Zabrałam swoją torbę z trawnika i wsiadłam do chevroleta Aidena, nie przejmując się zaczynającą się właśnie lekcją angielskiego. Mogłam przeżyć bez znajomości jednej z lektur, natomiast miałam wrażenie, że rozmowa z Aidenem nie powinna czekać. Rzuciłam torbę na podłogę pod siedzeniem pasażera i obejrzałam się na niego pytająco, gdy już zajął miejsce za kierownicą.
Nie ruszył, nie pojechał nigdzie, po prostu usiadł, westchnął i moim wzorem oparł głowę na kierownicy, wpatrując się we mnie z rezygnacją. Uśmiechnęłam się pocieszająco, choć dosyć słabo.
– Nie chciałem, żebyś była tego świadkiem – powiedział. Wzruszyłam ramionami.
– Daj spokój. Chyba nie sądzisz, że zacznę po tym źle o tobie myśleć? Musiałabym zwariować – oświadczyłam z niesmakiem. – I miałabym o sobie naprawdę złe zdanie, gdybym cię tam zostawiła. A jak pomyślisz o tym chwilę, dojdziesz do wniosku, że też byś nie chciał, żebym nie zareagowała.
W końcu odpowiedział uśmiechem. Nareszcie. Uwielbiałam ten jego ciepły, spokojny uśmiech, nawet jeśli nadal był nieco nerwowy po przebytym niedawno ataku paniki.
– Masz rację, Mads – przyznał niechętnie. – Nie chciałbym, żebyś była dziewczyną, która na widok kłopotów ucieka. Zresztą, gdybyś była taką dziewczyną, nie chciałbym mieć pewnie z tobą nic wspólnego. Jesteś cudowna właśnie ze względu na swój charakter.
– Mój ojciec ciągle mi mówi, że to przekleństwo – przyznałam się. – Że to dlatego w domu w Austin miałam pięć kotów. Bo nie potrafię przestać pomagać.
– Ale mam nadzieję, że nie tylko dlatego się ze mną spotykasz?
Mój pełen zakłopotania uśmiech musiał mu wystarczyć za odpowiedź. Bo przecież on doskonale wiedział, że to nie było tak. Może na początku rzeczywiście interesowałam się nim, bo wyczuwałam w nim jakiś problem, ale to było dawno. Zaraz po moim przyjeździe do Elizabethtown. Dawno już przestałam patrzeć na Aidena jak na kolejną duszę do zbawienia.
– Miałeś mi opowiedzieć o Davidzie – przypomniałam mu po chwili milczenia. – Skoro już uciekam z lekcji, daj mi przynajmniej jakiś powód.
– No dobrze – westchnął. – Widzisz, rzecz w tym, że ja byłem wtedy w domu, gdy David wrócił zabić moich rodziców.
Kiwnęłam głową, bo prawdę mówiąc, spodziewałam się tego. Nie odpowiedziałam, więc po chwili Aiden kontynuował:
– Pamiętam, że bawiłem się akurat na górze, w pokoju rodziców. Nie wiedziałem, co się dzieje ani o co chodzi, nie kojarzyłem huku wystrzałów z niebezpieczeństwem. To mama, zanim zeszła na dół, do mojego brata, powiedziała, żebym się schował. Więc wszedłem do szafy.
– Stąd klaustrofobia? – domyśliłam się, próbując nie pokazać po sobie, jak bardzo było mi go żal. Aiden na pewno nie byłby z tego faktu zadowolony.
– Dokładnie. – Pokiwał głową. – Tatę zabił na dole, ale mama... Mama uciekała na górę. Zdążyła zadzwonić na policję, zresztą wiedzieli już, w końcu mieli ofiary w szkole. Wiem, że uciekała do mnie, że chciała mnie chronić... Ale David zastrzelił ją tuż po tym, jak wbiegła do pokoju. Strzelił jej w plecy, wiesz? Miałem wtedy dziesięć lat, ale pamiętam to bardzo dobrze. Strzelił jej w plecy, nie zabił na miejscu, umierała potem przez kilkanaście minut, zanim nie przyjechała karetka. A potem zaczął mnie szukać. Wiedział, że byłem gdzieś w domu, nie wiedział tylko, gdzie. Zaczął od mojego pokoju, ale potem wrócił do sypialni rodziców. Pewnie też dlatego, że moja mama jeszcze żyła. Zanim zdążył mnie znaleźć, bo przecież kuliłem się cały czas w tej ciemnej szafie, odezwały się syreny i nadjechała policja. Wtedy David zmienił plany i się zastrzelił.
CZYTASZ
Czyste sumienie | Young Adult | ZAKOŃCZONE
JugendliteraturMaddison Monroe myślała, że to nie może się udać. W końcu ona i małe miasteczko? Po siedemnastu latach spędzonych w niespełna dwumilionowej aglomeracji? Ojciec Maddie nie dał jej jednak wyboru. Uznając, że po tym, co przeżyła, przyda jej się zmiana...