Pogoda nadal była do kitu, ale korzystając z nowo uzyskanej wolności, oświadczyłam ojcu, że umówiłam się w centrum handlowym, i po prostu wyszłam z domu, zabierając oczywiście ze sobą parasolkę. Wyjeżdżając z mojej ulicy z prędkością ślimaka wyścigowego o mało nie przejechałam jakiegoś biegnącego ulicą psa; tak bardzo wyprowadziło mnie to z równowagi, że uciekła ze mnie niemalże cała nabyta ostatnio pewność siebie i musiałam zatrzymać się po drodze na poboczu, żeby uspokoić kolejny atak paniki.
Walcząc z niemożnością złapania głębszego oddechu i gwałtownym kołataniem serca, które, byłam tego pewna, chciało wydostać mi się z piersi i uciec, gdzie pieprz rośnie, po raz kolejny boleśnie zrozumiałam, co musiał czuć w kontenerze Aiden. Drżącą ręką uchyliłam okno; świeże, przesycone wilgocią powietrze wpadło do auta i trochę mnie otrzeźwiło, podobnie jak krople deszczu, które natychmiast spadły mi na twarz. Odchyliłam głowę do tyłu i oparłam ją o zagłówek fotela, próbując uspokoić oddech przez powolne recytowanie w myślach tabliczki mnożenia od tyłu. Pomagało zaskakująco dobrze.
Ponieważ nigdy nie przyznałam się ojcu do ataków paniki, nigdy też nie próbował nic z nimi zrobić, na przykład zabrać mnie na jakąś sesję do psychologa. Musiałam przyznać, że niechęć do psychologów była właśnie jednym z powodów, dla których mu o niczym nie powiedziałam; przez to jednak nie udało mi się dowiedzieć, czy były jakieś sposoby radzenia sobie z atakami paniki, zwłaszcza że odczuwałam dziwną niechęć do czytania o tym, choćby na Internecie. Zupełnie tak, jakby miała dostać ataku paniki od samego czytania o nim.
Teraz jednak kierowała mną wyższa konieczność. Teraz nie chodziło już tylko o mnie.
Do centrum handlowego dojechałam w końcu spóźniona o jakieś pół godziny, o czym jednak zawiadomiłam wcześniej Wyatta SMS–em. On był taki kochany, że poczekałby na mnie i dwie godziny, gdybym go o to poprosiła, byłam tego pewna. Z trudem, ale jednak udało mi się dojechać o własnych siłach i tym razem nie musiałam nikogo prosić o asystę. Mimo tego ataku paniki po bliskim spotkaniu z psem, jednak byłam z siebie dumna.
– Wow, Mads. – Wyatt przywitał mnie wytrzeszczem oczu, przez co, w połączeniu z jak zwykle rozczochranymi kędzierzawymi włosami, tym razem bardziej przypominał mi cocker–spaniela niż labradora. Siedział przy stoliku jednej z kawiarni na głównej alei centrum handlowego i powoli sączył kawę z tekturowego kubka, czekając na mnie, na mój widok jednak natychmiast odłożył kubek na blat okrągłego, niewielkiego stolika. – Ojciec wypuścił cię z domu po szkole...?!
– Haha, też jestem w szoku. – Przywitałam się z nim, opadłam na krzesełko naprzeciwko i zawiesiłam torbę na jego oparciu, po czym sięgnęłam po kawę Wyatta. Spojrzał na mnie krzywo, ale poza tym nie usłyszałam ani słowa protestu. – Tata uznał, że w ramach ocieplania relacji na linii ojciec–córka, da mi jeszcze jedną szansę i tymczasowo cofnie mi szlaban. Ludzki pan, nie?
– Oj, Mads, nie bądź już taka złośliwa. Wygląda na to, że on naprawdę się stara – westchnął Wyatt. Wywróciłam z irytacją oczami.
– Nie, Wyatt, on wcale się nie stara. On wspaniałomyślnie próbuje mi pokazać, jakim to jest super ojcem i jakby to było fajnie, gdybym spróbowała być chociaż w połowie taką super córką i poszła z nim na jakiś kompromis. Ale nadal będzie do mnie dzwonił o jedenastej, czy na pewno wróciłam, bo cały weekend znowu spędza w pracy i wróci do domu dopiero w poniedziałek, i nadal będzie wypytywał potem nauczycieli, czy dobrze zachowywałam się na tej imprezie. Już ja znam mojego ojca. Z jednej strony będzie udawał, że daje mi luz, a z drugiej zrobi wszystko, żeby kontrolować mnie tak, żebym jak najmniej się zorientowała. Cholera, nie mam pojęcia, czemu ten facet nie został gliniarzem.
CZYTASZ
Czyste sumienie | Young Adult | ZAKOŃCZONE
Teen FictionMaddison Monroe myślała, że to nie może się udać. W końcu ona i małe miasteczko? Po siedemnastu latach spędzonych w niespełna dwumilionowej aglomeracji? Ojciec Maddie nie dał jej jednak wyboru. Uznając, że po tym, co przeżyła, przyda jej się zmiana...