- Ronnie, chodź tu. – usłyszałam głos Daisy, a zaraz potem złapała mój nadgarstek i pociągnęła w stronę ciemnego przejścia.
Ruszyłam posłusznie za dziewczyną w kierunku szatni.
Daisy oparła się o drzwi. Upewniła się, czy nikogo nie ma ani w szatni ani w pobliżu nas.
- Co się stało? – zapytałam niepewnie, widząc wypisany niepokój na jej twarzy.
- Coś mi tu nie gra. – oznajmiła krótko. Mimo, iż w szatni pali się lampa, to prawie w ogóle nie widzę Daisy. Chyba spojrzała gdzieś za mnie. – Justin! – krzyknęła szeptem, unosząc lekko rękę. Nie myliłam się.
Spojrzałam przez ramię. Już wiem, gdzie był Justin – w łazience.
Zaczął do nas podchodzić.
- Czemu jesteście tu, a nie w sali? – zapytał, będąc krok ode mnie.
- Everdeen przyjechał. – oznajmiła cicho Daisy.
Justin zmarszczył brwi. Spojrzał za siebie, a zaraz potem podszedł do mnie. Położył dłonie na moich biodrach, a brodą oparł się o moje ramię.
- Gdzie go widziałaś? – zapytał cicho.
- Na sali. Wziął Jokera i wyszli. W ręku niósł kopertę. – oznajmiła.
Justin w odpowiedzi mruknął tylko ciche „Mhm", a następnie uniósł głowę.
- Za budynkiem są ochroniarze Everdeen. Nie pasuje mi to. – dodała.
Po tych słowach Justin mnie puścił. Ruszył w stronę okna, jednak stanął kawałek przed nim. Wyciągnął rękę i ostrożnie palcami rozchylił firankę. Przymrużył oczy, patrząc na to, co jest na zewnątrz.
- Aż tylu ich potrzebuje, by złożyć życzenia? – mruknął pod nosem Justin, po czym powoli ułożył firankę do poprzedniej pozycji. – Podejrzane.
- Trzeba ostrzec Jokera. – przerwała krótką ciszę Daisy.
- Nie widziałem, ile wypił. – mruknął Justin, drapiąc się po szyi. – Nie wiem, czy jest w stanie trzeźwo myśleć.
- Co proponujesz, w takim razie? – zapytała wyjątkowo poważnym tonem, lustrując uważnie zamyśloną twarz Justina.
Cmoknął.
- Idź mu powiedz. – rzucił do Daisy, ruszając nagle w stronę sali.
- Poczekaj tu. – poleciła mi dziewczyna, po czym żwawym krokiem dogoniła chłopaka. – Co chcesz zrobić?
- Zabiorę stąd Ronnie. – burknął w odpowiedzi.
Zniknęli za rogiem sali.
Nie rozumiem. Skoro to ewidentnie Joker ma tu problem, to dlaczego Justin chce mnie stąd wywieźć? Nie powinien ratować sytuacji?
~*~
Jedziemy już ponad pół godziny. Ciszę od czasu do czasu przerywa Justin, próbując się do kogoś dodzwonić. Z każdym przejechanym metrem jest coraz bardziej nerwowy. Nie dziwię mu się.
Znowu mam schizy. Może to przez późną porę i szybką jazdę samochodem w środku lasu. Lampy samochodu idealnie oświetlają kawał ulicy przed nami oraz gęstwiny po obu stronach. Słychać jedynie pracę silnika i mamrotanie Justina po każdym nieodebranym telefonie. Dostaję gęsiej skórki, gdy dłużej wpatruję się w tę scenerię żywcem wziętą z najgorszych horrorów. Jeszcze brakuje tego, by coś wyskoczyło nam na maskę, ulicę albo, żeby się nagle samochód zepsuł. Jak dobrze, że Justin się pofatygował i przyniósł moją torebkę. Siedzenie w telefonie umila mi czas. Na całe szczęście, Michael pomyślał o mnie i ściągnął kilka gier na mój telefon. To jedyne, co ratuje mi teraz życie.
CZYTASZ
JOKER || JB [stara/pierwotna wersja]
FanficTa książka jest pierwotną [czyt. niepoprawioną, niedopracowaną, przepełnioną błędami oraz niedopowiedzeniami, sprzecznościami itd.] odsłoną mojego pomysłu na książkę. Na moim profilu można znaleźć nowszą wersję (pod tym samym tytułem). Ta k...