Rozdział Trzeci

82 17 0
                                    

Tori była znudzona.

To była lekcja matematyki jednocześnie ostatnia godzina tego dnia. Pan Dawson przeznaczył całą lekcję na rozwiązywanie dwudziestu zadań z trygonometrii. Tori miała z nimi drobne problemy, ale rozwiązała je mimo to dwadzieścia minut po rozpoczęciu ćwiczenia. Niestety do dzwonka pozostawało jeszcze trochę czasu. Tori bawiła się swoim naszyjnikiem ze złotym zniczem, który miała na szyi przez praktycznie cały dzień.

Spojrzała na niego ponownie i po raz pierwszy zobaczyła, że był na nim wygrawerowany pewien napis. Jak mogła tego wcześniej nie zauważyć? Spojrzała na drobne pismo, próbując odczytać to, co było tam napisane.

Otwieram się na sam koniec.

Szczęka Tori samoistnie się otworzyła.

Co to ma znaczyć? Pomyślała. Czy ja muszę umrzeć? Uśmiechnęła się na tą myśl. To głupie. Złoty znicz miał w sobie Kamień Wskrzeszenia. Czy w związku z tym..?

Tori otworzyła znicz, szybko wciągając powietrze haustami. Złoty znicz był skrytką. O kurczaczki pieczone, pomyślała Tori.

W środku Tori znalazła siebie i Ally śmiejące się i przytulające się nawzajem. Tori chciała krzyknąć ze szczęścia, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Była w tej chwili taka szczęśliwa, a ten naszyjnik od tej chwili znaczył dla niej o wiele więcej niż jeszcze dziesięć minut temu. Jedyne, czego chciała, to przytulić Ally właśnie w tej chwili.

W tym momencie przypomniała sobie, że Ally przyjeżdża dziś do Wisconsin, żeby spędzić weekend z Tori. Minęło mnóstwo czasu od ich ostatniego spotkania. Tori naprawdę tęskniła za swoją najlepszą przyjaciółką. Pomyślała o podziękowaniu i przytuleniu jej w sekundzie, kiedy ją dzisiaj zobaczy. Druga połówka znicza nie zawierała zdjęcia i była pusta. Zastanawiała się, czy umieści tam inne zdjęcie, chociaż jedno w zupełności wystarczało. To wszystko spowodowało, że poczuła się naprawdę szczęśliwa..

Zadzwonił dzwonek. Tori szybko zamknęła złoty znicz i zebrała swoje książki. Przeczekała, aż wszyscy wyjdą, cały czas siedząc w ławce. Kiedy ostatni uczeń opuścił salę, Tori wstała, a następnie również wyszła na korytarz. Był to dla niej pewnego rodzaju zwyczaj, nigdy nie chciała być na początku.

Tori kochała piątki, ponieważ kochała weekendy. Miała całą sobotę i niedzielę, żeby popracować nad nowymi rozdziałami Forbidden. Ten piątek zapowiadał się tym lepiej, że przyjeżdżała Ally. Tori spojrzała na siebie. Dziś miała na sobie czarną koszulkę z Twenty One Pilots. Natychmiast przyszła jej do głowy piosenka Migraine i zaczęła nucić ją pod nosem, lekko kiwając głową do rytmu.

-Thank God it's Friday 'cause Fridays will always be better than Sundays 'cause Sundays are my suicide days.

Prawie wszyscy już wyszli. W budynku nie było już nikogo, w piątki wszyscy wychodzili zaraz po lekcjach. Tori przechodziła korytarzem, a gdy wyszła na zewnątrz po jej lewej stronie znajdowały się boiska do koszykówki. Jej dom znajdował się dokładnie piętnaście minut spacerem od szkoły. Tori zupełnie nie przeszkadzała konieczność chodzenia, w zasadzie lubiła być sama. Przechodząc lubiła też obserwować okolicę. Nie było nikogo do rozmowy. Jedynymi dźwiękami były brzęki samochodów i jej własny głos, kiedy śpiewała swoje ulubione piosenki. Ta prawie - cisza była dla niej bardzo kojąca.

Nagle usłyszała wściekły jęk od strony boiska. Tori odwróciła głowę, żeby sprawdzić, kto tam był. Być może ktoś był w kłopotach albo potrzebował pomocy? Zatrzymała się, kiedy jej oczy zobaczyły tę osobę.

Being A Fangirl // PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz