Rozdział 17

809 47 9
                                    

20 stycznia 2017

*Steve*

Od czasu odwiedzin Bucky'ego dużo myślał. Miał rację, że tęsknił za Avengers, za byciem w akcji. Myślał o tym, żeby zająć się czymś innym, ale do niczego innego się nie nadawał. Był żołnierzem stworzonym do walki. W końcu podjął decyzję. Wszedł do bazy Avengers, akurat korytarzem szedł Fury.

- Fury, znajdzie się jeszcze mój strój? - zapytał.

- Chcesz wrócić? - zapytał Fury mierząc go jedynym okiem.

- Nie, nie wiem. Teraz Kapitanem Ameryką jest Bucky, a ja nie chcę tego zmieniać... Chcę tylko pomóc znaleźć Tony'ego i jego synka - odpowiedział.

- W takim razie znajdzie się, chodź za mną - powiedział.

Fury zaprowadził go do pomieszczenia, w którym wisiał jego strój. Gdy tylko go ubrał poczuł się jak nowo-narodzony.

- Brakuje tylko tarczy - powiedział cicho zakładając maskę. - Ale teraz należy do Bucky'ego.

- Na razie należy do Starka. Barnes nie chce jej przyjąć dopóki na nią nie zasłuży - powiedział Fury. - Avengersi aktualnie znajdują się w Polsce, w Warszawie. Pośpiesz się, to może uda ci się ich dogonić.

- Dziękuję - powiedział.

- Nie myśl sobie, że pochwalam twoje ostatnie zachowanie - powiedział grożąc mu palcem.

- Też nie pochwalam swojego ostatniego zachowania - westchnął.

- Weź quinjeta, będzie szybciej - powiedział.

Fury odprowadził go na lotnisko, gdzie wsiadł do quinjeta. Usiadł za sterami i wystartował. Gdy był już w powietrzu włączył panele retrowizyjne, żeby samolot stał się niewidzialny.

*Vision*

Siedzieli w małej warszawskiej knajpie. Weszli tu, bo Avengersi nie jedli nic od początku misji, nie licząc kanapek w biegu. On jedyny nic nie jadł, bo tego nie potrzebował, a poza tym wolał się skupić na umyśle Tony'ego. Nie mieli absolutnie żadnego tropu. Rumlow mógł wywieźć jego i Bruce'a gdziekolwiek. Nie wiedzieli nawet na którym kontynencie są.

- Może powinniśmy odpuścić? - zapytała Wanda. - Szukamy ich już ponad miesiąc bez skutku.

- Jeśli chcesz się poddać, to nikt tu cię na siłę nie trzyma - powiedział chłodno Clint.

- Nie powiem Lenie i Rhodeyowi, że przerywamy poszukiwania, bo nie przynoszą one skutku - odezwał się po raz pierwszy odkąd weszli do knajpy. - Nie spocznę dopóki nie znajdę Tony'ego i Bruce'a, choćbym miał znaleźć tylko ich martwe ciała i choćbym musiał zrobić to sam.

- Dobra, Vision, nie tak ostro, ludzi straszysz - powiedziała Scarlet unosząc ręce w geście obronnym.

Dopiero teraz zauważył, że ze zdenerwowania nieświadomie przewrócił krzesło na którym siedział i teraz unosił się w powietrzu. Ludzie rzucali się do ucieczki, o ile nie sparaliżowało ich ze strachu.

- Przepraszam, najmocniej państwa przepraszam - powiedział lądując i stawiając krzesło z powrotem na nogi.

- Myślę że powinniśmy już stąd wyjść, twój kamień za bardzo rzuca się w oczy - powiedziała półszeptem Natasha.

Potrzebujemy siebie 2✔T.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz