Minął już tydzień odkąd postanowiłam się wyprowadzić i nadal nie jestem pewna, czy to na pewno była dobra decyzja. Lekarz też jest temu przeciwny, bo uważa, że nie powinnam zostawać sama, przynajmniej na razie. Jednak teraz czekam na wypis, sama... Nie wiem czego się spodziewałam, przecież jasno dałam Tomkowi do zrozumienia, że nie chcę go teraz widzieć. Olga informuje mnie na bieżąco o wszystkim, co jest związane z jego stanem fizycznym, ale też i psychicznym. Chodzi do pracy, je, oddycha i robi milion innych rzeczy. Mam czasami wrażenie, że już nie jestem mu do niczego potrzebna i zwyczajnie o mnie zapomniał. Z resztą na moje własne życzenie. Kilka razy Olga mnie odwiedziła, razem z braćmi, ponieważ Arek miał kontrolę. Albo Tomasz czekał za drzwiami, albo po prostu, przywiózł ich kierowca. Bardziej obstawiam tę pierwszą opcję, bo nie sądzę, aby zostawił ich samych. Najtrudniej było udawać przed dziećmi szczęście i to, że od razu po dostaniu wypisu wrócę do domu. Nie, Tomek nie raczył ich poinformować o mojej przeprowadzce, a i ja nie miałam zamiaru brać najtrudniejszego zadania na siebie. Wiem, że chciał, żebym to ja im o tym powiedziała, tylko dlatego, iż wiedział, jak bardzo są dla mnie ważni. Możliwe, że miał nadzieję na mój szybki powrót lub zmianę decyzji. Niestety teraz na jednym ramieniu siedzi mi Stworek, który przypomina mi najpiękniejsze chwile spędzone z Tomaszem, nawet te najzwyklejsze, lecz wciąż piękne. Na drugim natomiast siedzi cały mój strach, związany z trudem zaufania na nowo. Nie pomaga nawet świadomość, jakim człowiekiem jest Tomek i jak bardzo dobrze go znam.
-Oto pani wypis. Mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się z innego powodu- recepcjonistka podaje mi przeróżne papiery z historią mojej choroby, a ja kurczowo ściskam torbę na ramieniu. Moje maleństwo...- Proszę.
-Dziękuję- chwytam szybko spięte kartki i najszybciej jak to w ogóle możliwe wychodzę ze szpitala, próbując powstrzymać łzy. Nie chcę już płakać, przez ostatni czas ciągle to robiłam. Lekarz wiele razy proponował mi spotkanie z psychologiem, ale za każdym razem odmawiałam. Nie chciałam zwierzać się obcemu człowiekowi, tylko... Przecieram oczy dłońmi i rozglądam się dookoła, czy nikt nie zwrócił na mnie większej uwagi i przy okazji upewnić się, że nikt na mnie nie czeka. Gdy byłam już tego pewna na milion procent, ruszyłam w kierunku przystanka autobusowego. Widziałam go zawsze z okna mojej sali, więc nie mógł być daleko. Pogoda była wręcz doskonała do spacerów. Powoli zaczynało się lato, a mimo to nie było zbyt gorąco, ani też zbyt zimno. Po prostu idealnie. Nie minęło pięć minut mojej pieszej wędrówki, a obok mnie zatrzymało się jakieś auto. Może to jednak...
-Pani Iga?- niestety to nie osoba, o której wciąż myślę. Jak tak dalej pójdzie, to zacznę mieć omamy i halucynacje, a wtedy nie psycholog, tylko psychiatra będzie potrzebny.- Proszę wsiąść.
-Pan Tomasz, pana przysłał?- nie słucham jego prośby, lecz nadal stoję na środku chodnika, trzymając na ramieniu torbę, która jak na złość wydaje się być coraz cięższa.
-Będzie bardzo zły, gdy dowie się, że nie byłam na czas, ale w centrum są straszne korki. Na pewno mnie zwolni, tym bardziej jeśli pani nie wsiądzie- w tej chwili byłam bardzo zła na Tomka, za to że sam po mnie nie przyjechał, a wysłał kierowcę. Jeśli chciał, żebym zatęskniła, to niedoczekanie! Nie mogę też narażać posady tego niczemu niewinnego człowieka, więc ze zrezygnowaniem zajęłam miejsce pasażera, uprzednio rozglądając się na boki, czy nikt nie jedzie. Torbę położyłam między swoimi nogami i zapięłam pas.
-Skoro masz mnie zawieść, to jedźmy już- mówię, tym samym, wyrywając z transu szofera, który najwyraźniej zdziwił się, że usiadłam obok niego, a nie z tyłu. No tak, wielki lord, nigdy nie usiadłby obok kierowcy, pff. Chyba jednak dobrze, że go tu nie ma, bo już zaczyna działać mi na nerwy, mimo swojej nieobecności. Gdyby tutaj był, to ugh...
"Nie oszukuj się, wtedy skakałabyś, jak nastolatka"- oczywiście i tym razem moja podświadomość musiała mi jeszcze dokopać. Czemu wszyscy są przeciwko mnie, gdy staram się zapomnieć? Nawet ja sama nie jestem w stanie być w pełni konsekwentna, w innym przypadku, nie wsiadłabym do tego samochodu. Nie ma też co się wymigiwać, że chodziło wyłącznie o pracę szofera... Mam o wiele trudniejszy orzech do zgryzienia niż mogłoby się wydawać. W chwili, gdy zbliżamy się do ulicy, na której stoi mój rodzinny dom, zaczynam wspominać. Mama, ona zawsze przy mnie była, a teraz? Teraz, ja sama, muszę sobie poradzić z problemami i jeszcze ten list. Dobrze, że go spaliłam, choć ciągle mam wyrzuty sumienia, bo Tomasz wciąż nie zna prawdy. Wtedy zapewne sytuacja byłaby odwrotna, to ja starałabym się go udobruchać, a nie on mnie.
-Możesz powiedzieć swojemu szefowi, żeby się wypchał, tą dobrocią? Dziękuję, sama sobie poradzę- zostawiam zszokowanego kierowce w środku i wychodzę z samochodu. Wszystko jest dokładnie takie samo, zupełnie jak gdy ostatni raz tu byłam, z Tomaszem.
-Ale proszę pani, ja mam pani walizki- wzdycham, znów, słysząc głos szofera, lecz niechętnie się odwracam. Czyżby to Tomek natrudził się i mnie spakował? Ciekawe, co w takim razie powiedział dzieciom.
-Zostaw je przed drzwiami, sama je wniosę- stawiam swoją torbę na ziemi, wcześniej, wyciągając z niej klucze i staram się otworzyć drzwi. Wcale nie pomagają mi trzęsące się ręce. Nie wiem, czy to z powodu pogarszającej się pogody, czy z nadmiaru emocji, ale po dłuższej chwili udaje mi się dokonać zamierzanej czynności. Odwracam się, aby zobaczyć ile mam walizek i czy na pewno sobie z nimi poradzę, ale raczej powinnam dać radę.- Możesz już jechać, nie potrzebuję pomocy.
Na razie zbieram jedynie torbę i wchodzę do środka, gdzie panuje pustka. Mimo, że wciąż wszędzie są meble, to nie ma żadnego znaku, który mógłby świadczyć o tym, że ktokolwiek tu mieszka. Sami, z Tomaszem, zebraliśmy każdą pamiątkę po mnie oraz mojej mamie. Kartony pewnie wciąż są u niego. Trudno. Spoglądam dookoła i zaczyna przerażać mnie ta samotność.
-Mamo jestem!- zawsze wołałam, tuż po powrocie z pracy, a mama odpowiadała:
-W kuchni- spędzała tam większość swojego życia, gotując moją ulubioną zupę pomidorową, czy robiąc pierogi z kapustą i grzybami.
Powoli wchodzę do pomieszczenia i mimowolnie w mojej głowie powstaje obraz mamy, krzątającej się po kuchni. Nie lubiła, gdy siadałam na blacie, ale umiała to ignorować, a jednocześnie z uwagą słuchać o moim dniu.
-Co ja bez ciebie zrobię mamusiu?- pociągnęłam nosem, choć zarzekałam się, że płakać już nie będę. W chwili, gdy miałam się już rozryczeć, usłyszałam głośny huk. Coś, jakby grzmot. Spojrzałam za okno i rzeczywiście zanosiło się na niezłą ulewę. Super. Doskonale słyszałam pierwsze krople uderzające o dachówki i okna. -CHOLERA! Moje walizki!
Szybko, nawet nie zakładając nic na siebie, wybiegłam z domu i na widok czterech, coraz bardziej mokrych walizek, załamałam ręce.
-A niech cię trzaśnie- wypowiedziałam te słowa w geście nienawiści do osoby, która oczywiście musiała najpierw spakować ich tak dużo. Zupełnie, jakby chciała mnie wyrzucić z domu i upewnić się, że już wszystko ze sobą wzięłam, a potem jeszcze nie pomogła mi tego wnieść. Niech go piorun.. ugh!
****************************************
Chcieliście weselszy rozdział, ale niestety nie mogłam od razu wielkiego szczęścia wprowadzić, więc chociaż "cieszmy się" tą ostatnią scenką. Jak myślicie, kiedy oboje się zejdą? Chętnie posłucham Waszych propozycji, bo jak wiecie wszystko na spontanie :D
-NiktSpecjalny
PS: Kto gotowy na nowy rok szkolny? Chyba nigdy się na to psychicznie nie przygotuję.
#wiecznewakacje!
CZYTASZ
Nie ucz ojca dzieci wychowywać
Romance"NIANIA POTRZEBNA OD ZARAZ", tak pisało w gazecie, ale czy ja się do tego nadam? Jeśli czegoś nie spróbujesz to nigdy nie dowiesz się czy było warto! Okładkę znów wykonała wspaniała _Liff_ 😚