Rozdział II

224 21 5
                                    

~ Perspektywa Cass ~

Przez całą noc próbowałam zwizualizować to co zamierzam zrobić. Byłam niespokojna, przerażona wręcz - kłamstwem byłoby stwierdzenie, że jest inaczej. Me serce biło dramatycznie szybko, jeśli bym się nie uspokoiła mogłabym dostać ataku. Obgryzałam nerwowo paznokcie, a oczy bolały mnie z powodu braku snu.

Naprawdę chciałam to zrobić. Postawić się rodzicom i zejść do Piwnicy. Najważniejsza zasada, której mnie nauczono, miała teraz zostać złamana. Przez piętnaście lat zastanawiałam się, co leży pod moimi stopami, co ukrywają moi rodzice, i co stwarza te niepokojące dźwięki w nocy. Dzisiaj to odkryję.

Tamtego wieczoru obmyśliłam plan. Wezmę największy, najostrzejszy nóż z kuchni i po prostu zejdę na dół. Jeśli naprawdę jest tam coś złego, zabiję to. Jeśli nie, straciliśmy 15 lat martwiąc się o nic. To nie będzie zbyt mądre, ale nie chce o tym myśleć, bo mogę stchórzyć.

Mój tata wyszedł już do pracy, a mama pisała właśnie listę zakupów.
,,Naprawdę chciałabym, abyś pojechała ze mną''. Powiedziała to niemal błagalnie.
Nie. Nie. Nie... Nie.
,,Będzie w porządku mamo. Znam zasady''. Powiedziałam uspokajająco. Przytaknęła niechętnie i podniosła swoje puste torby.
,,Wrócę najpóźniej za godzinę''. Powiedziała i ruszyła w stronę jej zielonego Forda Focus.

Pomachałam jej na pożegnanie, po czym westchnęłam. Czy to co chcę zrobić naprawdę jest tego warte? Nie ma tam nic niebezpiecznego, tak? To tylko ,,popsuty bojler'' jakby nie patrzeć...
Nagle wszystkie wspomnienia uderzyły mnie z ogromną siłą.

Dudnienie na schodach w środku nocy. Ja, skulona wśród rodziców, gdy ryk był nie do zniesienia. Drapanie i dyszenie zza moich drzwi. Noc, gdy zemdlałam na korytarzu.

Jestem dosć pewna, że widziałam coś tamtej nocy, lecz nie pamiętam co dokładnie. Napewno było to wystarczająco straszne abym zemdlała.
Z jednej strony, nieważne co to jest, nigdy mnie nie szkrzywdziło. Z drugiej, to coś rozwaliło barykadę taty, której do dziś nie naprawił.

Pytanie które sobie zadaję brzmi: czy starczy mi odwagi aby zejść na dół? Usiadłam zrezygnowana na podłodze opierając się o drzwi frontowe.
Osobiście nie myślę że to bojler, a moi rodzice pewnie wiedzą co tam się kryje i boją się wyznać mi prawdę.

Szybki rzut oka na mój zegarek i okazuje się że jest już 11:45. Siedziałam tu dwadzieścia minut tracąc czas, który miałam przeznaczyć na śledztwo. Ignorując poczucie zagrożenia zaczęłam cichutko zmierzać w kierunku kuchni, gdzie wzięłam największy nóż z szuflady. Cienkie, dwudziestocentymetrowe ostrze i czarny, solidny uchwyt dodawało trochę pewności siebie. Ale tylko trochę.

Serce biło mi bardzo szybko i zaczęłam się pocić. Posuwanie się w kierunku drzwi było bardzo trudne. Drzwi nigdy nie były zamykane od czasu zniszczenia barykady. Tata przyjął to jako ostrzeżenie i nigdy już ich nie blokował. Gdy położyłam dłoń na klamce serce stanęło mi w gardle. Pociągnięcie jej wymagało ode mnie wiele wysiłku. W powietrze wzbiły się tumany kurzu, lecąc w kierunku kuchni. Moje ręce dostały gęsiej skórki od chłodu i strachu.

Nie otworzyłam nawet drzwi do końca. Liczyłam w myślach do stu, po tym dom dalej wypełniała martwa cisza. Głęboko oddychając, popchnęłam drzwi i zaczęłam patrzeć się w ciemność. Nie wygłądało na to, że był tu jakiś włącznik światła. Przeklęłam siebie za nie przyniesienie latarki, ale byłam zbyt zestresowana aby wracać.

Klatka schodowa była zrobiona z szarego betonu i miała wiele pęknięć - jakby ktoś wielokrotnie uderzał w ziemię młotem. Powietrze było zimne i miało niezbyt przyjemny zapach. Stopa mi dygotała gdy stawiałam pierwszy krok w kierunku nieznanego. Uniosłam nóż do góry.
Kolejny krok w dół. I kolejny. I kolejny.

Gdy wykonałam czwarty krok w dół, zdawało mi się że usłyszałam hałas, coś jak warczenie. Przymknęłam powieki na kilka sekund po czym znowu je otworzyłam. Minutę zabrało moim oczom przyzwyczajenie się do nienaturalnej ciemności.
Jeśli mogłabym cofnąć czas wolałabym nigdy ich nie otwierać.

Para świecących ślepi patrzyła się na mnie. Próbowałam krzyczeć, lecz nie mogłam nic z siebie wykrztusić. Białe, lodowate oczy były jedyną rzeczą którą widziałam. Istota wydawała się badać mnie wzrokiem z niesłychaną ciekawością. Starałam się, lecz żaden dźwięk nie opuścił mych ust.

Kolejny skowyt, tym razem głośniejszy, rozniósł sie po Piwnicy. Oczy dalej gapiły się na mnie, nie zważając na przybycie kolejnej pary ślepi pod nimi. Dwa stworzenia zajrzały do mojej duszy. Cichy szept dochodził z dołu schodów i stawał się coraz glośniejszy i głośniejszy, aż do chwili gdy stał się nieludzkim wrzaskiem. Pierwsza para oczu, lodowatych oczu, zaczęła wyciągąć w moim kierunku pazury, jakby szept był rozkazem.
Odwrócenie się plecami do zbliżającego się potwora było bardzo trudne, ale nigdy nie przeszłabym schodów gdybym tego nie zrobila. Potknęłam się i upadłam, po czym zorientowałam się, że w mojej ręce nie ma noża. Wrzask dalej był głośny i przenikliwy. Ciche powarkiwanie zblizało się jednak coraz wolniej.

Chciałam juz kopnąć drzwi i zamknąć je na zawsze, lecz bylam zmuszona spojrzeć za siebie. Dzikie i lodowate, białe oczy, grzywa ze srebnymi pasemkami i mój nóż pomiędzy zębami. Cztery długie, chude kończyny były oblepione błotem i miały pazury ostre jak brzytwa.

Potwór zatrzymał się na czwartym stopniu od schodów i popatrzył się na mnie. Ostatecznie, z mojego gardła wydobył się krzyk. Potwór nie zwrócił na to uwagi. Łzy popłynęły z moich oczu. Coś zbliżało się w moim kierunku wydając hałas, jakby ktoś biegł. Zamknęłam oczy i zwinęłam się w kulkę, próbując wybudzić się z tego koszmaru.

Drzwi otworzyły się z ogromną siłą, prawie wypadając przy tym z zawiasów. Dwie silne ręce objęły moje ciało. Zaczęłam wierzgać się i krzyczeć, myśląc że potwór mnie dopadł.

,,Cass... Cass, uspokój się! To ja, twój ojciec!... Dzieciaku, to ja!". Spojrzałam w górę spodziewając się widoku nawiedzonych oczu i srebnej grzywy humanoidalnego stwora, lecz to naprawdę był mój tata. Zza jego ramienia dostrzegłam zamknięte drzwi od piwnicy.

Bojąc się, zaczęłam się cofać próbując odepchnąć od siebie ręce ojca.
,,Ogarnij się, tato! Musimy uciekać, MUSIMY! Jeśli tego nie zrobimy, to coś nas zabije! Nie chcę umierać... Widziałam to na własne oczy, to nie bojler lecz potwór! Pewnie zginiemy jeszcze dziś!". Krzyknęłam przez moją bolącą głowę. Tata wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju gościnnego.

Ułożyl mnie na czarnej, skórzanej kanapie i usiadł obok trzymając mnie za ręce.

,,Dlaczego...? Dlaczego zrobiłaś coś tak... tak głupiego?! Po latach wychowywania, ostrzegania, ty dalej się nie słuchasz. Czemu...". Puścił me dłonie i zaczął drapać się po nosie.

,,Po protu chcę wiedzieć czemu to zrobiłaś, Cass. To naprawdę było tak trudne aby zostawić to w spokoju?". Zapytał. W jego głosie było czuć zmęczenie i strach.

,,Tak. To było trudne. Czemu? BO BOJLERY NIE WYDAWAJĄ TAKICH DŹWIĘKÓW! Nie łażą sobie po domu w nocy waląc w moje drzwi jak zagubiony piesek." Mój głos był przepełniony strachem.

Tata westchnął i mocno mnie przytulił.

,,Spróbuj o tym zapomnieć. Ale ostrzegam cię, Cassie Lewis: Nie. Mów. Twojej. Matce. Zrozumiano?". Powiedział niskim, ostrzegawczym tonem.

,,Dobrze, tato. Bardzo przepraszam." Wydawało mi się że wymamrotał coś w stylu ,,ja też".

Powinnam posłuchać. Niepotrzebnie otwierałam drzwi Piwnicy. Coś mi mówiło że dzisiejsza noc będzie najgorszą, jaką kiedykolwiek przeżyłam.

Siostrzyczka w Piwnicy |TŁUMACZENIE|ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz