Kolejny koszmar... || XIII

161 20 4
                                    

Obudził mnie dziwny dźwięk... Jakby syczenie węża. Moja wyobraźnia pracowała i natychmiast poczułam jakby naprawdę jakiś wąż po mnie pełzał. Otworzyłam oczy i błyskawicznie wstałam do siadu. Rozejrzałam się. Węża nie było. Całe szczęście. Odetchnęłam I dla pewności raz jeszcze się rozejrzałam po pokoju. Coś mam złe przeczucie do tego dnia...

Na szczęście był to sen. Wstałam spokojnie rano, pościeliłam łóżko, odsłoniłam firany, które o dziwo nie zostały zerwane... jeszcze nie zostały. Był piękny słoneczny dzień. Widzę, że dzisiaj będzie dosyć miło. Pogoda w końcu mi sprzyja. Uśmiechnęłam się I poszłam przebrać. Następnie zeszłam rutynowo na dół na śniadanie.

-Dzień dobry! -chłopacy usłyszeli mój radosny głos.

Oni jakoś nie byli w sosie. Serio? Dlaczego kiedy ja mam dobry humor to oni nie? Westchnęłam cicho. Usiadłam na swoje miejsce. Gdy tylko moja pupa zetknęła się z krzesłem poczułam dziwne ukłucie i odskoczyłam piszcząc. Co to? Kanato wybuchł śmiechem. Reiji wstał i wskazał mi drugi krzesło. Przełykając ciężko ślinę usiadłam tam gdzie mi kazano. Kątem oka spojrzałam na krzesło, które wcześniej zawsze należało do mnie. Czekaj...czekaj.. co?! Przeraziłam się. Zmarszczyłam brwi i aż zrobiłam się cała czerwona ze wstydu.

-Haha... Tsuki została dziabnięta w tyłek przez węża!- śmiał się Kanato.

To dlatego było mi wstyd. Jego słowa to racja. Zaraz... właśnie. Od tego zamarłam. To.. to wąż! Co? Nie rozumiem... czy to ma jakiś związek z moim snem? Och... myślałam, że to będzie dzień bez pecha, ale się odezwał. Że też musiałam usiąść na węża i zostać ugryziona w zad... Pomasowałam się dyskretnej po miejscu bólu. Au...

-Ekhem..-zakaszlnął Reiji.- A więc. Tsuki, to jest [Imię, które wam nie podam ♡]

-Och.. Dzień dobry...i przepraszam. -podrapałam się po głowie. Hmf... Rozejrzałam się. Kompletu chłopaków nie ma. Brakuje Shu. Skwasiłam minę. Spojrzałam w stronę Subaru, szybko odwrócił wzrok. Chyba się mi przyglądał. O Niee... Ayato się szczerzy. Reiji poprosił mnie siadając bym sprowadziła Shu. Niechętnie się zgodziłam. Wstałam i wyszłam z jadalni. Jestem ciekawa gdzie Shu... Najpierw postanowiłam poszukać go w salonie. Może spać na kanapie... a najwyżej drugą opcją będzie jego pokój. No chyba, że jeszcze łazienka! Zarumieniłam się myśląc o sytuacji w łazience. To było krępujące, aż do teraz o tym myślę. Wzdychając dotarłam do salonu. Rozejrzałam się dokładnie. Kanapa, pusta. Dywan, czysto. Nie, nie ma tu Shu. Hmf... Muszę sobie przypomnieć gdzie jego pokój. Sama nie wiem. Nie zwiedzam ich pokoi. Weszłam do losowych drzwi. Tak, to jego pokój. Wow... Nie ma go tu. No to ostateczne miejsce! Łazienka. Z nadzieją, że go znajdę powędrowałam do łazienki. Niestety wyszłam z niej rozczarowana. Nie ma go. Normalnie jakby zniknął. Wcale mi się nie spieszyło ze znalezieniem go i wróceniem do chłopaków. Mruknęłam cicho idąc korytarzem. Hmf... Gdzie jest Shu? Bawimy się w grę czy co? Weszłam do pokoju gier. Chciałam se spokojnie usiąść na kanapie, ale zamiast na miękkiej sofie usiadłam na czyichś nogach. Spłoszona podskoczyłam.

-Shu! -uśmiechnęłam się.

Chłopak spał sobie spokojnie. Och... Jak tak na niego patrzę to serce mi się rozkleja. Jest słodki jak mu się tak przyjrzeć... Kucnęłam przy nim czule się uśmiechając. Och, wciąż ma te same słuchawki. Czy on się z nimi rozstaje? Haha... Wątpię. Byłam ciekawa co słucha. Powoli chwyciłam za jedną słuchawkę. Gdy miałam już wyjąć to się przeraziłam i zamarłam. Zostałam powstrzymana. Złapał mnie za nadgarstek. Dosyć mocno.. auu... to boli. Skwasiłam minę. Chłopak otworzył oczy i zaczął na mnie patrzeć. Ten wzrok... mnie krępuje. Zrobiło mi się głupio.

-P...Przepraszam- mruknęłam.-Ałć...

Shu spojrzał na mój nadgarstek. Zamknął na chwilę oczy cicho wzdychając. Po chwili ponownie je otworzył i puścił mój nadgarstek.

-Przepraszam...

Zaskoczył mnie. On... On mnie przeprosił! Haha... Aż uwierzyć nie mogę. Tak mi się miło zrobiło. Uśmiechnęłam się do niego. Potem poprosiłam go, by poszedł ze mną do jadalni. Odmówił. Pociągnął mnie do siebie i przytulił mnie jedną ręką do siebie. Byłam naprawdę zdziwiona. Wow... Nie spodziewałam się takiego ruchu po nim. Chwilę tak leżeliśmy. Było mi przyjemnie...czułam od niego ciepło. Prawie zasnęłam! Otworzyłam szeroko oczy i się odsunęłam. Zaczerwieniona wstałam i się otrzepałam.

-Ee... to ja idę, powiem, że nie chcesz przychodzić -odrzekłam.

Potem wyszłam. Wróciłam do chłopaków. Przez Shu moje serce szybciej zabiło. Jejku... Czułam cały czas gorąco na policzkach. Jeszcze na dodatek mi się przypomniało jak mówili, że śmierdzę. A to jest wkurzające. Przez to Ayato mi z czasem bardziej dokucza. Usiadłam spowrotem.

Po kilku godzinach spotkanie dobiegło końca. W końcu. Ale co tam, i tak nic nie robiłam. Siedziałam i słuchałam myśląc o niebieskich migdałach. A szczególnie o Shu... Podczas tego spotkania najbardziej krępował mnie Laito. Cały czas widziałam jak jego usta wymawiają "Bitch-chan ", a na dodatek mi machał! Udałam się do mojego pokoju. Gdy tylko zamknęłam drzwi światło zgasło. Co jest? Korki wysiadły? W ogóle nie było prądu. Kiedy chciałam otworzyć drzwi nie udało się. O co chodzi? Nie rozumiem. Wystraszyłam się. Idąc na ślepo w ciemności próbowałam dotrzeć do łóżka. Nieszczęsnym losem przewróciłam się. Usłyszałam szepty, dużo szeptów. Były wszędzie. W całym pokoju. Stawały się coraz głośniejsze. Przeraziłam się jeszcze bardziej.

-Kto tu jest?!-krzyknęłam.

Serce natychmiastowo zaczęło mi nawalać w klatce piersiowej. Strach... Strach mnie opanował. Zaczęłam krzyczeć i wołać chłopaków. Niestety szepty mnie zagłuszały. Gdy były już całkiem zrozumiałe słyszałam znajome głosy. To głosy... opiekunów i mieszkańców sierocińca. O nie...

-Haha! Fajtłapa!

-Co ty do cholery zrobiłaś?! Sprzątaj,  bo jak nie to wytrę tobą całą podłogę!

-Tsuki... Kocham cię... Hahaha! Żartuję! Dałaś się nabrać. Ciebie nikt nie pokocha!

-O fuu.. ona w ogóle nie ma stylu. Haha... Nie stać cię na nic.

Słyszałam to z szeptów. Załamało to mnie. To moje wspomnienia... Jak opiekunka grupy mi groziła... jak się ze mnie śmiali... I jak Kai zrobił ten chamski żart...  Popłakałam się. Mam dosyć. Szepty rozlegały się po całym pokoju. Były coraz głębsze i głośniejsze.

-Przestańcie!!! Dość! Błagam...-łkałam.

Nic nie pomogło. Nagle poczułam jak coś mnie obłazi. Były to jakieś robale. Karaluchy. Piszczałam i krzyczałam. Zero pomocy.

Obudziłam się nagle zrywając do siadu. Byłam cała zdyszana i spocona. Nie mogłam się uspokoić. Na szczęście udało mi się to. Czułam czyjąś obecność. Nie jestem sama. Spojrzałam w bok. Obok mnie leżał Subaru. Leżymy w jednym łóżku. Czekaj...co? O co chodzi?

|
|
|
V

TraGedia || Diabolik LoversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz