Rozdział XVII

2.1K 126 16
                                    

Kwiecień powoli się kończy. Jeszcze tydzień i rozpocznie się piękny miesiąc. Piękny, lecz nie dla nas. Wojna się skończy, ale śmierć zabierze swoje żniwa. Wielu ludzi zginie. Jestem zła na siebie, że nie mogę tego zmienić, choć bardzo bym chciała.

Sytuacja w Hogwarcie zaczyna nabierać tempa. Wszyscy przygotowują się do wojny. Uczniowie uczą się najpotrzebniejszych obronnych zaklęć. Nauczyciele trenują strategię obronną zamku. Dyrektor wraz z Severus'em planują atak na armię Voldemorta. Niestety Czarny Pan wie, że w moim tacie znajduje się cząstka jego duszy, więc tato będzie pilnowany przez Śmierciożerców, aby nic mu się nie stało.

Nikt z nas nie chce wojny, walki i rozlewu krwi. Niestety musi do tego dojść. Inaczej nie dam rady poznać ciemnej strony. Voldemort zrozumie, że nie jest najpotężniejszy. Nasze straty będą większe niż Śmierciożerców. Stracimy wielu dobrych i uzdolnionych ludzi. Będzie to dla nas wielka strata.

Spoglądam smutno na błonia Hogwartu. Stoję na wieży zachodniej i rozglądam się wokół zamku. Mimo obrony zamku, nie wiemy czy ktoś przypadkiem nie przedrze się przez mury. Ja jednak wpatruję profesor McGonagall, która ma wrócić ze spotkania z Voldemortem. Mam nadzieję, że udało się jej coś ustalić.

Wiatr wieje, a gałęzie delikatnie poruszają się na nim. Wiosna wydaje się bardzo piękna tego roku. Kwiaty kwitną, a ich zapach roznosi się po świecie. Trawa jest soczyście zielona. To wszystko jest takie fantastyczne. Szkoda, że już niedługo będziemy zmuszeni to zniszczyć. Samotna łza spływa mi po policzku. Wybieram ją natychmiast. Nie mogę pozwolić sobie na chwilę słabości.

Profesor McGonagall pojawia się przed bramą Hogwartu. Przyglądam się jej dokładnie. Nie ma żadnych ran i nie wygląda na torturowaną. Uśmiecham się pod nosem, bardzo się z tego ciesząc. Nie chciałam, aby coś jej się stało i najwyraźniej tak jest. Kobieta wie, że na niskim czekam i gdy przekracza granice zamku, szybkim krokiem pędzi w moją stronę.

Po kilku minutach słyszę kroki na schodach. Nie odwracam się. Czekam, aż Minewra wejdzie na piętro. Wraz z jej przybyciem zrywa się mocny wiatr. Nie wiem czy to coś symbolizuje, ale zaczynam się obawiać, że tak.

Kobieta staje na wprost mnie, a ja powoli odwracam się do niej twarzą. Uśmiecham się delikatnie i spoglądam na innych przybyłych na wieżę. Jest mój tato, profesor Dumbledore i Malfoy. Na widok tego ostatniego jestem bardzo zdziwiona. Nie mówię, jednak nic.

- Minewro, opowiadaj. - mówi dyrektor. Wszyscy zgromadzeni wpatrują się wyczekująco w profesor McGonagall.

- Szykują atak na szkołę. Już niedługo. Nie podali ostatecznej daty. Chcą zabrać i zabić Pottera. - mówi kobieta.

- To wszystko? - dopytuje Draco. Minewra kręci głową.

- Voldemort chce zabrać Severus'a, gdyż odkrył sposób na zniszczenie horkruksa. - szepcze. Odwraca się do Snape'a i kontynuuje - Nie jest jednak pewien czy przypadkiem niszcząc horkruksa w tobie, nie zabije ciebie.

Na mojej twarzy pojawia się smutek. Nie chcę tracić taty. To jedyna bliska mi osoba. Moja jedyna rodzina. Nie będę mieć już nikogo na tym świecie. Po wojnie zostanę sama. Owszem, zamieszkam z Draco, bo to mój mąż. Jednakże myśl, że mam ojca bardzo mnie cieszyła. A poznałam go dopiero, gdy miałam jedenaście lat.

- Nie zginiesz - mówię natychmiast. Nie wiem jak ma się cała sytuacja toczyć dalej, ale będę go bronić. Nie zginie. Prędzej sama umrę.

- To może być konieczne... - odzywa się nagle Dumbledore. Widząc mój wzrok, milknie.

Nie mogę uwierzyć, że to powiedział. Przecież Severus był mu oddany. Zawsze robił wszystko co mu kazał. A on? Zero współczucia, zero sympatii. Chcę znów wykorzystać go do swoich chorych planów. Nie pozwolę na to.

Muszę dostać się do Komnaty Tajemnic. Po raz kolejny zajrzę w przyszłość. Chcę wiedzieć co się stanie dalej. Czy ktoś zginie, a jeśli tak to kto. Zginą uczniowie to pewne, ale dla mnie ważne jest czy zginie mój tato.

Podnoszę glowę do góry i widzę se Severus odchodzi na drugą stronę wierzy. Od razu ruszam szybkim krokiem. Kontem oka widzę, jak profesor McGonagall zatrzymuje dyrektora. W duchu bardzo jej za to dziękuję.

- Ojcze - podchodzę do niego. Staję obok  i wpatruję w jego twarz. Mężczyzna na razie nie zwraca na mnie uwagi. Patrzy się w przestrzeń. Jakby się nad czymś zastanawiał. Nie przeszkadzam mu na razie. Nie chcę wyrywać go z zamyślenia.

- Rockell, jesteś moją jedyną córką i chcę, abyś usłyszała teraz całą prawdę o tym co się stało, kiedy byłaś małą dziewczynką - odzywa się nagle tato, a ja nie mam pojęcia co mam mu odpowiedzieć. Zawsze chciałam poznać prawdę o mojej rodzinie, lecz teraz nie jestem tego pewna. Może lepiej jest nie wiedzieć?

Ostatecznie kiwam głową, zgadzając się. Nie chcę smucić, ani być nieposłuszna tacie w takich chwilach. Może to ostatnia rozmowa jaką przeprowadzimy? I do końca życia będę tego żałować. Wolę, aby tak się nie stało.

Tato nagle przytula mnie. Jestem zdziwiona, aczkolwiek odwzajemniam uścisk. Czuję się teraz taka bezpieczna. Wcześniej nie potrafiłam docenić tego, że mam taką wspaniałą osobę obok siebie. Dopiero teraz w obliczu śmierci, widzę to. Chciałabym zmienić tok wydarzeń. Niestety, nie mogę. Nie mam tak wielkiej mocy. 

Odchodzę od taty i niemal biegiem ruszam do Komnaty Tajemnic. Muszę się dowiedzieć kto ma pisną długą, piękną i bohaterską przyszłość, a kto powinien żegnać się ze światem. Oczywiście nie wyjawię tajemnicy, ale uspokoję sama siebie. 

***

Po wizycie w Komnacie Tajemnic, ruszam do gabinetu mojego taty. Powinien już tam być. Nie chciałam z nim rozmawiać dopóki się nie upewniłam kilku faktów. Jestem jeszcze bardziej zdenerwowana, niż byłam wcześniej. Pukam delikatnie w drzwi i wchodzę. 

Ojciec siedzi na krześle za biurkiem i nawet nie podnosząc oczu znad kartki, wskazuje mi palcem gdzie mam usiąść. Zajmuję wskazane miejsce i czekam, aż zacznie mówić. Nie chcę zaczynać jakiegoś niepotrzebnego tematu. Tatę zawsze to wyprowadza z równowagi. 

- Pamiętasz coś z dzieciństwa? - pyta tato, a ja zaczynam się zastanawiać. Po chwili kręcę głową. Nie mam żadnego wspomnienia, oprócz tych, o których dowiedziałam się od opiekunek w sierocińcu.

- Chciałabym, ale nie. - odpowiadam na głos, widząc, że tacie nie wystarcza odpowiedź poprzez gest. 

Zapada pomiędzy nami cisza. Czekam na kolejne pytanie. Kiedy to ma się zdarzyć, drzwi do gabinetu otwierają się z wielkim hukiem. Do pomieszczenia wbiega profesor McGonagall. Kobieta wygląda na zmartwioną i zdenerwowaną.

- Będą po ciebie... jutro... wieczorem... - mówi w między czasie łapiąc oddech. Tato wzrusza ramionami, będąc tą informacją niewzruszony. Ja również znam każdy krok Lorda. Nie zdziwi mnie już nic.

- Minewro, zostaw nas - wycedza przez zęby. Zszokowana reakcją pani profesor obraca się i wychodzi. - Kontynuując. Musimy przenieść się czterdzieści lat do tyłu. Masz już trzydzieści sześć lat, a wyglądasz na szesnaście.

Taka była prawda. Mój wygląd nie zmienia się od szesnastego roku życia. Nie wiem dlaczego. Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni po opowieści taty. Chciałabym ją już usłyszeć. 


***
Hej! 

Ciekawi co będzie dalej? 

Przepraszam, że rozdział nie pojawił się przez ferie. Nie miałam weny i czasu na pisanie. Mam nadzieję, że teraz to nadrobię. 

Córka Severus'a Snape'a 2 /  Być potęgą || H.P. S.S. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz