Schodząc po idealnie wypolerowanych, drewnianych schodach, uważnie patrzę pod nogi, aby przypadkiem nie zaliczyć bliskiego spotkania z podłogą. W mojej głowie wciąż kumulują się nowe wątpliwości i pytania. Z jednej strony chcę dokończyć czytanie tego listu, a z drugiej boję się, że w dalszej części znów czeka na mnie niemiła niespodzianka. Nie mogę niczego sobie poukładać, bo wciąż żyję w strachu, że nagle moja bańka mydlana pęknie i szczęście się skończy. Ból, który towarzyszy mi przy każdym ruchu ręką, jest nie do porównania z tym, który czuję wewnątrz mnie. Zupełnie jakby ktoś wbił mi nóż w plecy. Tym kimś był mój ojciec! Wszystko co mi się złego przytrafiło w moim życiu to tylko i wyłącznie jego wina. Najpierw zostawił nas same, a teraz niszczy mój związek. Nie rozumiem, czemu nie skojarzyłam faktów. Ojciec zabił komuś matkę i dziadków, a Olga, Mikołaj i Arek właśnie ich stracili. Byłam taka głupia, myśląc, że moje życie będzie kolorowe i będę miała wsparcie w Tomku.
-Iga uważaj- podnoszę wzrok na uśmiechniętego Marka, który właśnie niesie jakąś skrzynkę na górę.- Prawie byś na mnie wpadła.
-Przepraszam, zamyśliłam się. Co to?- szybko zmieniam temat, wskazując na drewniany przedmiot. Wyglądem przypomina antyk ze starego pałacu i na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że zawiera coś wyjątkowego.
-Pan Tomasz kazał mi to wyjąć z sejfu, sam nie wiem co tam może być- jedynie kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i zeszłam z kilku ostatnich stopni, po to, aby chwilę później pojawić się w pustej jadalni. Z resztą co mnie interesuje jakiś rupieć. Mam o wiele ważniejszy problem. Chyba wolałabym, aby mama mi tego nie mówiła, bo przynajmniej wciąż chodziłabym z uśmiechem na twarzy, a nie rozmyślając, czy mam wyznać Tomaszowi prawdę. Chociaż skąd miałby się dowiedzieć skoro jedyny dowód jest w liście, który... O cholera! Szybko zerwałam się z miejsca i wyminęłam zdziwionych domowników, którzy właśnie wchodzili do pomieszczenia, po to aby jak najszybciej dostać się do łazienki. Po przekroczeniu progu pomieszczenia, od razu zabrałam się za przeszukiwanie kosza na pranie. Na szczęście były tam tylko moje spodnie i biała bluzka, która miała teraz odcień czerwieni. Wyciągnęłam dżinsy i gorączkowo szukałam po kieszeniach. Wreszcie znalazłam zmiętą kartkę w ostatniej kieszeni i odetchnęłam z ulgą. Muszę zniszczyć ten papier. Odwróciłam się z zamiarem zrealizowania tego planu, ale natychmiast tego pożałowałam.
-Dobrze się czujesz? Tak nagle wybiegłaś. Znów masz mdłości? Pojedziemy do lekarza- Tomek zasypał mnie mnóstwem pytań, na szczęście nie zauważył kartki, którą włożyłam za pasek spódnicy.
-Nic mi nie jest, naprawdę nie musimy nigdzie jechać- z trudem utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy, bo gdy tylko spojrzałam w te błyszczące oczy, od razu miałam wyrzuty sumienia. Gdyby tylko wiedział, że jestem córką mordercy, który rozbił jego rodzinę, nigdy więcej by tak na mnie nie popatrzył. Coraz bardziej jestem przekonana, że dobrze robię, nic nie mówiąc...
-Nie marudź. Pojedziemy od razu po śniadaniu- nie chciałam już niepotrzebnie się z nim kłócić, aby czasem nie wzbudzać podejrzeń swoim zachowaniem, dlatego się zgodziłam. Teraz zdecydowanie muszę uważać na to co i jak robię, bo nawet mały błąd może zamienić moje życie w koszmar. Najbardziej boję się samotności, która mnie czeka, gdy tylko Tomasz postanowi mnie wyrzucić ze swojego domu i życia. Nawet nie będę miała, gdzie się podziać, bo dom mamy już jest w trakcie sprzedaży.
-Może pani już opuścić bluzkę- wypuściłam wstrzymywane powietrze i zaciągnęłam bawełniany materiał na swój brzuch. Uważnie obserwowałam, jak doktor zapisuje niezbędne informacje i mamrocze coś pod nosem. Nawet nie staram się usłyszeć co mówi, bo z pewnością bym tego nie zrozumiała.
-Jak dawno miała pani miesiączkę?- tym pytaniem zostałam zupełnie zbita z tropu, więc dość długo ociągałam się z udzieleniem odpowiedzi.- To podstawowe informacje.
-Powinnam mieć dwa tygodnie temu, ale mam nieregularny cykl, więc często tak mam- doktor zapisuje coś i uśmiecha się pod nosem, a ja tylko czekam, aż to przesłuchanie się wreszcie skończy. Nigdy nie lubiłam takich tematów, zwłaszcza omawianych z mężczyzną.
-Badanie krwi, na które uparł się pani mąż, twierdząc, że często źle się pani czuje wykazało bardzo dokładnie, jaki jest tego powód- nie reaguję nawet na nazwanie Tomasza moim mężem, a wręcz zabijam wzrokiem lekarza, za to że tylko przeciąga.- Podwyższony poziom gonadotropiny kosmówkowej,zwanej inaczej choriogonadotropin.
-Myśli pan, że coś z tego zrozumiałam?- staruszek posyła mi jedynie delikatny uśmiech, a ja wciąż patrzę na niego jakby był jakimś kosmitą.
-Jest pani w ciąży, grat..- w tym momencie przestałam słuchać. Świat znów wywrócił mi się do góry nogami. Kolejny kłopot. Nie tak wyobrażałam sobie tą chwilę. Miałam przyjść z mężem, uśmiechnięta od ucha do ucha i usłyszeć tą wspaniałą wiadomość, a teraz jest zupełnie na odwrót.
-Może pan tego nie mówić Tomkowi, chcę to sama zrobić- nie czekałam nawet na potwierdzenie lekarza, zabrałam torebkę i szybko wyszłam z gabinetu.
-Nie tak to miało być!- krzyknęłam z całych sił, zwracając tym uwagę pacjentów, jak i pracowników szpitala.- Co się tak gapicie?!
Miałam nadzieję, że spacer będzie dobrym rozwiązaniem, aby wszystko przemyśleć, lecz tak się nie stało. Czułam na sobie spojrzenia ludzi, które wręcz krzyczały, że jestem w ciąży z mężczyzną, któremu mój ojciec spieprzył życie. Nie byłam w stanie tego wytrzymać, więc wsiadłam do pierwszej lepsze taksówki, w której również nie czułam się bezpiecznie. Wsiadłam z niej od razu po zapłaceniu i stanęłam twarzą twarz z tym ogromnym domem. Pamiętam, gdy pierwszy raz się w nim pojawiłam i ile zajęło mi czasu, aby przekonać do siebie dzieci, a tym bardziej Tomka.
-Iga, co ty tutaj robisz? Zaraz będzie padać, wejdź- Marek otwiera mi szerzej drzwi, a ja niepewnie wchodzę do środka i jak na zawołanie zaczyna padać. Chociaż w tym momencie wolałabym być tam i aby nie została na mnie nawet jedna sucha nitka, bo może wtedy bym się obudziła.
-Jest Tomek?- odwracam się do tyłu, ale po Marku ani śladu. Czy to możliwe, żebym tak długo tu stała? Zostawiam torbę i kurtkę na wieszaku, po czym wspinam się na górę. Zdecydowanie muszę odpocząć, bo za chwilę moje problemy zgniotą mnie w proch. Nigdy nie myślałam, że będę w stanie nazwać dziecko problemem.
-Szukałaś mnie?- niespodziewanie do sypialni wchodzi Tomasz, a ja gwałtownie podnoszę się z łóżka, przez co kręci mi się w głowie.- Spokojnie, to tylko ja. Co powiedział lekarz?
-Zwykłe zmęczenie, jakieś tam witaminy przepisał, ale jutro je wykupię- staram się, abym zabrzmiała jak najbardziej wiarygodnie, maskując swoje zmieszanie szukaniem czegoś w szufladzie.
-Bardzo się o ciebie bałem, wiesz?- Tomasz podchodzi do mnie, od tyłu i obejmuję mnie w talii, a ja momentalnie się napinam, czując jak jego ręce lądują na moim brzuchu.- Jesteś dzisiaj jakaś nieswoja.
-Po prostu nie lubię lekarzy. Pójdę się umyć- sprytnie wywijam się z jego uścisku i wychodzę z sypialni. Ja tak długo nie wytrzymam, nie umiem zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Przecież on zostawi mnie samą z dzieckiem, gdy tylko się dowie.... Nie dopuszczę do tego, nigdy!
***********************
Ogromnie trudno było mi zacząć ten rozdział, kilka razy zmieniałam początek, więc nie bijcie za wstęp. Pozdrawiam wszystkich, którzy się domyślali, a ja Ich specjalnie odwodziłam od tego pomysłu :D Bardzo chciałam sprawdzić ten rozdział, ale zdążyłam przeczytać jedno zdanie i mi się odechciało, więc przepraszam za wszelkie błędy, bo na pewno są.
-NiktSpecjalny
PS: Wkrótce kolejny, idk kiedy
CZYTASZ
Nie ucz ojca dzieci wychowywać
Romans"NIANIA POTRZEBNA OD ZARAZ", tak pisało w gazecie, ale czy ja się do tego nadam? Jeśli czegoś nie spróbujesz to nigdy nie dowiesz się czy było warto! Okładkę znów wykonała wspaniała _Liff_ 😚