Rozdział 25

1.2K 63 4
                                    

Obudził mnie kaszel Harrego. O dziwo nie dochodził on z połowy łóżka tuż obok mnie, ale z łazienki. Postawiłam bose stopy na podłodze i powoli podeszłam do drzwi oddzielających sypialnię od łazienki. Nie chciałam się wtrącać, póki on sam by mi nie powiedział o co konkretnie chodzi, ale od wczoraj czuł się źle. I dziś znów wymiotował. Martwiłam się jak każda normalna dziewczyna o swojego chłopaka. Tyle że Harry milczeniem próbował chronić mnie. Niechcący oparłam się o klamkę i wpadłam do pomieszczenia. Niezdara. Siadłam na kafelkach oceniając ile szkód wyrządziłam w okół siebie.

- Lydia. -wycedził przez zaciśnięte zęby, ścierając wierzchem dłoni szkarłatną ciecz z brody. Krew. Czy z nim było tak źle? Musiałam wyglądać na przestraszoną, bo przyciągnął mnie do siebie, ciasno otulając ramionami. Położyłam głowę na jego gorącej piersi i słuchałam miarowego bicia jego serca.

- Nic mi nie jest. To chwilowe.

Nie wieżyłam w to. To napewno nie było chwilowe, to już był poważny stan.

- Harry, myślę że powinieneś iść z tym do lekarza.

- Nie! - zareagował gwałtownie- Bo nie pozwoli mi wrócić do walk.

- Harry to jest najmniejszy w tym wszystkim problem. Ty......wymiotujesz............krwią.

Chwyciłam leżący na brzegu szafki, wilgotny ręcznik i wytarłam jego usta. Czasem potrafił być tak cholernie uparty.

- Jeśli za dwa dni to się nie skończy, obiecuję że pójdę.

Westchnęłam. Wcale mnie to nie przekonało, ale będę miała go na oku. I chłopcy też się dowiedzą. Nie będzie miał ze mną łatwo. Bo w końcu go kocham. Uśmiechnął się, podnosząc mnie na nogi i równocześnie samemu wstając.

- Jestem głodny. A ty? Chodź. Zrobię nam coś.

W kuchni siadłam na blacie szafki nerwowo ogryzając skórki w okół paznokci i uważnie obserwując każdy ruch Harrego. Chłopak wydawał się nie czuć tak źle jak wyglądał. Może jednak miał rację? Ale mógł przecież odpuścić. Co za problem udać się na badania? Sięgnęłam po szklankę, upijając z niej soku w tej samej chwili kiedy Harry odwrócił się do mnie twarzą.

- Myślałem, że rozmawialiśmy już na temat wypijania sobie na wzajem soków? - jego ton był wesoły.

Nie odpowiedziałam, tylko odstawiłam szklankę na brzeg szafki. Byłam wściekła na siebie. Widziałam go 24/7 a nie zauważyłam nic. Może jakbym wcześniej interweniowała to dałby się przekonać na lekarza. Bałam się że teraz jeat już za późno. Podniosłam wzrok na stojącego przy kuchence chłopaka, który nucił coś pod nosem, kiwając się na boki. Mięśnie na jego plecach napinały się kiedy przenosił ciężar z jednej nogi na drugą. Miał wspaniały głos, co zaskoczyło mnie pozytywnie. Wciąż odkrywałam w nim coś nowego.

- *Now you standig right in front of me. I hold on scared and harder to breah. All of sudden light are blinding me. I've never noticed how brigh would be.

Kiedy zaczął tańczyć nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Co jak co, ale tańczyć to nie potrafił.

- Harry. Kochanie. - zatrzymał się i odwrócił do mnie. - Kocham cię, ale proszę cię nie tańcz więcej.

- Hej! - udał obrażonego i założył ręce na piersi.

Cmoknęłam go w usta, wywołując uśmiech. Jego dłonie objęły moje plecy, przyciągają mnie na brzeg blatu. Miałam już objąć go nogami w pasie, ale zrezygnowałam kiedy z jego ust wymknął się jęk bólu.

- No tak. Żebro.

Napewno miał któreś złamane, ale oczywiście z tym nie chciał iść do lekarza. Uparciuch. Nałożył na talerz tosty i podał mi je. Mój wzrok przypadkiem padł na zegarek, wskazujący 8.30. o cholera! Szkoła. Zaskoczyłam na podłogę, krzywiąc z bólu kiedy krzywo stanęłam.

Does He Know?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz