13. Moja rodzina

11.3K 476 27
                                    

JONATHAN

-Dobrze się dzisiaj czujesz?- pytam Natashę, aby upewnić się, że ani jej, ani dziecku nic się nie stało po naszej, wczorajszej i upojnej nocy.

-Świetnie- daje mi całusa, a ja znowu kładę się na poduszkę i zamykam oczy.- Wstawaj śpiochu, ty idziesz do pracy, a ja odbieram mamę ze szpitala.

-O nie, nie idę dzisiaj do pracy- naciągam poduszkę na głowę, ale po chwili czuję, jak Natasha siada na moim brzuchu, dlatego otwieram oczy.

-Na prawdę? To znaczy, że razem pojedziemy do szpitala, a potem pomożesz mi w przygotowaniu kolacji?- co mogę odpowiedzieć, gdy widzę jej słodką minkę?

-Oczywiście kochanie- wstaję do pozycji siedzącej i zbliżam swoje usta do ust mojej narzeczonej, która w ostatniej chwili odsuwa się, a ja zastygam w miejscu.

-No to na co czekamy? Szybko- Natasha zeskakuje z łóżka i ucieka do łazienki. Nawet w takim momencie nie mogę się na nią złościć. Z jękiem wstaję z mojego miejsca, po czym idę do garderoby po szarą koszulkę, czarne spodnie i marynarkę, które zakładam, ale przerywają mi odgłosy dochodzące z łazienki.

-Kochanie, coś się stało?- pytam zaniepokojony, tym że znów powróciły mdłości.

-Tak, zaraz wyjdę- odpowiada niepewnym głosem, a po chwili przekręca klucz w drzwiach, dlatego natychmiast wchodzę do łazienki.

-Źle się czujesz? Może sam pojadę po twoją mamę, a ty odpoczniesz?- próbuję jakoś przekonać ją do odpoczynku, bo wiem, że go potrzebuję, jednak zdaję sobie sprawę z tego jak jest uparta i to może być bardzo trudne. Jestem na pozycji, z góry, uznane na niepowodzenie.

-Pytasz serio?- wiedziałem.

-Dobrze w takim razie czekam na dole- żegnam się z Natashą czułym pocałunkiem i schodzę na dół po kluczyki.


NATASHA


Sama nie wiem co mi jest. Gdy się obudziłam wszystko było dobrze, a w łazience strasznie zakręciło mi się w głowie i upadłam. Może po prostu za szybko wstałam z łóżka, albo to znowu objawy ciąży. Jeśli moje maleństwo urodzi się zdrowe, to jestem w stanie znieść wszystko, nawet, to że przytyje kilka kilogramów. Obmywam twarz zimną wodą i połykam coś na ból głowy, po czym wychodzę z łazienki, zabieram torbę i dołączam do Jonathana w samochodzie.

-Na pewno nic ci nie jest?

-Jedź już!- mam dość tej jego troski. Jak pomyślę, że muszę wytrzymać jeszcze kilka miesięcy, to chcę rodzić, choćby już dzisiaj. Przez całą drogę panowała między nami grobowa cisza, lecz może to i lepiej, przynajmniej nie wybuchnęłam. Dzisiaj miało być tak pięknie, a jest jak zawsze.

-Gotowa?- pytam mamę, od razu po wejściu do sali.

-Twoja mama musi u nas jeszcze zostać- zamiast mamy odpowiada mi Trevor, którego wcześniej nie zauważyłam, za to nigdzie nie widzę mojej rodzicielki.

-Ale jak to, przecież wyniki były dobre!- bulwersuję się na myśl o przedłużeniu pobytu mamy w szpitalu.

-Kochanie, uspokój się- Jonathan łapie mnie za rękę, ale wyrywam ją mu i zaczynam gestykulować rękami z nerwów, tuż przed twarzą Trevora.

-Mów co z nią, bez owijania w bawełnę!

-Uspokój się, to może zaszkodzić dziecku- na ten argument uspokajam się na tyle ile to możliwe.- Twoja mama gorzej się poczuła i zabraliśmy ją na szczegółowe badania, teraz właśnie miałem oglądać jej wyniki, a pielęgniarka zaraz ją tutaj przywiezie- tak jak Trevor powiedział, po chwili do sali wjeżdża mama na wózku.

-Jak się czujesz mamuś?- pytam, przytulając ją.

-Przepraszam, wiem że ta kolacja była dla ciebie ważna- łka w moje ramię.

-Teraz najważniejsze jest twoje zdrowie i nic nie jest ważniejsze- pomagam jej przejść na łóżko i wyczekująco patrzę w stronę Trevora.

-Wygląda na to, że to osłabienie organizmu i spadek ciśnienia- zrozpaczona przytulam, z całych sił, Jonathana. Znowu wszystko się wali nam na głowę. - Nie ma co się załamywać, wystarczą tylko odpowiednie leki i zalecam leżenie, a co do wypisu to jest nadal aktualny.

-Ale czy to bezpieczne?- pytam, bo szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś o wiele gorszego.

-Nie ma obaw, przyjdź do mnie po wypis i receptę- kiwam na Jonathana, żeby on to zrobił, a ja zabieram torbę mamy.

-Na szczęście cię nie zawiodłam i dzisiaj możemy zorganizować tę kolację- jestem pewna, że gdyby tylko mogła to podskoczyłaby pod sam sufit.

-Nie będzie żadnej kolacji, Jonathan jest dużym chłopcem i zrozumie, że teraz musisz odpoczywać- przynajmniej mam taką nadzieję, bo w jego przypadku wiek nie zawsze idzie w parze z odpowiedzialnością.

-Porozmawiamy o tym jeszcze w domu, a teraz zabierz mnie stąd, w końcu- z uśmiechami na ustach podchodzimy do Jonathan, który zabiera ode mnie torbę i z moją rodziną jadę do domu!

**************************

Pewna osoba już nie mogła się doczekać, dlatego w niecałe pół godziny napisałam 13 rozdział. Co prawda mało się w nim dzieje, ale to taki przejściowy okres i już w następnym rozkręcimy trochę nowy wątek. Nie podaję dokładnej daty kolejnego rozdziału, bo za tydzień w sobotę mam zawody i muszę jakoś pogodzić naukę i treningi :*

-NiktSpecjalny

Milioner, a jednak nadal kocha!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz