Rozdział XVIII

1.8K 112 1
                                    

Wpatruję się w tatę, oczekując jego dalszych pytań lub opowiedzenia całej historii. Mężczyzna najwyraźniej bije się z myślami, co widać po jego skupionej minie. Nie zawsze okazuje on jakieś emocje, zmienia wyraz twarzy. Jeśli już to robi to najczęściej, kiedy jesteśmy sami albo stanie się coś złego. Coś co wpłynie na jego zimne serce. 

- Tak jak mówiłem. Czterdzieści lat temu poznałem twoją matkę. Bellatrix Lestrange. To była i dalej jest piękna kobieta. Byłem wtedy po rozstaniu z Lily. Tylko Bella chciała mi pomóc. Spotykałem się z nią codziennie. Czarnego Pana nie było. mogliśmy robić co chcemy. Oczywiście do czasu. - przerywa na chwilę. Łapie się za głowę i głośno wzdycha. - To była noc. Mieliśmy spotkać się po raz ostatni. Bella musiała trafić do Azkabanu. Mnie uratował Dumbledore. Zaprosiłem ją do małej mugolskiej kawiarenki. Mogliśmy porozmawiać ze sobą w spokoju, bez morderczych spojrzeń ze strony innych czarodziei. 

- Tato, jeśli chcesz to nie musisz mówić - widzę jak męczy się z opowiedzeniem tej historii. Nie wiem co się wtedy stało. - Pomogę ci. 

Mając dar odczytywania myśli i wnikania do mózgu innych mogę pomóc tacie. Nie mogę patrzeć jak się męczy. Czekam, aż się zgodzi. Nie chcę robić tego bez jego zgody, ponieważ może być coś o czym nie powinnam wiedzieć.  Tato kręci na boki głową i pokazuje mi ręką, abym chwilę poczekała.

- Na tym spotkaniu Bella wyznała mi, że jest w ciąży. Od razu wiedziałem, iż jestem ojcem. Pokiwałem głową i zgodziłem się zaopiekować tobą, gdy ona będzie w więzieniu. I wtedy nasz kontakt się urwał. Po ośmiu miesiącach dostałem list. Musiałem szybko zgłosić się po ciebie. W innym wypadku dementorzy zainteresowali by się tobą. - kiwam głową. Na pewno tak by się stało. - Odebrałem cię. Byłaś taka malutka. Jak na złość pojawiły się plotki, że Czarny Pan powrócił. Nie wiedziałem co mam zrobić. Musiałem szybko cię oddać jakiejś mugolskiej rodzinie. I wykonałem to. 

- Jak znalazłam się w sierocińcu? Przecież moja matka umarła. - mówię, nie wiedząc już w co mam wierzyć. To wszystko teraz jest takie pokręcone. 

- Oddałem cię bardzo miłej kobiecie pod opiekę. - mówi tato, zdenerwowanym głosem, gdyż  mu przerywam. - Kobieta ta, zmarła trzy lata później. Musiałem oddać cię do sierocińca. Przebrałem się i zaniosłem. Nie mogłem zabrać cię do Hogwartu, było to wtedy niemalże niemożliwe. Dyrektorka tego sierocińca zmieniła twoje dane. Nie mogła znaleźć listu, który jej dałem zanosząc cię tam. Dlatego nie masz pełnego imienia wpisanego w dokumentach. I nigdy nie powinnaś trafić do jednej klasy z Potter'em. Jesteś od niego o rok młodsza.

Nie mogę w to wszystko uwierzyć. To jest takie pokręcone. Chciałabym zadać tacie mnóstwo pytań, lecz po jego minie wiem, że to jeszcze nie koniec. Czekam, aż zakończy swoją opowieść.

-Gdy miałaś sześć lat bardzo poważnie zachorowałaś. Medalion Salazara Slytherina cię uratował. Zaniosłem go do sierocińca, przebrany za lekarza. Nie wiem jak to się stało, że jesteś z nim spokrewniona. Wybrał cię. Każdy z założycieli Hogwartu wybiera sobie swojego dziedzica. Ty jesteś jego, dlatego ten medalion cię uratował, a Salazar w ten czas naznaczył cię sobie jako swoją córkę. 

- Naprawdę? - dopytuję, nie mogąc w to uwierzyć. Nigdy bym o tym nie pomyślała.

- Tak. - odpowiada tato i kontynuuje - W wieku dziesięciu lat, skoro już znasz swój wiek to będę tak mówić, zabrałem cię z sierocińca, ponieważ musiałaś pojawić się w Hogwarcie. Nauczyciele wiedzieli, że jesteś za młoda, mimo tego miałaś ogromną moc i niesamowite umiejętności. Byłem z ciebie taki dumny. 

- A co się stało z mamą? Przecież Czarny Pan uwolnił ją i uciekła z więzienia. Nie chciała się ze mną zobaczyć? - dopytuję. to jedyna rzecz, na którą bardzo pragnę odpowiedzi.

- Chciała cię wciągnąć do kręgu Czarnego Pana, ale ja jej nie pozwoliłem i sam do końca nie wróciłem. Znienawidziła mnie. Dopiero, gdy ty tam poszłaś stwierdziła, że może ze mną rozmawiać. - kończy tato, a ja kiwam głową. Muszę to sobie teraz wszystko poukładać. 

Żegnam się z tatą i wychodzę z gabinetu. Idę do swoich posiadłości. Resztę wieczoru spędzę na czytaniu książek. Dziś jest przedostatni dzień kwietnia. Powinnam przypomnieć sobie kilka przydatnych i potrzebnych mi zaklęć. Wojna rozpocznie się już niedługo. W przeciągu czterech dni wszystko się zacznie i skończy. Ciemna i biała strona mocy staną naprzeciw siebie i będą walczyć. Mimo wszystko ciągle nie wiem kto wygra. Nie wiem czy dojdzie do decydującego starcia Harry'ego i Czarnego Pana. 

Ćwiczę proste zaklęcia. Te najbardziej potrzebne. Tymi skomplikowanymi zajmę się jutro. Muszę mieć na nie siłę. Niektóre są bardzo, bardzo mocne i ciężkie. Trudne formuły i ruchy ręką też muszę zapamiętać. W pewnym momencie spoglądam na zegar i widzę drugą w nocy. Odkładam różdżkę, książki i kładę się do łóżka. Po raz ostatni przed snem rozmyślam nad tym, co może wydarzyć się w najbliższych dniach.

***

Na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Przez okna w sypialni wpadają pierwsze promienie słońca. Tak nocy nie mogłam spać. Budziłam się co chwilę, aż w końcu stwierdziłam, że to nie ma sensu i wstałam. Piję teraz pyszną herbatę w sypialni na łóżku. Niedługo w moich komnatach ma zjawić się Draco wraz z tatą.

Widząc na zegarku piątą trzydzieści schodzę z łóżka i idę do łazienki. Biorę szybki prysznic i zaplatam włosy w warkocza. Przechodzę do garderoby i rozmyślam nad ubraniem. W końcu dochodzę do wniosku, że zakładanie szaty lub sukienki nie ma sensu. Voldemort ze swoją armią może nadejść w każdym momencie.

Zakładam zwykłe mugolskie ubrania. Czarne rurki, bluza i letnia kurtka, wszystko tego samego koloru. Na koniec zakładam martensy. Są to moje ulubione buty. Wygodne i praktyczne. Pierwszy dzień maja zapowiada się dobrze. A na pewno dzięki pogodzie.

- Rockell!

Obrażam się i momentalnie wpadam w ramiona chłopaka. Przytulam go mocniej. Moja miłość do niego jest nieskończona, wielka i jedyna. To on jest moją jedną miłością. Nie chcę go stracić. Nie mogę. Otwieram oczy i widzę tatę, stojącego przy drzwiach. Uśmiecham się do niego i jeszcze bardziej wtulam w Draco.

Nagle rozlega się głośne pukanie do drzwi. Tato bez zastanowienia otwiera się, a ja dochodzę od męża. Draco również zaciekawiony sytuacją, obraca się. Do pomieszczenia wpada profesor Dumbledore.

- To już jutro! Jutro tu będą!

Krzyczy i wybiega. Spoglądam na tatę i kiwa głową. Po chwili i on wychodzi. Zostajemy sami. Malutka łza spływa mi po policzku. Jutro wszystko się rozpocznie. Wojna. Dlaczego musiało do niej dojść?

- Rockell, ja... wiedz, że bardzo Cię kocham i będę Cię chronić na wszystkie sposoby podczas wojny. Musisz przeżyć dla mnie - mówi chłopak, a ja kiwam głową.

- Ja ciebie też... - szepczę i łączę nasze usta w pocałunku. Pocałunku pełnym tęsknoty i bólu.

***

Hej!

Tak jak obiecałam jest szybciej. Niedługo zakończymy to opowiadanie.

Jak wam się podoba rozdział? Mam nadzieję, że dobry :)

Córka Severus'a Snape'a 2 /  Być potęgą || H.P. S.S. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz