Ból był nie do zniesienia. Tym bardziej, że bolały ją wszystkie komórki w jej ciele. Czuła jak żołądek podchodzi jej do gardła.Znowu.
Leżąc na podłodze, skuliła się w kłębek, w nadziei, że to pomoże zwalczyć nudności. Spróbowała zrobić kilka głębokich wdechów,ale poczuła tylko większy ból. Przygryzła wargę i wspierając się na związanych dłoniach, zmusiła się do siadu. Szumiało jej w głowie. Zacisnęła powieki, chcąc odpędzić czarne plamki sprzed oczu. Była pewna, że za chwilę straci przytomność. Poczuła na twarzy czyjeś dłonie. Z trudem zmusiła się do otwarcia oczu.
Kobieta. W średnim wieku, o ciemnobrązowych włosach i łagodnych rysach twarzy. Patrzyła na nią, a z jej siwo niebieskich tęczówek emanował smutek.
- Twoje oczy... - jej głos był ledwie słyszalny dla dziewczyny, jakby pochodził z innego wymiaru. Mimo to, czuć w nim było cierpienie – Zmieniasz się...
Dziewczyna spojrzała na swoje drżące dłonie. Jej paznokcie wydłużył się i zakrzywiły – niczym pazury. Czuła jak przednie zęby zmieniały się w kły, ocierając się o wyschnięte usta. Skoncentrowała się na tym aby cofnąć zmiany. Bezskutecznie.
- Zrobię ci kolejny zastrzyk – kobieta puściła jej twarz i podeszła do torby leżącej pod przeciwległą ścianą.
- Proszę, nie – wychrypiała dziewczyna, tonem przypominającym warczenie – Nie chcę...
- To dla twojego dobra – odpowiedziała kobieta i zdjęła nakładkę z igły.
- Nie mogę złapać tchu – bezskutecznie broniła się dziewczyna – Nie mogę... Mamo, proszę nie...
W chwili gdy igła zatopiła się w jej lewym ramieniu, poczuła falę gorąca, wypełniającą jej ciało. I ból. Paliło żywym ogniem.
Ten nagły atak bólu otrzeźwił jej umysł. Silnym szarpnięciem rozerwała liny krępujące jej dłonie. Odepchnęła matkę i wyrwała z ramienia, opróżnioną do połowy, strzykawkę. Pazurami przecięła więzy na kostkach i wydawszy z siebie złowrogi ryk,rzuciła się w stronę okna. Wyskoczyła, rozbijając szybę, po czym pobiegła gdzieś w mrok, zostawiając oszołomioną kobietę samą w pustym pokoju.
*****
Nie przypuszczała, że w takim stanie będzie potrafiła tak szybko biec. Ale nie mogła zwolnić. Wiedziała, że jeśli się zatrzyma –że jak się podda – umrze. Musi biec. Byle jak najdalej. Nawet jeśli nie zna okolicy. Pomimo tego, że cholernie boli. Musi biec.
Gdy wybiegła z osiedlowej, mniej uczęszczanej ulicy, na drogę do miasta, poczuła jak słabnie. Ucisk w klatce piersiowej sprawiał,że zrobienie kolejnego kroku stanowiło niewyobrażalne wyzwanie.Ramie, w które wstrzyknięto jej truciznę było obrzmiałe. Żyły płonęły od zabójczej substancji. Musi się jej pozbyć. Wbiła pazury prawej dłoni w ramię i z całej siły przesunęła nimi aż do łokcia, wydając przy tym przerażający skowyt. Z rany popłynęła czarna krew. Ignorując sygnały wysyłane przez mózg, zdołała powtórzyć gest. Jednak potworny ból i fala mdłości zmusiły dziewczynę do osunięcia się na ziemię. Zwymiotowała czarną substancję. Ze wszystkich sił starała się pozostać przytomna.Podpierała się dłońmi, z których już nie wyrastały pazury.Znów miała normalne palce. Nie była w stanie dłużej walczyć.Położyła się na zimnej ziemi, na prawym boku. Czuła jak krew ścieka po jej ręce. Próbowała złapać choćby płytki oddech,ale co chwila krztusiła się ciemną mazią. Ból zdawał się mijać. To zły znak. Umiera. Mimowolnie zaczęła płakać.Spojrzała w niebo, na księżyc w pełni. Ostatnia rzecz jaką zobaczyła przed śmiercią był księżyc.
*****
Pasażerowie srebrnej Toyoty FJ Cruiser jechali w milczeniu. Nie byli w nastroju na rozmowy. Byli zmęczeni i rozczarowani. Kolejny trop okazał się być ślepą uliczką. Nagle to usłyszeli. Złowrogie wycie, niosące się echem przez noc.
- Czy to było to, co myślę? - spytał pasażer z tylnego fotela.
- Tak – odparł kierowca, nasłuchując uważnie – To wilkołak...
W ułamku sekundy auto zakręciło i z pełną prędkością pograło w stronę, z której pochodził dźwięk.
- A jeśli to pułapka? - zapytał pasażer z przedniego fotela.
- To użyję ciebie jako przynęty i rzucę im ciebie na pożarcie – odburknął mu kierowca. Ponownie ich uszu dobiegło wycie. Tym razem krótkie i rozpaczliwe, jakby wezwanie na pomoc.
- Jeśli to pułapka, to musi być bardzo ciężkiego kalibru, sądząc po tym wyciu – zauważył najmłodszy z mężczyzn.
- Zaraz się przekonamy – odparł kierowca, po czym zatrzymał samochód w miejscu, gdzie na skraju ulicy leżało ciało.
Chłopak z tylnego fotela wyskoczył z auta i czym prędzej podbiegł do leżącej na ziemi dziewczyny, podczas gdy drugi pasażer i kierowca rozglądali się w poszukiwaniu zagrożenia. Gdy ten ostatni uznał,że nie zostaną zaatakowani, zbliżył się do nastolatków. Blondyn trzymał w ramionach nieprzytomną szatynkę. Jej lewe ramie było rozszarpane, widać było kości. Z rany, jak i z ust oraz nosa,ściekała czarna wydzielina. Szeroko otwarte oczy zastygły w przerażeniu.
- Ona nie oddycha, Derek – młody wilkołak spojrzał na swojego alfę, czekając na jego reakcję.
Ciemnowłosy mężczyzna przykucnął obok i złapał bezwładną rękę dziewczyny. Słyszał coraz cichsze bicie jej serca. Skupił się i po chwili poczuł jak jego ciało przejmuje jej ból. Żyły na jego rękach pociemniały, zacisnął zęby. Jego oczy zmieniły kolor na czerwone. Ciemne linie wędrowały coraz wyżej jego barku. Tęczówki oczu dziewczyny na chwilę stały się złote. Wygięła ciało w łuk, próbując wziąć wdech, ale tylko zacharczała i wypluła czarną substancję. Oczy powróciły do normalnego koloru. Jej ciało ponownie zrobiło się bezwładne.
- Co z nią? - spytał starszy mężczyzna, stając nad nimi z rękami skrzyżowanymi na piersi.
- Jest naszpikowana tojadem. Albo to ją zabije albo wykrwawi się z powodu rany na ramieniu – wyjaśnił Derek, dokładnie oglądając jej obrażenia.
- Możemy jej jakoś pomóc? - spytał Isaac.
- Nie mogę przejąć jej bólu. Za dużo tojadu krąży w jej ciele. Nawet gdybyśmy spróbowali we trzech, moglibyśmy zginąć...
- Więc nic nie możemy zrobić? - desperacko dopytywał Isaac.
- Ona praktycznie już jest martwa. Smutne, ale prawdziwe – wtrącił Peter, po czym dodał – Szkoda, była całkiem ładną dziewczyną...
Konająca szatynka, dostała drgawek. Isaac, który wciąż trzymał ją w ramionach, próbował ją unieruchomić. Ulżyć w cierpieniu. Ten widok wydał się Derekowi znajomy. Boleśnie znajomy.
- Isaac – na poważny ton głosu alfy, chłopak podniósł wzrok – Zadzwoń do Scott'a. Niech jak najszybciej pojedzie do szpitala. Niech jego mama przygotuje wszystko, co jest potrzebne do transfuzji krwi. Peter, ty prowadzisz.
Derek wziął dziewczynę na ręce i skierował się do swojego wozu. Peter posłał mu pełne niedowierzania spojrzenie, które zostało zignorowane. Beta wykonał polecenie i czym prędzej ruszył za ciemnowłosym.
Peter usiadł za kierownicą, Derek obok - na przodzie – a Isaac z dziewczyną z tyłu. Położył jej głowę na swoich kolanach.Młodszy Hale złapał rękę szatynki i ponownie zaczął przejmować jej ból.
- Isaac, będziesz musiał mi pomóc. Trucizna nie może dotrzeć do serca – blondyn przytaknął i przyłożył dłoń do szyi nieprzytomnej – Gdy poczujesz, że już więcej nie możesz, to puść – Derek zwrócił się w stronę wuja – Będziesz musiał potem mnie zmienić...
Peter spojrzał na siostrzeńca ze zdziwieniem.
- Nie gap się tak, tylko gaz do dechy! - warknął Derek.

CZYTASZ
Ugryzienie nie jest darem
FanficO tym, że wilkołaki nie są wytworem wyobraźni pisarzy i filmowców - a istnieją naprawdę - przekonałam się, gdy jeden z nich próbował rozszarpać mi gardło. Przeżyłam, ale zostałam przemieniona. Zdobyłam nadludzką siłę i szybkość. Moje zmysły się wyo...