12. "Nazywaj to sobie, jak chcesz."

4.8K 297 142
                                    

Coś wgniata mi się w policzek. Ale tak chamsko. A mi tak bardzo nie chce się jeszcze wstawać! I chyba mam kaca. Ale moralnego, a nie takiego normalnego. Przecież nie wypiłam wczoraj dużo. Chyba. Znowu tłumaczę się sama przed sobą? Nieważne, trzeba ogarnąć sytuację.

Podnoszę się na trzy.

Jeden...

Dwa...

Trzy!

Otworzyłam zaspane oczy, po czym powoli zaczęłam podnosić głowę. Ogarnęłam wzrokiem całe pomieszczenie.

Wiem, co to za pokój. Jeden plus. Tu oglądałam wczoraj z Justinem film przy winie, ale na jednej butelce się nie skończyło. Jestem bardziej niż pewna, że on wypił więcej ode mnie. Bardzo szybko przestał się na mnie gniewać i obawiam się, że na trzeźwo nie byłby w stanie mnie przeprosić. To i tak bez sensu... To ja powinnam wraz z Liamem i chłopakami wszystkich przeprosić. Zwłaszcza oni.

Nieważne. Nie podniosłam głowy po to, by snuć refleksje.

Skierowałam swoją uwagę na poduszkę. Zmarszczyłam brwi, widząc rozgniecione ziarno popcornu.

Obudziła mnie słona przekąska? Naprawdę?! Skąd to się tu wzięło? W łóżku jest tego pełno. Czuję. Ale na poduszce?

Która godzina?

Skierowałam wzrok na zegarek stojący na szafce nocnej.

8:13?! To są jakieś jaja?! Mogłam sobie jeszcze przynajmniej z godzinkę pospać! To nie! Wredny popcorn musiał mnie obudzić! Ta złośliwość rzeczy martwych! Że też Justinowi musiało wpaść do głowy, by się nim rzucać!

A no właśnie... Gdzie jest Justin? Bo w łóżku go... chwila.

Wprawiłam jedną nogę w ruch, by wybadać teren łóżka.

Nie, nie ma go tu.

Spojrzałam przez ramię.

Nie, nie ma. Pamiętam, że był tu ze mną wczoraj. Nie przypominam sobie, by się gdzieś wybierał. Przecież zasypiałam w jego ramionach... O Boże.

Drzwi do łazienki otworzyły się. Wiem, że tam jest łazienka. Byłam w niej wczoraj chyba z dziesięć razy. Do pokoju wszedł Justin w białej bokserce i ciemnych spodniach. Kąciki jego ust delikatnie drgnęły w górę, gdy nasze spojrzenia się spotkały.

- Nie śpisz już? – zapytał zdziwiony. Podszedł do lustra znajdującego się kilka centymetrów od drzwi prowadzących do reszty apartamentu.

Ono tu było wcześniej? To lustro. Chyba. Chyba tak. Musiało. Nie pamiętam. Nie zwróciłam uwagi.

- Obudziłam się przed chwilą. – odpowiedziałam cicho. Przekręciłam się, po czym powoli zaczęłam podnosić swoje ciało do pozycji siedzącej. Przymrużyłam oczy. Szum w głowie zaczyna mnie już drażnić.

- Połóż się jeszcze. – oznajmił, otwierając jedną z szuflad komody znajdującej się pod lustrem. Wyciągnął z niej niewielki pojemniczek. To chyba jeden z tych „magicznych" smarowideł. Daisy pokrywała nimi blizny, zadrapania, siniaki, by je jakoś zakryć i szybciej wyleczyć. Coś jak puder, ale o trochę innym zastosowaniu. – Nie ma potrzeby, żebyś wstawała tak szybko.

- Nie mogę już spać.

Tak, skłamałam, ale nie będę spać. Chociaż chcę, ale nie będę.

Przytaknął. Otworzył wieczko, nabrał trochę smarowidła na palce, po czym zaczął je ostrożnie wcierać pod okiem. Musiał tego używać już wcześniej, bo prawie nie widać, że miał wczoraj spotkanie trzeciego stopnia z pięścią czy czymś innym.

JOKER || JB [stara/pierwotna wersja] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz