Harper zaczęła rozmowę niemalże natychmiast, gdy tylko wyjechałyśmy. Nie dziwiłam się specjalnie. W końcu z tego, co mówiła Carrie, wynikało, że ostatnie dni Harper spędziła zamknięta we własnym pokoju. Na pewno nie miała nawet do kogo ust otworzyć.
Chyba jednak nie spodziewałam się tego, co od niej usłyszałam.
– Wiedziałam, że będziemy mieć przez ciebie kłopoty, Monroe, od kiedy tylko pierwszy raz cię zobaczyłam – mruknęła, z impetem wyjeżdżając na drogę. Odruchowo zapięłam pasy, po czym chwyciłam się uchwytu na drzwiach. Wyłącznie na wszelki wypadek, bo Harper mimo wszystko prowadziła pewnie, nawet jeśli trochę za szybko. – Było w tobie coś takiego... Sama nie wiem. Po prostu to czułam.
– Nie bardzo wiem, co masz na myśli, Harper – odparłam nieco cierpko. – To nie przeze mnie zginął Lucas. Jasne, przez jakiś czas tak myślałam, ale przecież obydwie wiemy, że tamta bójka w szkole z Aidenem to był tylko zbieg okoliczności. Lucas zginął przez ciebie.
Może to i było bezduszne, co mówiłam, ale nie zamierzałam dłużej grać ofiary. Musiałam z tym skończyć. Z tym wszystkim, co zaczęłam, przyjeżdżając do Elizabethtown. Z bezradnością, z bezwolnym godzeniem się na wszystko, co działo się obok mnie, z oszczędzaniem innym prawdy, która mogła boleć.
Może i nie mogłam skończyć ze sposobem, w jaki ludzie w mieście odnosili się do Aidena, jasne. Ale za to mogłam się wreszcie jawnie temu przeciwstawić. Zaprotestować, zamiast kłaść uszy po sobie. Pewnie, już wcześniej próbowałam, ze zmiennym szczęściem. Ale tak po prostu nie mogło dłużej być.
Musiałam wreszcie wszystko wyprostować.
– To twoja wina, że musiał – mruknęła Harper, z piskiem opon skręcając w kolejną ulicę. – Gdybyś tu nie przyjechała, nigdy nie zacząłby się za tobą oglądać.
– Na pewno obejrzałby się za inną – prychnęłam, bo w to akurat nie wątpiłam. Harper posłała mi wkurzone spojrzenie; w oczach miała łzy.
– Może i tak, i co z tego? Z inną na pewno nie byłoby tego kretyńskiego dramatu, co z tobą! Poderwałby jakąś panienkę, przespał się z nią, a potem wrócił do mnie, jak powinien był to zrobić. Ale nie, ty musiałaś grać trudną i niedostępną, i wszystko niepotrzebnie skomplikować! Po co właściwie to robiłaś, co? Specjalnie, żeby mnie zdenerwować? Gdybyś od razu dała Lucasowi, czego od ciebie chciał, nie zacząłby za tobą łazić i nie miałby na twoim punkcie tej niezrozumiałej obsesji. Wróciłby do mnie! Dlaczego nie mogłaś go po prostu zostawić w świętym spokoju?!
Ona jednak była nienormalna. Resztki mojego współczucia wyparowały właśnie po tych jej słowach.
– Harper, czy ty masz nierówno pod sufitem? – zapytałam wobec tego bezlitośnie. – Naprawdę próbujesz zrzucić na mnie winę za coś, co stało się przez ciebie? Nic nie poradzę na to, że Lucas się za mną oglądał, i na pewno nie zamierzałam przespać się z nim dla waszego świętego spokoju, bo to wręcz niedorzeczne. I nie z mojego powodu Wyatt pojechał tamtej nocy nad Lewis Lake. To twoja wina. To ty nie potrafiłaś odczepić się od Lucasa, a Wyatt doskonale to widział. Jasne, ostatecznie to on zabił Lucasa, nie ty. Ale gdybyś zachowywała się jak normalny człowiek, a nie jak nawiedzona stalkerka, nic z tego pewnie by się nie wydarzyło.
Znowu miałam wyrzuty sumienia, ale szybko mi przeszły. Właściwie wtedy, kiedy Harper przyspieszyła, wbijając wzrok w drogę przed sobą. Na szczęście nadal znajdowałyśmy się poza centrum i było na niej raczej pusto.
– Nie, to jednak twoja wina – wycedziła po chwili przez zęby, jakby bardzo się starała, żeby nie wybuchnąć. – To przez ciebie Montgomery też pojechał nad jezioro. Gdyby nie zobaczył wtedy Priusa Wyatta, nic by się nie wydało.
![](https://img.wattpad.com/cover/91435068-288-k773445.jpg)
CZYTASZ
Czyste sumienie | Young Adult | ZAKOŃCZONE
Teen FictionMaddison Monroe myślała, że to nie może się udać. W końcu ona i małe miasteczko? Po siedemnastu latach spędzonych w niespełna dwumilionowej aglomeracji? Ojciec Maddie nie dał jej jednak wyboru. Uznając, że po tym, co przeżyła, przyda jej się zmiana...