69

1.7K 150 14
                                    

Camila's POV

Potykam się o własne stopy, kiedy idę za Lauren, która zmierza przez podwórko do domu, w którym spędziła swoje dręczące dzieciństwo. Moje kolano osuwa się na ziemię, ale szybko odzyskuję równowagę i staję na nogi. Ciągnie za drzwi wejściowe i słyszę jak jęczy, kiedy grzebie coś przy zamku, po czym jej pięść koliduje z drewnem.

- Lauren, proszę. Chodźmy po prostu do hotelu. - Próbuję ją przekonać.

Kompletnie ignoruje moją obecność i pochyla się, by chwycić coś z ziemi, koło ganku. Zakładałam, że był to zapasowy klucz, ale mój brak racji został szybko udowodniony, kiedy kamień wielkości jej piąstki uderza w szybę frontowych drzwi. Lauren wkłada rękę w dziurę i uważając na odłamki szkła, otwiera drzwi.

Rozglądam się wokół cichej ulicy, ale wszystko wydaje się być okej. Nie ma nikogo na zewnątrz, kto by mógł dostrzec nasze zakłócenie porządku w tej spokojnej okolicy, ani nie migoczą żadne światła informujące o tym, że ktoś się obudził na dźwięk tłuczonego szkła. Modlę się tylko, by Anne z Robinem nie nocowali dzisiaj w posiadłości obok.

- Lauren. - Powtarzam.

Czuję się, jakbym kroczyła po tafli kruchego lodu, próbując z całych sił go nie złamać. Jeden zły ruch i oboje utoniemy.

- Ten dom był dla mnie niczym innym jak zwykłą udręką. - Narzeka, potykając się o własne buty.

Żeby nie upaść przytrzymuje się o oparcie kanapy. Rozglądam się po salonie i jestem wdzięczna, że większość mebli jest spakowana w kartonach albo została usunięta z domu w przygotowaniu do rozbiórki po pełnej przeprowadzce Anne.

Zwęża swoje oczy i skupia się na tym meblu.

- Ta kanapa tutaj. - Przyciska swój palec do czoła, po czym dokańcza

- To wydarzyło się tutaj, wiesz ? Na tej samej pieprzonej kanapie. - Mój żołądek się wywraca.

- Może któryś z moich jebanych tatuśków mógłby pomyśleć o zakupie nowej ? - Zamyka na chwile oczy.

- Tak mi przykro. Wiem, że to dla ciebie bardzo dużo. - Próbuję dać jej komfort, ale dalej mnie ignoruje.

Otwiera swoje oczy i idzie do kuchni, a ja drepczę parę metrów za nią.

- Gdzie to jest... - Mamrocze i schyla się na kolana, by rozejrzeć się po wnętrzu szafki pod zlewozmywakiem.

- Mam cię ! - Mówi, wyjmując butelkę przezroczystego trunku.

Nie chcę pytać czyj był ten alkohol, albo czyj jest, i jak tam się dostał w pierwszej kolejności. Biorąc pod uwagę cienką warstwę kurzu, która pojawiła się na koszulce Lauren, kiedy przetarła butelkę, mogę stwierdzić, że była tam przez przynajmniej parę miesięcy.

Podążam za nią, kiedy ponownie wraca do salonu, nie będąc do końca pewna co ma zamiar zrobić.

- Wiem, że jesteś zła i masz do tego całkowite prawo.

Stoję przed nią w desperackiej próbie zdobycia jej uwagi. Nie chce nawet na mnie spojrzeć.

- Możemy wrócić do hotelu ? - Sięgam po jej rękę, ale się wyrywa.

- Możemy porozmawiać, a ty wytrzeźwiejesz, proszę. Albo będziesz mogła iść spać, cokolwiek będziesz chciała, ale proszę musimy stąd iść.

Lauren spławia mnie i wraca do podartej kanapy.

- Ona tutaj była. - Używa butelki trunku, by wskazać kanapę.

After Camren - IIIWhere stories live. Discover now