Rozdział 6

571 55 12
                                    

Pachniało już przed domem. Zapach ciepłego obiadu unosił się ponad lasem, kiedy wracali. Nie odczuwał głodu aż do tej pory. Kilka godzin w towarzystwie Celeste sprawiło, że zapomniał o wszystkim. O głodzie, o chłopakach, o zespole, o Los Angeles. O wszystkim. Skupił się na podziwianiu Sunbeam. Odwiedzili piekarnię, w której było tyle różnorodnych wypieków, że miesiąc by nie starczył na spróbowanie wszystkich. Potem udali się po warzywa i owoce, następnie nabiał. W międzyczasie wstąpili do jednej z uroczych kawiarenek na koktajle i to właśnie tam spędzili najwięcej czasu.

Celeste opowiadała mu o Sunbeam, o szkole, o najbliższych przyjaciołach, planowała już nawet wypad do Yellowstone. Nie pytała o nic. Czasami jakby czekała, aż on powie coś o sobie, ale jeśli dłuższą chwilę się nie odzywał, kontynuowała. Cierpliwie czekała, aż sam się otworzy i zechce mówić. Więc w końcu zaczął. Niczym na pierwszej spowiedzi zaczął opowiadać o swoim życiu od początku. O marzeniach o sławie, o poznaniu chłopaków, o tatuażach, imprezach, alkoholu, Juliet. Opowiedział jej, jak ją poznał i dlaczego się w niej zakochał. Uświadomił sobie w pewnym momencie, że cały czas używa czasu przeszłego. „Kochałem ją za...", „Lubiłem w niej..." Czy to było naturalne? Skoro nieświadomie używał czasu przeszłego, to znaczy, że przestał ją kochać? Nie, kochał Juliet, tego był pewien. Tylko którym rodzajem miłości?

- Myślałam, że już nie wrócicie - zaśmiała się Angela, kiedy weszli do kuchni. Ponieważ była ona połączona z jadalnią, przez drzwi widzieli chłopaków, którzy natychmiast się odwrócili, słysząc głosy.

- Andy! - Ashley wystrzelił jak z procy, zatrzymując się dopiero przed Andym i łapiąc go za ramiona. - Z tobą jak z dzieckiem! Spuścić na chwilę z oka i już uciekasz. Cholera, myśleliśmy, że na piechotę chciałeś wracać do Los Angeles! Potem pomyśleliśmy, że albo się zgubiłeś w lesie, albo ktoś cię porwał. Pamiętaj, tylko my możemy cię porywać. Jeszcze jedna taka akcja i przypnę cię kajdankami do siebie. Jake nam powiedział, że poszedłeś na spacer, ale, stary, ile można spacerować? Ty nie jesteś przyzwyczajony do bycia na świeżym powietrzu, do natury nie jesteś przyzwyczajony. Widzisz? Zbladłeś. No blady jak ściana jesteś. To trzeba stopniowo, Andy, nie można tak dużo oddychać. Tu jest inny klimat, możesz się rozchorować od tlenu. Siadaj, dzieciaku, bo nam zaraz zemdlejesz. Boże, kto do tego dopuścił, żeby go samego z domu wypuścić? Przecież to takie delikatne... - Ashley załamywał ręce, podczas gdy cała reszta zgromadzonych gapiła się na niego szeroko otwartymi oczami. Andy, zdawało się, chciał mu kilka razy przerwać, ale przyjaciel mu na to nie pozwolił. Celeste przygryzała policzki od wewnątrz, żeby nie parsknąć śmiechem. Wiedziała, że Ashley jest zabawny i szalony, ale nie sądziła, że aż tak. Ashley odchrząknął i przysunął się jeszcze do Andy'ego, po czym zaczął mówić szeptem, tak żeby reszta chłopaków go nie słyszała. - Wybacz, stary, ale po twoim zniknięciu zaczęliśmy obwiniać Christiana, że cię nie pilnował, a on wtedy uczepił się, że to ja jestem najstarszy i powinienem o ciebie dbać. Także ten... Także ten... - powtórzył głośno. Jego wzrok pomknął ku drobnej postaci, stojącej nieco za Andym. - Ashley jestem.

- No wiem. - Celeste wybuchła śmiechem. - Celeste. - Podała mu rękę, a drugą ocierała łzy zbierające w kącikach. Ashley szarmancko ucałował jej dłoń.

- CC? - zwrócił się do przyjaciela, który właśnie podszedł. - Raczysz wyjaśnić...

- Cześć, mała. - CC go nie słuchał. Zamknął blondynkę w mocnym uścisku i podniósł z podłogi, kiedy owinęła ramiona wokół jego szyi. - Tęskniłem.

- Ja też tęskniłam - wymamrotała z twarzą oplecioną jego włosami.

- To jest Celeste, córka Angeli, o której miałem wam powiedzieć, ale nie było okazji - wyjaśnił w końcu Christian.

Last Rites | Andy Biersack ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz