Rozdział XII

2.8K 187 14
                                    

Podnoszę wzrok i napotykam te czarne oczy, które prześladowały mnie w snach. Snach dzieciństwa. Jak one mogą żyć? Przecież sama rzuciłam te zaklęcie. To niemożliwe. Czy on potrafi wskrzeszać zmarłych?

Nagły ból przeszywa moje ciało. Ja jednak już w nim nie jestem. Czuję jakbym rozpłynęła się w powietrzu i tylko obserwuję całą scenę z boku. Co się ze mną dzieje? Dlaczego nie potrafię tego przerwać? Jestem przecież potęgą!

Powoli podnoszę swoje ciało, a zdziwiona i wystraszona kobieta odskakuje ode mnie. Odchodzi do swojego pana, a on tak samo jak ona, nie wie co robić.

- Rockell- odzywa się kobieta. - Jestem twoją matką. Chyba nic mi nie zrobisz?

- Ona nie ma różdżki, Bello - odpowiada Czarny Pan i zaczyna się śmiać. To nie jest normalny śmiech. Nie wywołuje aprobaty u innych, a raczej przeraża. Aż ciarki przechodzą po ciele.

Delikatnie uśmiecham się i macham prawą ręką. Szyby w oknach pękają, a  odłamki szkła lądują na ziemi. W ich oczach widzę strach, jednak nie przejmując się wykonuję dalej mój plan.

Moją rożdżkę trzyma Voldemort. Odbieram mu ją bez większego problemu. Bella najwyraźniej wystraszona chce uciekać, ale jej Pan nie pozwala. Woli mieć ją przy sobie, aby mieć się kim zasłonić w razie potrzeby.

- Tom, nie narażaj mojej matki. Może chciałbym jeszcze z nią porozmawiać? - Idę powolnym korkiem w ich stronę, unosząc delikatnie brew przy pytaniu. Na twarzy Belli mogę zauważyć ulgę.

- Tak? Aby na pewno? - dopytuje się Voldemort. Prycham cicho i odwracam się do nich plecami. Mimo tego, że nie widzę Czarnego Pana wiem, że zaraz spróbuje mnie zaatakować.

Odwracam się w momencie, aby wytrącić jednym ruchem dłoni nóż z ręki Lorda. Co dziwne, on nie chciał zranić mnie, lecz moją matkę.

Ostrze spada na podłogę, a cichy dźwięk świadczy o tym, że złamało się na pół. Uśmiecham się triumfalnie. Nie wygrałam wojny i dobrze to wiem, ale nie przegrałam tego starcia.

- Gdzie jesteśmy? - pytam powoli podchodząc do Belli. Kobieta spogląda na swojego pana, chcąc uzyskać jakiejś podpowiedzi. Ten jednak odwraca się do niej plecami - Mów. On ci nic nie zrobi.

- Malfoy Manor. - odpowiada Bella. Łapię moją matkę za rękę i teleportuję pod bramy Hogwartu.

- Choć. - mówię i otwieram wrota zaklęciem. Może i chcieli zabezpieczyć przede mną zamek, jednak dlaczego założyciel Hogwartu nie może do niego wejść?

Kobieta idzie za mną i rozgląda się z przerażeniem. Pewnie nie wie po co ją tu zabrałam. Nagle drzwi zamku otwierają się i wybiega do nas Severus. Uśmiecham się do niego, ale on tego nie odwzajemnia. Na jego twarzy widać zmartwienie.

- Rockell! Uciekaj! - krzyczy. Nie cofam się. Idę dalej.

- Dlaczego? - pytam. Mimo wszystko to miejsce jest stworzone przez mnie. A Dumbledore nic mi nie zrobi.

- On tu zaraz będzie. Zniszczy cię. - odpowiada mi tato. Jego wzrok pada na Bellę, które idzie za moimi plecami. - Powiedziałaś jej?

- Nie. Voldemort mi powiedział- prycham i zostawiam ich samych kierując się do zamku.

To ja powinnam chronić ten zamek i będę to robić. Nawet jeśli miałbym stracić życie.

Wychodzę do Wielkiej Sali gdzie trwa kolacja. Wzorku wszystkich uczniów oraz nauczycieli pada pośród na mnie. Wzruszam ramionami i kieruję się do Dumbledore'a. Wszyscy zebrani zaczynają wstawać i klaskać. Nie wiem co tu się dzieje, dopóki nie słyszę ich pierwszych wiwatów. Cieszą się, że wróciłam.

Córka Severus'a Snape'a 2 /  Być potęgą || H.P. S.S. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz