Komenda policji mieściła się poza ścisłym centrum Elizabethtown, na Hanover Street, w spokojnej okolicy. Jej sąsiedztwo stanowiły nieduże, jednorodzinne domki z elewacjami z sidingu, przy których gdzieniegdzie stały zaparkowane na poboczu samochody. W radiowozie, którym jechaliśmy, od rozpoczęcia podróży panowała cisza, której ani ja, ani Aiden nie ośmieliliśmy się przerwać, chociaż wiedziałam, że wybuchłby wymówkami od razu, gdybyśmy tylko zostali sami.
Było coś w jego spojrzeniu i sposobie, w jaki siedział i odrzucał włosy z czoła, co powiedziało mi wyraźnie, że był zły. Nie musiałam go nawet znać na tyle, by wiedzieć, że tak właśnie by się zachował; to było po prostu widoczne. Nie miałam nawet do niego pretensji o to, że się obraził czy że był na mnie wściekły, w końcu ja na jego miejscu też bym była. Zachowałam się jak konkursowa idiotka.
Jak jednak mogłabym zachować się inaczej?
– Zapraszamy – usłyszałam, kiedy samochód zatrzymał się na podjeździe, a któryś z policjantów otworzył tylne drzwi, raczej nie z kurtuazji, żeby pomóc mi wysiąść. Było w tym coś fascynującego: nigdy wcześniej nie miałam problemów z wymiarem sprawiedliwości i radiowozem jechałam po raz pierwszy. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach.
W środku komenda wyglądała dokładnie tak, jak ją sobie wyobrażałam, tylko było tam mniej tłoczno. Nie było biegających dookoła ludzi ani dzwoniących dziko telefonów, była za to jedna wyraźnie znudzona pani na wejściu, przed czymś w rodzaju recepcji, która uśmiechnęła się do policjantów zmęczonym uśmiechem, zapytała ich o dzień i całkowicie zignorowała mnie i Aidena. Po chwili poszliśmy dalej, wąskim korytarzykiem w stronę dużego pomieszczenia w stylu open space, gdzie na pokrytej linoleum podłodze ustawiono kilka biurek. Dalej drzwi prowadziły jeszcze do dwóch gabinetów, a także – jak przypuszczałam – na zaplecze. Cele i cała reszta musiały znajdować się z drugiej strony, gdzieś w korytarzu za recepcją, na lewo od wejścia.
Przy biurkach siedziało paru policjantów, którzy zaszczycili naszą eskortę zdawkowymi powitaniami, poza tym jednak w ogóle się nami nie zainteresowano. Mnie posadzono na miejscu dla petenta przy jednym z biurek, stojącym trochę na uboczu, pod ścianą, w kącie; ku mojemu zaniepokojeniu jednak Aiden został przez mundurowego poprowadzony gdzieś dalej, do jednego z gabinetów. Gdy wstałam z krzesła, próbując coś na to poradzić, drugi z policjantów obdarzył mnie protekcjonalnym spojrzeniem.
– Wybacz, ale musimy przecież przesłuchać was osobno – wyjaśnił, siadając za biurkiem naprzeciwko mnie. Wobec tego po chwili wahania też wróciłam na miejsce. – Takie są procedury. Spokojnie, to na pewno nie potrwa długo.
Niepokój, który czułam w sercu, nie pozwalał mi tak myśleć. Kazał raczej przygotować się na najgorsze, chociaż brakowało mi wyobraźni, by wyobrazić sobie, czym to „najgorsze" miałoby być. Albo może raczej po prostu nie chciałam tego wiedzieć.
– Czy Aiden jest o coś oskarżony? – Chyba zacięła mi się płyta. Nawet ja to zauważyłam. – Bo jeśli tak...
– Tak, wiemy, byłaś z nim przez całą noc. – Policjant oparł się o oparcie krzesła i lekceważąco machnął ręką. – Przecież nie zarzuciłem ci kłamstwa. Jeszcze.
Wywróciłam oczami. I co, to może miało na mnie zrobić wrażenie? Że niby tak łatwo mnie nastraszą?
– Chciałbym za to wiedzieć, co dokładnie wydarzyło się tamtego wieczora, na szkolnej zabawie – dodał po chwili. – Zapewniam, że wszyscy, którzy byli tego świadkami, będą przechodzić te same procedury, co my teraz. Ty tylko się tak... rzuciłaś na pierwszy ogień.
To wcale nie było zabawne, chociaż on najwyraźniej tak myślał. Wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić.
– Nic się nie stało – odparłam, chociaż wiedziałam, że uparte powtarzanie tego akurat na policji mogło ciągnąć za sobą konsekwencje. – Aiden trochę posprzeczał się z Lucasem, to wszystko. Lucas był pijany i to dlatego wymyślił potem, że spotkają się z Aidenem nad jeziorem, pewnie żeby się bić. Na szczęście Aiden nie był głupi i zamiast tego przyszedł do mnie.
CZYTASZ
Czyste sumienie | Young Adult | ZAKOŃCZONE
Fiksi RemajaMaddison Monroe myślała, że to nie może się udać. W końcu ona i małe miasteczko? Po siedemnastu latach spędzonych w niespełna dwumilionowej aglomeracji? Ojciec Maddie nie dał jej jednak wyboru. Uznając, że po tym, co przeżyła, przyda jej się zmiana...