17. Nikt cię nie zechce!

7.1K 334 35
                                    

IGA POV.

Nie mogłam spać, bo przez cały czas myślałam o tym co powiem, gdy zobaczę tego gnojka. Tak jak wcześniej miałam do niego szacunek i uważałam,  że jest po prostu zapracowanym i zranionym ojcem,  to teraz mam ochotę przyłożyć mu z prawego sierpowego. Dlaczego faceci są tacy beznadziejni? Czy wszyscy bogacze nie mają serca? Przecież w książkach i filmach zawsze jest happy end, a tu? Wiem jedno,  dzieciaki nie będą przez niego cierpieć.
-A ty nie śpisz?  Jest dopiero szósta- Olga najwyraźniej również nie może już spać.  Czyżby bała się reakcji swojego ojca? Bardziej powinna się obawiać tego co z nim zrobię,  gdy tylko go zobaczę i czy w ogóle go jeszcze pozna.
-Tak jakoś wyszło,  chcesz kanapkę? - podsuwam jej pod nos śniadanie, które sobie zrobiłam,  ale jakoś nie miałam na nie ochoty,  co rzadko się zdarza.
- Dzięki - i dokładnie w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi,  a w mojej głowie automatycznie powstała pustka. Tak jak wszystko miałam zaplanowane,  łącznie z odpowiedziami Tomasza, to teraz zupełnie zabrakło mi języka w gębie. - Pójdziesz otworzyć, czy ja mam to zrobić?
-Zjadaj, bo ja i tak muszę sobie porozmawiać z twoim ojcem - posyłam jej ostatni uśmiech, tak jakbym miała już nigdy nie wrócić do tej kuchni i zmierzam w stronę drzwi wejściowych.
-Witam, ja po Olgę - zamiast Tomasz w drzwiach stoi dobrze znany mi szofer.  Nie żebym się stęskniła za moim starym szefem, ale to jego zasrany obowiązek, aby pilnować własnych dzieci.
-A gdzie pan Tomasz?
- W domu- nie wiem czemu,  lecz w tym momencie wszystko się we mnie zagotowało. Miałam ochotę rozszarpać zupełnie niewinnego szofer,  ale pomyślałam, że o wiele większą satysfakcję sprawi mi znokałtowanie samego bossa.
-Olga zbieraj się, jedziemy do domu- nie zastanawiając się ani chwili, ubrałam płaszcz i wsiadłam do limuzyny, wymijając zszokowanego szofera. Po chwili ruszyliśmy w kierunku willi,  a ja czułam że z każdą sekundą tracę pewność siebie. Jednak postanowiłam zachować zimną krew. Tym razem, na pewno, nie odpuszczę i mam nadzieję,  że nauczę tego ojca jak wychowywać dzieci.

-Ja rozumiem praca, kasa i tego typu rzeczy, ale do cholery, nie można ignorować swoich dzieci!- krzyczę, jak opętana, nawet nie patrząc czy ten "ojciec" jest sam w gabinecie. Dopiero po chwili zauważam zdziwione miny jego towarzyszy i sama nie wiem co mam teraz ze sobą zrobić.

-Przepraszam na chwilę- mężczyzna zbliża się do mnie, a ja jak zahipnotyzowana, patrzę na to, jak praktycznie wyciąga mnie ze swojego gabinetu.

-Czy panią do reszty popierdoliło? To są najważniejsi klienci, jeśli uda mi się ich przekonać to zarobię fortunę, ale oczywiście pani musiała wejść i wszystko spieprzyć- mimo, że chciałam mu nawciskać jakim jest złym ojcem, to teraz mam te cholerne wyrzuty sumienia i po prostu nie mogę.

-Przepraszam- mówię cicho, lecz jestem pewna, że doskonale usłyszał to słowo, które ledwo przeszło mi przez gardło.

-Co mi po pani przeprosinach? No co?!- a chciałam być miła i w ogóle, no ale sami jesteście świadkami, że się po prostu nie da, no nie da!

-Wiesz co ci powiem?!- aż sama jestem zdziwiona, że odważyłam się powiedzieć do niego to tak wprost i jeszcze wskazać na niego oskarżycielsko palcem.- Nie jesteś dobrym tatą. Dobry, nawet samotny, ojciec znajduje czas dla swoich dzieci, a nie tak jak ty. Tylko praca i praca, a dzieci to, kurwa, co?

-Nie ucz ojca dzieci wychowywać! To nie ty musisz utrzymać rodzinę i zapewnić dobrą przyszłość swoim dzieciom. Nie, a wiesz dlaczego? Bo ich nie masz, ale nie dziwię się, bo kto zechciałby chociaż popatrzeć na kogoś tak wkurwiającego i egoistycznego, jak ty! Chyba tylko głuchoniemy i niewidomy w jednym- nie wiem czemu, to aż tak cholernie boli. Iga, ogarnij się i nie becz mi tu! To palant, który zapomniał o swoich dzieciach i nie ma prawa cię osądzać. Jednak mimo wszystko, to bardzo boli, ta świadomość, że nigdy nie będę kimś kogo ktoś zechce pokochać i założyć prawdziwą rodzinę. Zbieram ostatki sił i odwracam się napięcie, po czym po prostu, otwieram drzwi i wychodzę- Iga...

Już więcej nie mam zamiaru słyszeć, dlatego przyspieszam kroku, przez co prawie zabijam się o własne nogi i biegnę. Daleko, jak najdalej. Jednak już po przebiegnięciu kilkuset metrów na pełnym sprincie, wysiadam i staję w miejscu. Łzy samoistnie kapią po moich policzkach. Jestem twarda, dam sobie radę!- Powtarzam w myślach i jednym, szybkim ruchem ścieram słoną ciecz i idę, już w dobrze znanym mi kierunku. Do mojej prawdziwej rodziny- mamy, która na mnie czeka i wiem, że zawsze będzie czekać!


**************************

Życie jest jak ten lód na patyku. Niby zmrożony, lecz wystarczy trochę słońca i nici z jedzenia, dlatego musimy pilnować, aby i nasze życie się nie roztopiło. Nie przejmuj się wszystkim i wszystkimi, bo świata nie zbawisz, ale możesz sprawić, że Twoje życie będzie piękniejsze!<- Nwm skąd u mnie takie przemyślenia, ale mam ochotę na lody :D

-NiktSpecjalny

Nie ucz ojca dzieci wychowywaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz