15. Jak ten osioł..

7.3K 315 12
                                    

TOMASZ POV.

-Możecie mi powiedzieć co wy tu jeszcze robicie? Zaczynacie szkołę za mniej niż pół godziny- nie mogę pojąć jak wszystko zmieniło się od odejścia pani Igi, a minęły dopiero niecałe dwadzieścia cztery godziny.

-Jeśli Iga nie wróci to ja nie zamierzam nigdzie iść- Arek zawsze był po jej stronie, dlatego szukam wsparcia w pozostałej dwójce, ale widocznie oni również nie zamierzają mi pomóc. Jedyne czego jestem pewny, to to że nie przyjmę jej z powrotem do pracy, o tym mogą pomarzyć. Moi pracownicy mają być godni zaufania i co najważniejsze odpowiedzialni.

-To ja decyduję kogo wyrzucam, a kogo przyjmuję. Radzę wam już wyjść, bo nie radzę się spóźnić- mimo, że dzieciaki wyszły ja ciągle mam przeczucie, że na tym się nie skończy.

-Gotowy do pracy?- Dagmara wchodzi do jadalni, zaraz po wyjściu moich dzieci, dlatego nie miałem nawet chwili na zjedzenie śniadania, ale jakoś przeszła mi już ochota.

-Tak, mamy dzisiaj jakieś spotkanie?- pytam zbierając swoje rzeczy ze stołu.

-Nie, więc pomyślałam, że możemy wieczorem gdzieś wyjść, co ty na to? Oderwałbyś się od problemów i odpoczął od pracy- czy ona nigdy nie zrozumie, że pracuję po to żeby się oderwać od innych rzeczy i nie potrzebuję niczego więcej?

-Jedyne co możesz dla mnie zrobić, to znajdź nową nianię dla chłopaków- gdy wypowiedziałem te słowa, kobieta aż zadławiła się sokiem jabłkowym, który aktualnie miała w ustach.

-Czy ty sobie jaj robisz? Dobrze wiesz, jak trudno było ją znaleźć, więc nawet nie licz, że znajdzie się kolejna desperatka potrzebująca kasy od zaraz.

-Nie płacę ci za narzekanie, tylko pracowanie, dlatego zajmij się tym dzisiaj- wychodzę z jadalni, nawet na nią nie czekając, bo mam cholernie dość pracowników, którzy mnie pouczają. Jedna chciała mnie uczyć wychowywać dzieci, a druga zatrudniania pracowników. Nikt mi nie będzie mówił co mam robić!

IGA POV.

Nienawidzę bezczynnego siedzenia, a właśnie to robię, bo odkąd tu przyjechałam lekarze mówią tylko, że wciąż nic nie wiadomo i trwają badania. Po prostu masakra! Tak bardzo chciałabym coś już wiedzieć...

-Panie doktorze, wiadomo coś?- natychmiast zrywam się z podłogi, na której siedziałam, bo krzesło było zbyt niewygodne, gdy widzę mężczyznę w białym kitlu.

-Wyniki badań są dość dobre, to omdlenie najwyraźniej było skutkiem przemęczenia lub ciśnienia, dlatego nie ma co się martwić, jednak pani mama jest już w średnim wieku i powinna zrobić szczegółowe badania, bo w tym wieku należy być czujnym- nie ukrywam, że spadł mi wielki kamień z serca. Obawiałam się, że to będzie coś poważniejszego, lecz i tak nie obędzie się bez ochrzanu mamy, za to że mnie tak nastraszyła, swoją własną córkę.

-Dziękuję, mogę do niej wejść?- upewniam się jeszcze.

-Tak, jeśli wszystko będzie dobrze to już jutro będzie możliwy wypis- dziękuję lekarzowi skinieniem  głowy i wchodzę do sali 207, gdzie leży mama.

-Jesteś zła?- pyta, widząc moją minę.

-Nie, po prostu wkurzona, że się źle czułaś i nie poszłaś na badania. W twoim wieku powinnaś na siebie uważać- siadam na krześle obok łóżka i łapię mamę za rękę.

-Ej, wypraszam sobie. Jeszcze taka stara, to ja nie jestem...- i tak można z nią gadać. Po godzinie rozmowy doszło do tego, że prawie się pokłóciłyśmy i gdyby nie pielęgniarka, która musiała uzupełnić kartę pacjenta, na pewno bym nie wytrzymała. Jednak pożegnałam się z mamą i wyszła ze szpitala, a gdy w końcu znalazłam się na świeżym powietrzu, wzięłam głęboki wdech. Nienawidzę takich miejsc, bo kojarzą mi się tylko i wyłącznie ze śmiercią ojca. Czasem zastanawiam się, dlaczego tak mnie to rusza skoro jestem na niego strasznie zła. Trochę zajęła mi droga powrotna, przez co coraz więcej myśli zaczynał krążyć mi po głowie.  W tym momencie chciałam tylko wziąć prysznic i iść spać, bo jutro czeka mnie szukanie pracy i odebranie mamy ze szpitala, co wiąże się z tym, że będę jej musiała powiedzieć o zwolnieni, bo z ego wszystkiego kobieta jeszcze nic nie wie. Muszę się na to przygotować psychicznie. Gdy byłam kilka metrów od mojego domu, zauważyłam jakąś postać siedzącą na schodach. Może to głupie, ale z całej siły pragnęłam, aby to był pan Tomasz. Tylko wtedy większość problemów by się rozwiązało. Nadzieja ulatywała wraz z przybliżaniem się do schodów. Znikła zupełnie, gdy rozpoznałam tę osobę.

-Mogę dzisiaj tu zostać?- i co ja mam teraz zrobić?

*******************

Dlaczego, gdy w końcu, to zasrane szczęście się do mnie uśmiechnęło, to stałam tyłem? Jednak wierzę, że następnym razem się uda! Nie można się poddawać...

-NiktSpecjalny

Nie ucz ojca dzieci wychowywaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz