Przebudził się, kiedy słońce już schowało się za horyzontem. Rozejrzał się dookoła. Nie pamiętał, kiedy zasnął. W każdym razie był wdzięczny na koc, którym ktoś go okrył. Nagle klimat się zmienił i było o wiele zimniej.
- Chłopaki? – zapytał szeptem, ale nikt mu nie odpowiedział. – Chłopaki? – powtórzył głośniej.
- Dobry wieczór. – Za kierownicą siedział teraz Jake, a obok niego CC ze słuchawkami w uszach i w półśnie. – Głodny? Postój?
- Gdzie jesteśmy?
- Nadal w Nevadzie, ale za niedługo powinniśmy wjechać do Idaho – odpowiedział mu. – Ashley pod nogami ma torbę z jedzeniem, znajdź coś sobie. Tylko go nie obudź – ostrzegł błagalnym głosem.
Najwyraźniej, kiedy on spał, Ash dawał się we znaki bezsensowną paplaniną. Nachylił się, w miarę jak pozwalał mu pas, i wyciągnął torbę z jedzeniem spod siedzenia basisty, uważając, by go nie trącić. Na dnie udało mu się znaleźć butelkę zielonej herbaty, wybrał sobie jeszcze jakiegoś słodkiego rogalika.
Podróż była naprawdę męcząca. Co za ironia – właśnie zmierzali do miejsca, w którym mieli wypocząć. Tylko że podróż do niego pochłonęła resztki ich sił i cierpliwości. Sen był najlepszym wyjściem, aby pozbyć się kilku godzin z życia, ale przecież nie dałby rady przespać dwudziestu godzin. Po trzech bolała go szyja, kurtka pod głową niewiele dawała. Starał się poprzeciągać choć trochę, ale na nic się to zdało. Pragnął już położyć się na równym łóżku i poleżeć tak kilka godzin. Latanie samolotami było uciążliwe, ale zaczynał doceniać wygodne siedzenia i większą przestrzeń.
- Zmienić cię? – zapytał Jake'a, przełknąwszy kęs rogala.
- Właściwie niedawno usiadłem. I zdaje się, że nie przewidzieliśmy twojej zmiany. Ashley prowadzi po mnie, a jak już dojedziemy do właściwego miasta, będzie prowadził CC.
- Boicie się, że kiedy wy będziecie spać, ja zawrócę? – zaśmiał się chicho. – Bez obaw. Jesteśmy już za daleko od domu, nie ma sensu wracać. Ash ma rację. Podoba mi się to wszystko. Nawet te kajdanki kiedyś będziemy dobrze wspominać przy piwie, nie? Ale muszę zapytać. Czy mogę już zadzwonić do Juliet?
- Telefon Jinxxa padł, mój też przez słuchanie muzyki, Ashley'a jest na wyczerpaniu, bo grał, a poza tym ma wyłączony. Jeśli znasz PIN, próbuj.
Zaklął w myślach.
- A CC?
- GPS, nie mogę ci go dać. Już jest ciemno i jestem zdany tylko na to. Dzwoniła – wyznał po chwili ciszy. – Tylko się nie denerwuj. Zadzwoniła do Asha, więc jej wytłumaczył, że jedziemy na wakacje i żeby nie próbowała się z nami kontaktować, bo będzie to bezcelowe.
- Znając Asha, wcale nie przekazał jej tego w taki miły sposób – burknął Andy, na co Jake nie odpowiedział.
Co prawda Purdy odrobinę sobie z nią żartował, ale przecież nie był niemiły. Może z wyjątkiem komentarza o łamaniu paznokci. To brzmiało złośliwie i było celowe. Juliet, bowiem, nie należała do kobiet, które lubią brudzić sobie ręce, nie lubiła domowych obowiązków i wykonywała je z wielką niechęcią i naburmuszoną miną. Preferowała obiady w restauracjach lub gdziekolwiek, gdzie ktoś po niej sprzątnie, a kurze wycierała raz w miesiącu. Już Andy bardziej dbał o porządek. W miarę możliwości starał się sprzątać systematycznie. Znacznie więcej czasu spędzali w jego domu. Juliet nieoficjalnie tam mieszkała i chyba to „nieoficjalnie" było powodem, dla którego rzadko pomagała w sprzątaniu.
![](https://img.wattpad.com/cover/83631826-288-k802897.jpg)
CZYTASZ
Last Rites | Andy Biersack ff
Fanfiction2014 rok. Andy zamierza oświadczyć się Juliet, ale ma pewne wątpliwości. Zarówno CC, jak i reszta zespołu, obawiają się, że mogą stracić cząstkę przyjaciela, dlatego CC wpada na pomysł, żeby wywieźć go z Los Angeles, gdzie tylko czuje presję. Zabier...