25 marca 2017
*Rhodey*
Mały Tony już od trzech dni był w Stark Tower. Lena pozwoliła położyć go w kołysce Bruce'a, z której i tak już nie korzystał, a na jej nienarodzonych jeszcze synów czekała kołyska dla bliźniaków, kupiona jeszcze przed porwaniem Bruce'a. No i oczywiście w warsztacie stała nowoczesna kołyska przerobiona na kołyskę dla bliźniaków.
- Ten dom trochę odżył, odkąd jest z nami mały, nie sądzisz? - zapytała Maria podchodząc do niego, gdy przyglądał się ich śpiącemu synkowi.
- Trochę, Lena ma jakby lepszy humor i częściej wychodzi z sypialni, ale boję się, że to nie potrwa długo - odpowiedział.
- Żeby ten dom mógł naprawdę odżyć potrzeba Tony'ego i Bruce'a - westchnęła.
- Właśnie. Nie wiem jak Lena sobie poradzi, jeśli ich nie uratują - powiedział.
- James... myślę że powinniśmy się zastanowić kto będzie chrzestnym naszego synka, jeśli Stark nie przeżyje - powiedziała cicho.
- Nie będę się nad niczym zastanawiał. Tony będzie chrzestnym naszego dziecka i nie chcę słyszeć żadnych wątpliwości czy przeżyje - powiedział stanowczo.
- Przepraszam, wiesz że też chcę, żeby Tony i Bruce wrócili cali i zdrowi - powiedziała przytulając się do niego.
- Wiem - powiedział całując ją w czoło.
*Tony*
Był już mocno zirytowany przebywaniem w tej celi. Najbardziej wkurzało go to, że Bruce był tak blisko, ciągle słyszał jego płacz, a nie mógł mu pomóc. Tęsknił za Leną, za wszystkimi włącznie z Buckym, a nawet za Rogersem. Chciałby poczuć ruchy Jima i Eda w brzuchu mamy, zdążyć przed porodem. Poznać swojego chrześniaka. Ale nie wiedział nawet czy będzie mógł się do nich bezpiecznie zbliżyć. W dodatku czuł się tu samotny. W dzień mógł pogadać z Visionem w jego umyśle, ale w nocy był sam. Noce, takie jak ta, głównie spędzał na myśleniu lub szukaniu tropu gdzie jest. Jak na razie bez skutku. Przyłapał się nawet na tym, że brakuje mu wizyt Rumlowa. Ten nadal trzymał się od niego na dystans i nie odzywał się ani słowem. Przestraszony i milczący Rumlow niejako napawał go satysfakcją. Zdarzało mu się wyobrażać jak ten wybucha w jego pobliżu. Byłoby lepiej dla niego, gdyby tak się stało, bo ominęłoby go cierpienie, które mu zada, gdy już go uwolnią. Nagle drzwi do jego celi otworzyły się i zobaczył Rumlowa. Mężczyzna nie przekraczając progu puścił coś na ziemię. Tym czymś okazał się zwinięty pancernik. Rumlow popchnął go tak, że potoczył się w jego stronę. Tony obserwując toczące się zwierzę modlił się w duchu, żeby nie zbliżyło się do niego. Gdy zwierzę było półtora metra od niego, wybuchło. Kawałeczki jego pancerza rozleciały się po całej celi. W chwili wybuchu pancernika poczuł ból we wszystkich częściach ciała. Zacisnął zęby żeby nie krzyknąć. Zanotował sobie w pamięci, żeby przekazać Visionowi, że to co się z nim dzieje, jest bolesne także dla niego. Wcześniej tego nie czuł, bo zawsze działo się to wtedy, gdy android był w jego umyśle, a ten nie jest w stanie odczuwać bólu. Na szczęście ból szybko zniknął. Rumlow poszedł zamykając drzwi celi i zostawiając szczątki pancernika. Tony cieszył się, że okno było uchylone, bo chyba by nie wytrzymał od tych gnijących szczątek zwierząt, zwłaszcza konia. Co prawda musiał je wąchać tylko w nocy, gdy Vision nie kontrował jego umysłu, ale jednak.
*Vision*
Ciągle znajdowali się na polu. Nie musieli nawet się ukrywać, bo rzadko kto tędy przejeżdżał. Czasem wysyłał Falcona na patrol, ale nic poza tym. Kapitan uważał że powinni się ruszyć, ale on nie widział sensu w marnowaniu paliwa quinjeta. I niby gdzie mieli się ruszyć? Nadal nie mieli żadnego tropu. Rano jak zwykle wszedł do umysłu Tony'ego. Ten przekazał mu złe wieści.
CZYTASZ
Potrzebujemy siebie 2✔T.S.
FanficTony Stark odnalazł stabilizację u boku Leny. Jednak szczęście bywa ulotne, zwłaszcza że zło nie śpi. Miliarder będzie musiał znowu założyć zbroję Iron-Mana, żeby ocalić rodzinę. To zadanie okaże się trudniejsze niż myślał. Avengersi będą musieli ru...