44. I am a war kid

12K 676 123
                                    

Przeczytaj notkę pod rozdziałem!

Problemy przez Andie zaczęły się dopiero w Melbourne. Chłopcy mieli koncert na stadionie lub czymkolwiek, co powinno służyć jako wielka przestrzeń, natomiast Bryana otrzymała jakąś super ważną sesję zdjęciową i akurat tak złożyły się daty, że mogła w niej uczestniczyć. Mali-Koa powinna do nich dołączyć dopiero następnego dnia i Andie pozostała jedyną dziewczyną w towarzystwie 5 Seconds Of Summer, a także jedyną osobą, która miała tłoczyć się za sceną. Ostatecznie zbuntowała się przeciw temu, postanawiając wyjść w pojedynkę ze swoim longboardem - a raczej nie swoim, a wypożyczonym z niedalekiego sklepu.

Andie jeździła na tym rodzaju deski od czasów młodości, a dokładniej zaczęła, kiedy miała dwanaście lat. Posiadała wiele wspaniałych chwil, ale jeszcze więcej bolesnych upadków i pozostało jej dużo blizn po tym wszystkim, jednak nie zwracała na to uwagi.

Tym razem, Andie zaszalała i wjechała na nie ten chodnik, na który powinna, więc zaliczyła wielką i mocną glebę, jak lubiła to nazywać. Skończyło się to raczej upokorzeniem, a nie bólem, głównie dzięki adrenalinie - wiedziała, że po chwili zacznie piec jak diabli. Zasługą krótkich ubrań, Andie skończyła ze zdartym łokciem, obitym i posiniaczonym kolanem, a dodatkowo krwawiącymi dłońmi, dużym siniakiem na twarzy i również krwawiącym zadrapaniem.

Rany nie były głębokie, jednak krew lała się na tyle, by jakaś przechodząca pani zainteresowała się Andie.

- Czy ktoś cię pobił? - zapytała ze zmartwieniem na twarzy.

Andie chciała się roześmiać, ale powstrzymała to i jedynie pokręciła przecząco głową, poprawiając uchwyt na desce. Po upadku musiała szybko pozbierać się z ziemi i gonić ją, by żadne auto nie zniszczyło longboarda. Ostatnie, czego chciała, to płacić za zniszczenie tak drogiej rzeczy.

- Nie, proszę pani - odpowiedziała. - Po prostu się przewróciłam.

Starsza pani spojrzała na trzymaną deskę i ze zrozumieniem pokiwała głową. Potem pogrzebała chwilę w torebce i wyciągnęła wilgotne chusteczki, podając je Andie.

- Tobie bardziej się przydarzą.

Kobieta ruszyła w dalszą drogę, a Andie wyrzuciła zakrwawione chusteczki, którymi próbowała się ogarnąć, ale jedyne, co osiągnęła, to rozsmarowanie krwi na ciele. Z ulgą użyła czegoś wilgotniejszego, aczkolwiek rany nie przestawały jej brudzić.

Przez pół godziny musiała siedzieć na ławce, by się ogarnąć. Dopiero po tym mogła zwrócić longboarda, żartując ze sprzedawcą na temat swojego upadku. Mężczyzna z długimi włosami nawet podarował jej dwa plastry - jeden na zdarty łokieć, a drugi na kość policzkową. Właśnie w takim wydaniu Andie wróciła na miejsce koncertu - z brudnymi jeansowymi spodenkami i poplamioną przez krew bluzką. Ale miała ogromny uśmiech na twarzy i to wystarczyło.

Na początku dostrzegł ją Cameron. Był przerażony wyglądem Andie i podbiegł do niej tak szybko, jak jeszcze nikt nigdy nie biegł. A ona śmiała się cały czas, głównie z samej siebie i tego, jak dała się podejść tamtemu chodnikowi.

- Chryste Panie, kto ci to zrobił? - zapytał ochroniarz.

- Chodnik - odparła ze wzruszeniem ramion.

Cameron spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami, nie rozumiejąc ani trochę.

- Jechałam na desce i przewróciłam się, cała historia - wytłumaczyła w końcu.

- Luke chyba umrze na twój widok.

- Ale przecież mam plaster! - zażartowała.

Mężczyzna w końcu zaśmiał się, jednak nie tak głośno jak Andie.

I'm (not) your girl | L.H. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz