JONATHAN:
-Czemu mi o tym nie powiedziałaś? Teraz musisz być odpowiedzialna, masz zostać matką, a nie brać wszystko na siebie, od tego masz mnie!- widząc po minie Natashy, odrobinę przesadziłem, ale mam rację. Ona powinna przede wszystkim myśleć o naszych dzieciach.-Wiem, że głupio zrobiłam, ale na prawdę chciałam ci dzisiaj wszystko powiedzieć, tylko poszedłeś się kąpać- przytulam moją narzeczoną, która łka mi w rękaw. Nie chcę, aby była teraz smutna.
-Już dobrze, nie płacz, bo to może zaszkodzić dzieciom. Teraz najważniejsze jest wasze bezpieczeństwo- głaszcząc Natashe po włosach i próbuję ją uspokoić.
-Ja na prawdę nie chciałam. Jestem wyrodną matką!
-Nie prawda, będziesz wspaniałą mamą, po prostu popełniłaś błąd, nie mówiąc mi wszystkiego- powtarzałem to w kółko, ale kobieta jak w transie powtarzała swoje słowa. Ciągle płakała, a w pewnym momencie jakby nie docierała do niej rzeczywistość, parzyła się przed siebie, płacząc. Natychmiast wziąłem ją na ręce i położyłem na łóżku. Strasznie przestraszony, już miałem dzwonić na pogotowie, ale Natasha znów zaczęła, mówić:
-Kochanie nie zostawiaj mnie- i tak w kółko.
-Jestem tu i nigdzie się nie wybieram- po kilku chwilach Natasha zaczęła kontaktować, ale to nie zmienia tego, że strasznie napędziła mi stracha. Najgorsza była moja bezradność, gdy ona tak leżała, zupełnie jak po wypadku, gdy była w śpiączce. Jeśli to rzeczywiście Lizzy stoi za tym wszystkim, to nie skończy się to dla niej dobrze. Kto krzywdzi moją rodzinę, musi się liczyć, że ja jej będę bronił.
-Dziękuję- cicho odzywa się Natasha, której właśnie przyniosłem kubek ciepłej herbaty.
-Już lepiej?- siadam obok niej na łóżku i głaszczę ją po kolanie.
-Tak- tu uśmiecha się blado.- Przepraszam.
-Już dawno ci wybaczyłem, wystarczy jak obiecasz, że już więcej mnie nie okłamiesz.
-Obiecuję- naszą umowę przypieczętowujemy pocałunkiem, ale chyba każde z nas wie, że teraz czeka nas mniej przyjemna część rozmowy.
-Ile dostałaś takich sms' ów?
-Jeden, wczoraj wieczorem- czyli dlatego była taka blada. Najwyraźniej będę musiał złamać zasady prywatności i sprawdzać jej sms'y, aby czasem czegoś nie zataiła.
-Wezmę sobie wolne i jutro pojedziemy na komisariat złożyć nowe zeznania- widzę, że ten pomysł niezbyt przypadł jej do gusty, ale nie mamy innego wyboru.- No choć tu do mnie. Natasha momentalnie wpada w moje rozłożone ramiona i zostajemy tak w bezruchu.
-Bardzo was kocham, jesteście dla mnie najważniejsi, dlatego musisz być ostrożna, dobrze?
-Przyrzekam- mam nadzieję, że to nie są tylko słowa, bo już wystarczająco nadużyła mojego zaufanie.
NATASHA:
-Czyli oprócz tego sms'a nie doszło do innych ataków?- dopytuje policjant, który został nam przydzielony do przesłuchania.
-Nie, tylko ta wiadomość- odpowiadam spokojnie.
-W takim razie założymy podsłuchy na telefon domowy, a państwa telefony zabezpieczymy. Niestety nie mamy na tyle osób, aby przydzielić państwu ochronę.
-Już sam się tym zająłem- gdyby nie, to że muszę być odpowiedzialna, to pokłóciłabym się o ochroniarzy z moim narzeczonym, ale nie robię tego dla bezpieczeństwa moich szkrabów.
-W takim razie jesteśmy w stałym kontakcie- najwyraźniej nie tylko ja uważam, że policja jedyne co zrobi to, założy worek jednemu z nas na głowę, gdy Lizzy naprawdę coś odwali, bo Jonathan nawet nie podał policjantowi ręki, tylko pociągnął mnie do wyjścia.
-Zmęczona?
-Nie bardzo, tylko trochę bolą mnie nogi, ale to norma- odpowiadam lekko uśmiechnięta, jednak Jonathan nie odwzajemnia uśmiechu. Po wczorajszych wydarzeniach trochę się zmieniło między nami, jesteśmy bardziej przygnębieni i smutni. Jeśli o to chodziło tej szmacie, to brawo. Wygrała!
-Rodzice pisali, przepraszali i zaprosili nas na obiad, co sądzisz?
-Chętnie- od razu się zgadzam, bo od początku nie winiłam ich za ten niewypał na kolacji, każdemu zdarzają się błędy. Ważne by je zrozumiał. Wsiedliśmy do samochodu i od razu pojechaliśmy do rodzinnego domu Jonathana, mimo moich protestów, że źle wyglądam.
-Bardzo was przepraszamy- od progu zaczęli rodzice mojego narzeczonego i zasypali nas uściskami, tak jakby bali się, że możemy jeszcze uciec. Sprawdziłam, nie dało się...
-Nic się nie stało- odpowiadam z uśmiechem i podaję swój płaszcz Jonathanowi.
-Nasz syn mówił, że będziecie mieć bliźnięta. To wspaniała wiadomość- tata mężczyzny spojrzał się na żonę, która pokiwała głową i to ona przejęła pałeczkę:
-A może by ich tak nazwać Rosalia i Stephan? Po naszych rodzicach?- szukam ucieczki u Jonathana, który również nie jest zadowolony propozycjami dziedziczenia imion po zmarłych.
-Właściwie to myślałem, żeby dziewczynce dać na imię Hope. Co ty na to kochanie?
-Hope i Luck, brzmi pięknie- dodaję swoją propozycję i wszyscy na nowo zaczynamy ożywioną dyskusję, ale ja i tak wiem, że moje dzieci, to moja NADZIEJA NA SZCZĘŚCIE!*
*************************
Na koniec pozytywny akcent, żeby Was nie zasmucić na koniec dnia, który przeleżałam w łóżku( jestem trochę chora, ale jeszcze żyję, spokojnie rozdziały będą :F) Co do nadziei na szczęście, to wymyśliłam to dawno i to chyba była jedyna rzecz w tej "książce" zaplanowana. Nadzieja( HOPE)+ Szczęście( LUCK)= Nadzieja na Szczęście, czyli Hope i Luck. Trochę dziwne, ale wpadłam na to czytając Wasze propozycje na imiona i chyba wyszło nieźle, z resztą nie wiem. Dajcie znać, czy Wam się podoba :*
-NiktSpecjalny
CZYTASZ
Milioner, a jednak nadal kocha!
RomanceNadal mam w sobie to uczucie, które nigdy nie wygasło! Można o wszystkim zapomnieć,nawet o tym,że się kochało, lecz zawsze jest ktoś kto nam o tym przypomina- dziecko, moje dziecko! Tu również okładkę wykonała niezawodna _Liff_, które bardzo dzięku...