Rozdział 19

1.3K 77 3
                                    

- Jesteś głodna? - Harry zatrzasnął za sobą drzwi.

- A wiesz że tak?

Spędziłam u Nat większość wieczora, gdzie wyczyściłyśmy połowę lodówki. Jednak Harry świetnie gotował. Niedługo będę gruba. Uśmiechnął się pokazując mi swoje swoje dołeczki i śnieżnobiałe perełki. Był taki słodki z ciemnymi lokami w nieładzie. Obserwowałam go jak smaży dla siebie jajecznicę i tosty.

- Czy ty znów na mnie patrzysz?

- Yhym

- Czekaj!

Chwycił brzegi koszulki i przeciągnął ją przez głowę, rzucił ją w kąt  pokoju. Kolana się natychmiast pode mną ugięły, dobrze wiedział jak na mnie działa.  Przysunął widelec do moich ust, gestem nakazujac bym je otworzyła.

- Nie. Jestem uczulona.

- Serio? A co by było gdybyś jednak zjadła? - na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmiech.

- Nie byłoby ciekawie.

- Czyli? - zapytał, nadal wywijając mi widelcem przed nosem.

- Nie chcesz wiedzieć.

W jego oczach pojawił się lekki strach, zaraz zastąpiony niepokojem. Odłożył sztuciec na talerz i oparł obe dłonie na moich biodrach. Chyba miałam mu to powiedzieć. Westchnęłam.

- Widzisz, kiedyś wylądowałam w szpitalu przez to.

- Za to ja jestem uczulony na pianki.

- Co?! - mój śmiech nie pozwalał mi dokończyć.

- To nie śmieszne!  - udawał obrażonego- Jestem dziwny.

- Kocham cię.

Nadal nie byłam w stanie opanować swojego śmiechu, tym samym zaraziłam nim Harrego. Posadził mnie na blat szafki, od razu rozsuwając moje nogi i stając między nimi. Był poważny jak nigdy.

- Miałem z tobą rano porozmawiać.

Zmarszyzyłam brwi przypominając sobie ranną rozmowę. Tak, miał mi coś powiedzieć. Przeczesał włosy palcami, zatrzymał dłoń na karku, nerwowo go masując. Był zdenerwowany.

- Lydia.....my......wtedy.....kurwa no!

Oparłam dłoń na jego piersi, palem wodziłam po konturze jaskółek, tak długo póki jego mięśnie się nie rozluźniły. Odetchnął głęboko.

- Chodzi o to że......nie mieliśmy........

- O cholera!

Zasłoniłam usta rękami, dotarł do mnie sens jego zdania. Harry zamknął oczy i spuścił głowę. Nienawidziłam kiedy czuł się winny. Splotłam ramiona na jego szyi, przyzuwając się i przytulając mocno do niego.

- Nic się nie stało.

- Jak to nic?! Możesz być w ciąży! I to jest nic?!

Odetchnął mnie od siebie, nie raniąc mnie fizycznie, ale psychicznie. Chwyciłam jego twarz unosząc ku górze.

- Harry! To nie twoja wina. Poza tym jeszcze nic nie wiemy.

Uśmiechnął się lekko i pogładził mój policzek. Rozdzwoniła się moja komórka. Cholera jasna! Kto normalny dzwoni o 10 p.m.?! Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. No jasne, Jenna. Przeniosłam wzrok spowrotem na Harrego.

- Moja mama. -opowiedziałam na jego nieme pytanie. -Tak?

- Lyddie? Przeszkodziłam? - jej głos miał przepraszający ton.

- Nie. My tylko....

I wtedy znałam sobie sprawę jak to zabrzmiało. Uderzyłam się w czoło. Czasem mie pomyślę.

- Boże!  Nie miałam tego na myśli. My tylko rozmawialiśmy.

- Wiem. - zaśmiała się- Jest późno, ale dasz radę wpaść do nas? Tata chce żebyś kogoś poznała. Zabierz ze sobą Harrego, jeśli ci to pomoże.

Taa... pomoże.  Dostałabym zawału tuż przed drzwiami. Ojciec nigdy nie powinien go poznać. Wogóle to poznał, Edwarda jako Harrego. Nie byłam ciekawa jakby skończyło się to rodzinne spotkanie. Z pewnością nie za dobrze. Harry odebrał ode mnie telefon i położył go na blacie, sygnalizując że rozmowa się skończyła.

- Jenna dzwoniła. Chce żebym przyjechała, ojciec niby ma mi kogoś przedstawić.

Zsunęłam się na ziemię, próbując jednocześnie minąć Harrego. Jednak jego ręce mocno trzymały mnie w biodrach. Poddałam się i stanęliśmy twarzą w twarz. Oczywiście górował nade mną wzrostem, co powodowało pojawiawnie się uśmiechu na jego ustach.

- Nie pojedziesz do tego psychopaty.

Jego wesoły humor tak szybko jak się pojawił, tak znikł. Jego uścisk stawał się coraz mocniejszy, mięśnie stwardniały pod moimi palcami. Zdenerwowany.

- Możesz jechać ze mną.

Troszkę się rozluźnił, jednak wyraz twarzy pozostał niezmieniony. Odsunął mnie, zabrał swoją koszulkę i wyszedł na korytarz. Wciągnęłam na nogi legginsy, leżące w salonie, na ramiona zarzuciłam bluzę Harrego.

- Hazz? Idziesz?

Usłyszałam tylko echo własnego głosu. Ugh....... pójdę bez niego. Wyszłam przed dom i zakluczyłam frontowe drzwi. Czarny Land Rover stał zaparkowany na podjeździe, a Harry opierał się o jego maskę bawiąc się komórką. Nie odpuszczał tak łatwo jak myślałam, inaczej nie byłoby mnie tu, z nim.

- Chodź kochanie.

Siadłam na miejscu pasażera, a Harry jak zawsze zapiął mnie pasem, na koniec przelotnie cmokając w usta.

- Gotowa?

- Co?.....nie?

- Nie musimy jechać.

- Już jesteśmy. - wskazałam mój dom.

W środku wszędzie zapalone były światła, nawet w pokoju Liama, chociaż wiedziałam że go tam nie ma. Drzwi otwarły się i uderzyły o ścianę, na ulicę wybiegła Lena. Ojciec znów zaczął szaleć. W tej chwili wątpiłam czy podjęłam słuszną decyzję, że tu przyjechaliśmy. Bo była to zła decyzja.

- Lyd, jeśli nie chcesz......

- Nie mogę unikać mamy przez niego.

I znów to zrobiłam, w pewnej części nieświadomie, ta druga część była jej niesamowicie wdzięczna. Harry pomół mi wysiąść z auta i ruszyliśmy do drzwi. Splótł swoje palce z moimi, uśmiechnęłam się do niego lekko. Nadal musiałam wyglądać na wystraszoną, bo w jego oczach pojawiła się troska. Podniósł mnie na duchu.

- Weź odpieprz się!!!

Zamarłam z dłonią w powietrzu, ktoś od środka otworzył gwałtownie drzwi. Instynktownie cofnęłam się do tyłu, wpadłam na Hazzę, zaskoczony cofnął się ale utrzymał nas w pionie.

- Kurwa! On jest chory psyhicznie!

Podniosłam głowę i zobaczyłam wysportowaną sylwetkę Liama. Mój braciszek.

- Lyd! Nie idź tam.

Taa..... nic mi nie będzie. Żyłam z nim przez 15 lat i chyba na tyle go znałam żeby wiedzieć kiedy wybuchnie. Odetchnęłam głęboko i wpadłam do salonu.

Krótki ale od jutra zaczynam jeździć autobusami i będę miała cholernie dużo czasu zeby pisać. Mam nadzieję że zostawicie pod tym rozdziałem jakiś koment albo votes. XD

Does He Know?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz