Korytarz. Wiem, że korytarz. Dudni w nim od moich kroków. Trochę jak w studni, ale to nie jest studnia. Studnia ciągnie się ku górze, a ja idę przed siebie. Korytarzem. Pustym korytarzem. Pustym korytarzem bez oświetlenia. Trochę jak w tym tunelu pod kawiarnią.
Drzwi? Drzwi. Skąd tu drzwi? Wyjdę drzwiami. Pchnęłam je ręką. Ustąpiły, ale z piskiem. Stare. Nie naoliwione. Wyszłam. Ej, zaraz... Jestem przecież... na tyłach B&P. Jak to możliwe?
Drzwi trzasnęły za mną, na co się gwałtownie odskoczyłam, odwracając się do nich przodem. Nikogo nie ma. Wiatr nie wieje. Skąd ruch tych drzwi?
Kroki. Odbijają się od ścian korytarza. Nie jestem na korytarzu. Stoję na zewnątrz. Skąd taki dźwięk? Na prawo jest tylko tył innego budynku. Nie wiem jakiego. Nigdy nie byłam po tamtej stronie. Nie świadomie. Dlatego kroki są po prawej. Nie chcę tam spojrzeć. Nie chcę wiedzieć, kto tam idzie.
Odwróciłam się w prawo. To nie mój ruch! Skąd to się wzięło?! Ktoś tam idzie. Nie widzę. Mgła. Ciemność. Nie widzę, ale ktoś idzie. Jedna osoba. Nie, dwie. Nie, trzy. Stanęli. Co się stało? Mgła zanika. Ciemność jakby zaczęła się cofać. Ludzie! W trzech czarnych bluzach! To oni! Ale czemu tu stoją? Nie ma tego faceta. Nic mi nie grozi. Tylko ja stoję.
Ruszyłam w ich stronę. Co się dzieje? To nie ja! Nie chcę! Stój!
Chwila, czy to... to Justin! Tak! Te tatuaże, ciemne oczy. Justin! Za nim Harry! Obok Robin. Jeju, jak się przestraszyłam! Co się stało? Czemu tu stoimy?
Ktoś mnie trącił w plecy. Spojrzałam przez ramię ze zmarszczonymi brwiami.
Nie! To niemożliwe! Jestem w klubie. Ludzie tańczą. Pełno ludzi. Gra muzyka. Nie słyszę jej, ale czuję, jak drży podłoga od basów.
Coś przeskoczyło. Przy uchu. Dziwny dźwięk. Odwróciłam się. Jezus.
Patrzą na mnie! Wszyscy trzej! Dużymi, okrągłymi, białymi oczami! Nie mają powiek. Jezu. Na środku białych gałek ocznych po jednej czarnej, nieruchomej źrenicy. Patrzą na mnie! Te dzikie spojrzenia. Jak w tych wszystkich najgorszych horrorach!
Puk-puk. Słyszę! Puk-puk. To serce! Puk-puk. Chyba moje! Puk-puk. Puk-puk. Puk. Puk. Puk. Puk. Stop. Wszystko się zatrzymało. Głucho. Cicho. Nic nie mogę zrobić. Patrzę na nich. Oni patrzą na mnie. Nie ruszam się! Nie mogę.
Kap. Kapie woda! Kap. Z kranu! Kap. Ale gdzie?! Kap. Uderza o umywalkę! Kap. Blisko. Kap.
Stuk. Co to? Stuk. To palec? Stuk. Uderza. Stuk. O blat. Stuk. Zniecierpliwienie. Stuk. Znajome. Stuk. Jak ojciec. Stuk. Gdy był zły. Stuk. Stuk. Stuk.
Cisza.
Justin przekręcił głowę. Nie wiem, kiedy. Wygląda jeszcze straszniej niż chwilę temu. Jego kąciki. Unoszą się. Coraz szybciej. Odkrywa zęby. Białe. Spiczaste. Ostre.
Chcę się cofnąć. Nie mogę! Nie mogę ruszyć niczym! Patrzę na niego! Nie ruszam oczami.
Podniósł rękę. Ma w niej pistolet. Lufą wycelowany w moją stronę. Serce ustaje. Zadrżałam.
- Ufaj mi, Ronnie. - odezwał się Justin, ale to nie Justin. Nie jego głos. To rasowy psychopata.
Strzał!
Podniosłam się gwałtownie do pozycji siedzącej, biorąc kilka głębokich wdechów. Przez zaschnięte gardło zaczęłam charczeć. Po policzkach zaczęły mi cieknąć łzy, a serce tłucze tak mocno, że chyba widzę, jak drga mi klatka piersiowa.
Kurwa, co to było?! Nie, gdzie ja jestem?! Podniosłam głowę i zaczęłam się nerwowo rozglądać po... To pokój! Leżę na łóżku! To... to tylko sen! Ja nie wierzę!
CZYTASZ
JOKER || JB [stara/pierwotna wersja]
FanficTa książka jest pierwotną [czyt. niepoprawioną, niedopracowaną, przepełnioną błędami oraz niedopowiedzeniami, sprzecznościami itd.] odsłoną mojego pomysłu na książkę. Na moim profilu można znaleźć nowszą wersję (pod tym samym tytułem). Ta k...