NATASHA :
Właśnie mija ostatni dzień nieobecności Jonathana. Przez cały ten tydzień, czułam się okropnie, ale rozmawiając z Jonathanem starała się brzmieć jakby wszystko było w porządku. Nie chciałam psuć mu planów i zmuszać go do powrotu do domu, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, że ten kontrakt był dla niego szczególnie ważny. Bardzo długo na niego pracował i nie mogłam pozwolić, aby zaprzepaścił tak ogromną szansę. Pewnie byłby wściekły gdyby coś mi się stało, lecz na szczęście nic mi nie jest i już dzisiaj odbiorę go z lotniska. Nie mogę się tego doczekać! W końcu go przytulę, pocałuję i nie będę puszczać do końca dnia. Szybko wstałam z łóżka, żeby zdarzyć się wyszykować, co jest trudne, gdy wygląda się jak beczka. Założyłam tunikę i leginsy, czyli coś w co jeszcze się mieszczę, po czym zrobiłam lekki makijaż i można uznać, że byłam gotowa. Oczywiście nie mogłam wyjść bez śniadania, bo moje dzieciaczki domagały się jedzenia. Nie wiem, gdzie oni to wszystko mieszczą, ale nie zamierzam teraz się nad tym zastanawiać, ponieważ mam mało czasu. Na szybko zjadłam płatki z mlekiem i w biegu wyszłam z domu. Nie mogę sobie wyobrazić, co będzie z dwójką dzieci, jak ja sama nie mogę się wyszykować na czas. Samolot Jonathana wyląduje za jakieś 10 minut, a ja utknęłam w korku. Jakby tego było mało, dzieciaki dają o sobie znać, aż za bardzo. Skrzywiłam się z bólu, jaki poczułam w okolicach podbrzusza. Znowu te skurcze, masakra.
-No spokojnie, poczekamy na tatusia. Dobrze? - próbowałam uspokoić siebie i małe szkraby, bo brakowało mi tylko tego abym zaczęła rodzić na środku ulicy. Wdech i wydech, wde...
-Ałaaaa- krzyknęłam zupełnie nie kontrolując swojego ciała, bo ono już dawno przestało mnie słuchać. Ból był nie do opisania!
-Wszystko w porządku? - zaniepokojony głos szofera, dobiega zza szyby.
-Chyba musimy zmienić plany. Ja, ja, chyba...Ałaaaaa, rodzę - momentalnie przyspieszyliśmy, przez co wbiło mnie w fotel. Na szczęście po korku nie było praktycznie śladu, po wyjechaniu na autostradę. Byłam cała zdyszana i spocona, ale czego nie robi się dla dzieci. Kocham je mimo, że jeszcze się nie urodziły, jednak co kilka minut konsekwentnie przypominają mi, że chcą wreszcie przyjść na świat.
-Powiadomię Pana Jonathana - nie zamierzałam się sprzeciwiać, bo bardzo go tutaj potrzebowałam, żeby zapewnił mnie, że wszystko będzie dobrze i nic się nam nie stanie. Mój oddech stał się płytki i przerywany nagłymi skurczami. Czułam jak po każdym z nich opadam z sił, a do szpitala zostało jakieś 5 minut drogi. Przeraziłam się w momencie, gdy poczułam wilgoć między nogami. Odeszły mi wody, to już teraz!
-Ja rodzę, pośpiesz sieeeee- ostatnie słowo praktycznie wykrzyczałam, przez ból.
-Już dojeżdżamy - nawet to zapewnienie nie było w stanie mnie uspokoić, ponieważ czułam że lada chwila mogę urodzić. Nawet w tym samochodzie. Dopiero po ujrzeniu loga szpitala odrobinę się uspokoiłam, lecz wciąż kierował mną strach.-Lekarza! Kobieta rodzi- w błyskawicznym tempie przy moich drzwiach znalazł się szofer, a chwilę po nim pielęgniarka z wózkiem. Opadłam na niego bezsił wciąż czując rozrywający mnie ból.
-Co ile skurcze?
-Skąd ja mam to wiedzieć? Nie patrzę na zegarek kiedy mnie boli- całą swą złość wyżyłam na bezbronnej pielęgniarce, choć niczemu nie była winna.
-Spokojnie, a tatusia poprosimy z nami- już chciałam zaprzeczyć, że jeszcze go nie ma, ale właśnie w tym momencie podjechał tak dobrze mi mężczyzna.
-Już jestem kochanie- Jonathan podbiega do mnie, nawet nie zamykając drzwi taksówki.
-Tak się boję- z całych sił wtulam się w Jonathana, ale po chwili rozluźniam uścisk, czując że kolejny skurcz nadchodzi. To będzie długi dzień!
JONATHAN:
Nie no ja chyba tego lekarza zabiję na miejscu. Kazał mi czekać na krześle, jak gdyby nigdy nic, żebym nie przeszkadzał na sali porodowej. Tam się rodzą moje dzieci! A ja w tym czasie siedzę bezczynnie i czekam na jakiekolwiek wieści.
-Co z moją córką?- niespodziewanie na korytarzu pojawia się zdenerwowana matka Natashy, która musiała tutaj biec, bo nawet Adriana jest o kilka metrów za nią.
-Rodzi- powiedziałem, co wiedziałem, po czym wszyscy znowu usiedliśmy i czekaliśmy aż to wszystko się skończy i będziemy mogli zobaczyć Maleństwa! W przeciągu kolejnej godziny do szpitala przyjechała również i moja rodzina, ale drzwi do porodówki nadal pozostawały zamknięte, aż do momentu, gdy stanął w nich lekarz.
-Gratulacja, został pan ojcem- MAM DZIECI! MOJE DZIECI! Łzy same cisną mi się do oczu i nie zwracam uwagi czy to jest męskie czy nie. Teraz chcę zobaczyć moje Skarby.
-Mogę?
-Żona i dzieci na pana czekają- od razu uśmiech pojawia się na mojej twarzy. Żona- jak to pięknie brzmi, a już za niedługo stanie się to rzeczywistością i stworzymy naszą rodzinę. Jedyną i niepowtarzalną. Delikatnie odchylam drzwi i prześlizguję się do środka, gdzie na sam widok kraja mi się serce. Piękny widok, który zapamiętam do końca życia!
-Moja Nadzieja na Szczęście- szepce Natasha tuż nad moim uchem, gdy pochylam się nad Hope i Luck' iem.
-Nasza, kochanie. Nasza!
*************************
Wbrew pozorom nie jest to ostatni rozdział tej "książki", lecz przedostatni. Zaraz zacznę go pisać i jeszcze dziś skończymy Milionera. Dziękuję wszystkim Wam, którzy przez tak długi okres wspieraliście mnie i znosiliście moje lenistwo. Ale jeszcze nie czas na pożegnania, do zobaczenia :*
-NiktSpecjalny
CZYTASZ
Milioner, a jednak nadal kocha!
RomanceNadal mam w sobie to uczucie, które nigdy nie wygasło! Można o wszystkim zapomnieć,nawet o tym,że się kochało, lecz zawsze jest ktoś kto nam o tym przypomina- dziecko, moje dziecko! Tu również okładkę wykonała niezawodna _Liff_, które bardzo dzięku...