Harry był jakiś przybity od wczorajszego wieczora. Coś się stało? Prosiłam tylko Louisa by przemówił mu do rozsądku. Widocznie powiedział za dużo. Oparłam brodę na dłoniach i utkwiłam wzrok w chłopaku, który ćwiczył z moim bratem. Świetnie im szło. Był inny gdy to robił, wesoły. Na jego ustach częściej pojawiał się uśmiech jak tłumaczył coś Liamowi, niż wtedy gdy był ze mną. 'Coś było. ' Kurde! Robię się zazdrosna o własnego brata. Właśnie, to nawet nie było dziwne. Harry spędzał z Liamem więcej czasu niż ze mną. Westchnęłam przecierając oczy dłońmi. W tej samej chwili któryś wpadł z impetem na kanapę, podrywając mnie jednym ruchem w górę i sadzając na kolanach. Poczułam gorąco przebijające się przez cienką tkaninę koszulki, dużą dłoń przesuwającą się po moich plecach tylko po to by dotrzeć do mojej talii i przytulić mocno do umięśnionego torsu. Podniosłam wzrok i napotkałam spojrzenie szmaragdowych tęczówek, w których mogłam dostrzec jedynie strach. Przed czym? Przed śmiercią? Czyli może być gorzej. Ścisnęłam mocno materiał koszulki, trzymanej między palcami i oparłam głowę o jego pierś. Słyszałam jego bijące serce, którego mogę wiecej już nie usłyszeć. Dlaczego on był tak cholernie uparty?
- Kocham cię.
- Też cię kocham. Bardziej niż kogokolwiek innego. Jest dobrze.
Tak łatwo powiedzieć. Pomijając to że wcale mnie nie słuchał jeśli chciałam dla niego dobrze. Tak, to jest cholernie dobrze! Nie chciałam kłótni, więc nie powiedziałam mu tego o czym myślałam. Z resztą i tak by to nic nie dało. Uparty Styles. A może powinnam zadzwonić do jego matki i powiedzieć o wszystkim? Ale gdyby tu przyjechała, mogłoby być już za późno.
*****************************
Zostałam obudzona w środku nocy przez krzyk Liama. Nie myślałam nad tym co robię, zerwałam się na nogi i wyskoczyłam w łóżka. Znalazłam ich w łazience. No właśnie ich...Liam podtrzymywał bezwładne ciało Harrego na ramieniu. Wszędzie była krew. Nawet dresy które Harry miał na sobie, i jego klatka piersiowa.
- Chodź. Zanieśmy go do auta.
Drżącymi rękami chwyciłam ramię chłopaka, pomagając bratu podnieść go z ziemi. Droga z górnego piętra do auta zaparkowanego na podjeździe poszła nam sprawnie. Liam prowadził jak szaleniec, nie zatrzymał się na żadnych światłach, przez co bałam się jescze bardziej. Po chwili jazdy, prawie dosłownie chwili, pokazał się nam bydynek szpitala. Mój najgorszy scenariusz właśnie się sprawdzał. Byłam w takim szoku że nie zauważyłam kiedy znalazłam się razem z Liamem w środku, ale już bez Harrego. Opadłam na krzesło i rozpłakałam się jak małe dziecko. Kilka godzin później nadal siedzieliśmy w tym samym miejscu, wiedząc tyle co wcześniej. Czyli nic. Lekarz jeszcze nie wyszedł z pokoju, a pielęgniarki nie były 'zdolne' do mówienia takich informacji. Jednak się nie udało.
- Przepraszam. Kim państwo są dla niego? - wskazał za szybę, na Harrego.
- Jego narzeczoną. - pierwsze i najgłupsze kłamstwo jakie przyszło mi do głowy.
- Oh.....więc tak....
- Czy on umrze? - to pytanie nie chciało wcześniej przejść mi przez gardło.
- Lydia! - Liam otoczył mnie ramieniem.
- Jeszcze nic nie wiadomo. Udało nam się wybudzić go. Na razie jest z nim wszystko dobrze.
- Czy mogę......?
- Tak. Oczywiście.
Mimo moich obaw lekarz odwrócił się na pięcie i poprowadził mnie do pokoju Hazzy. Wyglądał lepiej niż wcześniej. Jego policzki nabrały zdrowego koloru, pełne wargi odzyskały swój malinowy kolor. Podeszłam bliżej i chwyciłam go za rękę wolną od igieł i strzykawek. Znów był niewiarygodnie gorący. Wzrok utkwił w dłoniach, starając się unikać mojego.
- Harry......
- Przepraszam.
- No i dobrze że przepraszasz! Co ty myślisz!? Że można było to ignorować?!
Mimo tego że krzyczałam nie byłam zła. Siadłam na krańcu łóżka starając się nie zrobić mu krzywdy, ale on i tak po swojemu. Wsunął swoje dłonie pod moje nogi i przyciągnął do siebie, sadzając na kolana. Przytuliłam się do jego nagiej piersi, wdychając dobrze znany mi, cynamonowy zapach jego ciała.
*Harry's POV*
- Boże kochany! Idioto! Ty żyjesz!
- Ciszej.
Liam spojrzał na śpiącą w moich ramionach Lydię. Wystarczająco dużo już przeszła. Z pod bluzy wystawała moja koszulka, w której zazwyczaj spała, przybrudzona moją krwią. Przerażało mnie to. Nie wiem jak ona sama tego nie zauważyła, ale musiała czuć się naprawdę źle skoro cały czas tu czekała. Kichnąłem. Jej włosy, związane w wysoką kitkę, łaskotały mnie w nos. Ruszyłem ręką by pogłaskać ją po policzku, jednak moja dłoń zatrzymała się w połowie drogi. Cholerna aparatura i te wszystkie welfony, strzykawki. Przecież to czlowiek nie mógł nic z tym zrobić. Chciałem już je wyrwać, ale silna dłoń przyjaciela zacisnęła się na moim nadgarstku.
- Spróbuj to zrobić a obiecuję że nogi z dupy ci powyrywam.
Zaśmiałem się ze słów przyjaciela, jednak on patrzył na mnie tak samo złowrogo jak wcześniej. Nie, nie był to dobry moment na żarty. Spojrzałem w dół na śpiącą dziewczynę.
- Ty ją kochasz.
- No tak mi się wydaje. - Liam zrobił swoją minę poważnego taty. - Ja nie jestem w tych klockach dobry.
- A mówiłeś jej to?
- Tak. I ona dobrze to wie. Powtórz jej to deszcze ode mnie.
- Co?! Hazz?! Nie!
Ale było zbyt późno. Moje oczy się zamknęły i odplynąłem w nicość, wciąż tuląc do siebie ciało dziewczyny.
*Lydia POV*
Obudziłam się kiedy zimne ręce lekarza wyrwały mnie z ciepłego uścisku Hazzy. Otworzyłam oczy i przed sobą miałam twarz Liama, zmartwioną. O Boże! Nie! Chciałam się odwrócić zobaczyć co z Harrym, ale jego ramiona mocno mnie obejmowały nie pozwalając na żaden ruch. Poza płaczem. Nie mógł odejść, nie mógł! On był mój. Mieliśmy tyle planów, a on tak po prostu odszedł. Zacisnęłam dłoń w pięść i z całej siły uderzyłam brata w pierś. Chwycił moje nadgarstki i przyciągnął do siebie.
- Miałem powiedzieć ci że bardzo cię kocha.
Moje łzy ze zdwojoną siłą popłynęły z oczu. 'Ja ciebie też kocham. Przystojniaku.'
CZYTASZ
Does He Know?
FanfictionCo się stanie jeśli niegrzeczna dziewczyna spotka równie złego chłopaka? Czy ich miłość będzie prawdziwa, czy będzie tylko głupim pokazem? Lydia zmieni dla niego wszystko, a on..........raczej nie.