mi się w supeł,byłam tak cholernie zdenerwowana. Pięć minut później byłam pod jego domem. Wzięłam głęboki oddech,nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Nie zastanawiając się długo wysiadłam z auta i bez pukania weszłam do środka. Siedział przy barku nad szklanką whiskey. Jak poparzony wstał i skupił na mnie swój wzrok. Przed dłuższą chwilę staliśmy i na siebie patrzyliśmy. Chciałam zapamiętać każdy jego szczegół. Prawie w tym samym momencie wpadliśmy sobie w ramiona. Nasze usta perfekcyjnie do siebie pasowały. Nasz pocałunek był gorący,namiętny... utęskniony. Chciałam zostać w tej chwili na zawsze.

-Cholernie mi Ciebie brakowało-wychrypiał między pocałunkami. Pogłaskałam go po twarzy,uwielbiałam dotykać jego szorstkiej skóry,jego pełnych ust,patrzeć w jego niesamowite oczy. Czułam,że on się ze mną żegna,nie chciałam jednak dopuścić do siebie tej myśli.

-Nie łam mi serca,proszę-wyszeptałam na co on tylko spuścił głowę,domyślałam się co powie. Tak cholernie nie chciałam tego usłyszeć. Zamknęłam oczy myśląc,że to zminimalizuje ból.

-Muszę,nie pozwolę mojemu maleństwo wychowywać się samemu przy takiej matce,nieważne,jak kurewsko mocno Cię kocham-powiedział,czułam,że drżę. Nie wiedziałam co się ze mną dzieję,nie mogłam zapanować nad swoim ciałem.

-Uwierz wiem,że dziecko jest najważniejsze,ale czy Ty w ogóle myślisz o swoim szczęściu?Myślisz o nas? O mnie? prawie wykrzyczałam,emocje wzięły nade mną górę.

-O niczym innym nie myślę! Jednak inaczej nie potrafię-był blady,oczy miał podkrążone,jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć?

-Kocham Cię,chcesz to tak po prostu olać? głos mi się łamał,ból rozdzierał każdą cząstkę mojego ciała,

-Ja Ciebie też,ale wiem ,że znajdziesz sobie kogoś lepszego kto nie pozwoli,żebyś przez niego płakała,zaopiekuję się Tobą-jego słowa tylko bardziej mnie raniły. Musiałam wyglądać,jak wielka kupka nieszczęścia-Odwiozę Cię do domu,w takim stanie na pewno nie pozwolę Ci jechać samej-pokiwałam przecząco głową.

-Nie,chcę być sama-wybełkotałam wyprana z uczuć. Miałam właśnie naciskać klamkę,kiedy on delikatnie chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Jego zapach wdarł się do moich nozdrzy,otumaniając mózg.

-Pozwól mi chociaż tyle zrobić-mówiąc to objął mnie lekko i oboje wyszliśmy na zewnątrz. Droga minęła nam w ciszy,chyba oboje nie wiedzieliśmy co mamy powiedzieć w obecnej sytuacji. Po dojechaniu na miejsce siedzieliśmy w samochodzie gapiąc się w przestrzeń. Czułam,jak gula rośnie mi w gardle,nie chciałam znowu płakać,nie teraz. Nawet nie wiem, kiedy wysiedliśmy i stanęliśmy pod drzwiami mojego mieszkania. Oparłam się o ścianę,odrzucając głowę do tyłu. Pragnęłam by to był tylko koszmar,z którego zaraz się wybudzę-Ej mała-poczułam jego dłoń na mojej  twarzy-Wszystko jakoś się ułoży,obiecuję-chciałam czerpać z tego dotyku,jak najwięcej,zapamiętać to uczucie.

-Chciałam,żeby się ułożyło.... z Tobą-wydukałam. Nachylił się delikatnie w moją stronę,pocałował mnie w czoło. Dotyku jego ust na mojej skórze nic nie będzie w stanie nigdy zastąpić. Nie miałam pojęcia ile czasu tak staliśmy.

-Zostań,proszę-wyszeptałam,podświadomie czując,że zaraz pójdzie. Myśl,że mogłabym go już nie zobaczyć napawała mnie strachem. On zamknął mnie w szczelnym uścisku,jakby chciał uchronić mnie przed całym światem.

-Mam nadzieję,że spotkamy się jeszcze,Kocham Cię Maya-powiedział na pożegnanie i poszedł. A ja zostałam sama,nie pierwszy raz.

Tego dnia już wiedziałam,że nigdy nikogo nie pokocham tak,jak Adama Howarda,gburowatego,ale jednocześnie kochanego dupka.

KONIEC.

Hej.

No i o to zakończenie pierwszej książki z całej trylogii. Bez obaw wkrótce pojawi się nowa część, nawet nie zdążycie zatęsknić :D

Co myślicie o tym rozdziale? Jakie są Wasze odczucia co do całej książki,piszcie!

Mam nadzieję,że nie zawiodłam waszych oczekiwań. Piszcie szczere komentarze/opinie,czekam.

Trzymajcie się ciepło :).

Pozdrawiam!





Bad Boy Never Gives Up (zakończona) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz