4. Tablica pamiątkowa

11.8K 851 196
                                    

Na samą myśl o czwartku i konieczności samodzielnej podróży samochodem do szkoły robiło mi się niedobrze. Pewnie dlatego już w środę rano czułam się źle, wysiadając z SUV–a taty i obiecując, że poradzę sobie z powrotem do domu autobusem. Miałam siedemnaście lat, na litość boską! Na pewno mogłam wrócić sama autobusem i nie zgubić się po drodze ani nie wpaść pod żadne auto!

W wejściu do szkoły dogoniła mnie Carrie. Obydwie z Harper ubierały się bardzo modnie; Carrie tym razem miała na sobie dopasowaną, krótką spódniczkę i satynową bluzeczkę, na którą narzuciła szary żakiet. W swoich byle jakich dżinsach, trampkach i T–shircie zupełnie do niej nie pasowałam, ale najwyraźniej nie przejmowała się tym aż tak bardzo.

– Cześć, Maddie! – zawołała, dobijając do mnie, biegnąc na tych swoich obcasach, jakby były moimi trampkami. – Mamy dzisiaj razem WF, wiesz? Będzie fajnie!

Miałam wątpliwości, ale nie podzieliłam się nimi.

– Tak, wiem, już w poniedziałek dostałam strój, żebym zdążyła go wyprać – odparłam, posłusznie oddając torbę do kontroli, gdy przechodziłam przez bramki przy wejściu. – Miałam już dawno zapytać. O co chodzi z tą kontrolą na wejściu?

– To ty nic nie wiesz? – Carrie zrobiła wielkie oczy, przez co już w ogóle wydawały się ogromne. Wyglądała w tamtej chwili jak Bambi.

Rozłożyłam bezradnie ręce, po czym z uśmiechem przyjęłam z powrotem moją torbę od jednego z ochroniarzy.

– O czym mam wiedzieć? – drążyłam, spoglądając na zegarek. Do pierwszej lekcji pozostawał jeszcze kwadrans, więc miałyśmy chwilę na wyjaśnienie tej kwestii. – Że wasz dyrektor ma fioła na punkcie bezpieczeństwa? Boi się rozboju w biały dzień, czy jak?

Carrie bez słowa chwyciła mnie za rękę i lawirując pomiędzy uczniami, pociągnęła gdzieś przed siebie, w lewy korytarz, ten sam, którym szło się do gabinetu dyrektora. Przeszliśmy jednak obok tych drzwi, za którymi ostatnio poznałam panią Cole i Lucasa, po czym doszliśmy do przeszklonych drzwi, oddzielających korytarz od przewiązki, prowadzącej do kolejnego skrzydła i sali gimnastycznej. Carrie pociągnęła mnie dalej, za drzwi, aż do przeszklonej gablotki, która znajdowała się gdzieś w połowie drogi. Dopiero tam zatrzymałyśmy się i puściła moją rękę.

– Oto dlaczego – powiedziała, wskazując gablotkę. Wobec tego spojrzałam w tamtą stronę, po czym wstrzymałam oddech.

W gablocie umieszczono zdjęcia ośmiu osób: siedmiu uczniów i jednego nauczyciela. Wszystkie w górnym lewym rogu przepasane były kawałkiem czarnej wstążki. Przyjrzałam się im bardzo uważnie: cztery dziewczyny i trzech chłopaków, najprawdopodobniej w moim wieku, wszyscy na zdjęciach byli uśmiechnięci i wydawali się szczęśliwi. Problem w tym, że najwyraźniej nie żyli.

Nazwiska nic mi nie mówiły, dowiedziałam się jedynie, że nieżyjący nauczyciel uczył angielskiego. Na dole znajdowało się tylko jedno, krótkie zdanie.

PAMIĘCI OFIAR MASAKRY W ELIZABETHTOWN Z 20 MAJA 2005 ROKU.

Osiem lat temu. Cokolwiek się stało, miało to miejsce osiem lat temu. Nic dziwnego, że o tym nie słyszałam, w końcu byłam wtedy dzieckiem.

– Co właściwie się wtedy stało? – zapytałam więc Carrie, nie odrywając wzroku od tablicy. Westchnęła.

– Okropna historia. – Kiedy wreszcie na nią zerknęłam, stwierdziłam, że kręciła głową. Cały czas. – Ten chłopak... Miał na imię David... Po prostu wszedł do szkoły i zaczął strzelać. Wszyscy się pochowali, wezwano policję, ale zanim przyjechała, zdążył dostać się do biblioteki i jednej z przylegających do niej sal klasowych. W bibliotece zabił pięć osób i postrzelił kolejne cztery, w tym bibliotekarkę. Potem przeszedł do sali klasowej i zabił kolejne trzy, w tym nauczyciela. Postrzelił jeszcze dwie, zanim usłyszał syreny policji.

Czyste sumienie | Young Adult | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz