Rozdział 25 i...

1.5K 101 13
                                    


Rozdział 25.

Po świętach, z uśmiechem na twarzy, Harrison jechał z powrotem do Hogwartu. W przedziale nie siedział sam; siedział z przyjaciółmi, tak jak jeszcze cztery lata temu. Tylko, że obecnie patrzy za okno. No właśnie. Czy nie zbyt nadużywa czasu...?

- Powinienem był wcześniej cokolwiek zrobić z Lucyferem. I, oczywiście, taka ze mnie gapa, że zapomniałem o przesileniu zimowym... muszę zdecydowanie wyjaśnić sobie pewne sprawy z Lucjuszem. I dziś muszę się wziąć za ratowanie tego cholernego świata! - postanawiał Harry.

Tymczasem, trzej panowie zastanawiali się, co jest z Harrym, i co mu się stało, że wygląda, jakby depresję miał.

- Mówię wam, włos by mu z głowy nie spadł u mojej matki, tak go kocha - prychnął Syriusz, zapewniając przyjaciół, że na pewno mu się nic nie stanie w domu Blacków.

Andory jednak nadal wpatrywał się w szybę, myśląc, dlaczego nie może nikomu powiedzieć o Voldemorcie. Dlaczego... może dlatego, że blondyn nie chce odbierać tak szybko dzieciństwa huncwotom. Czyli, tak jak to się normalnie (prawdopodobnie) kiedyś skończyłoby.

- Hey, Harry, nie za poważny ostatnio jesteś? Właśnie mamy obmyślać plan wielkiego wejścia! - stwierdził wesoło Syriusz.

- Beze mnie?! Jak wy możecie! - wykrzyknął Harry i założył ręce na piersiach, udawając obrażonego, na co pozostali uśmiechnęli lub zaśmiali się.

Podróż powrotna minęła dosyć spokojnie. Panowie obmyślając plan, nie mogli doczekać się przyjazdu do Hogwartu.

                                *

Maruderzy postanowili po przechadzać się po hogwardzkich błoniach i powspominać stare czasy przed wejściem do sali.

- A pamiętacie ten pierwszy raz, kiedy Evansówna podeszła do nas i razem się zapoznaliśmy? To mogła być przyjaźń! - wykrzyknął entuzjastycznie Syriusz.

- Nie. Jest zbyt podła, może wtedy i była niewinna... - stwierdził James.

- W ogóle, Harry, podobno się przyjaźnisz z Lily. Może kiedyś... - nie dokończył Remus, ponieważ przerwał mu James.

- Nie! Po prostu ją zostawmy. Zachowujmy się, jakby nie istniała. Co z tego, że jest prefektem. Nam ma rozkazywać? Tylko Harry! - roześmiał się, a po chwili dołączyli pozostali. 

Jednogłośnie czwórka postanowiła wrócić do Hogwartu, licząc, że wejdą podczas przydziału do domów.

James, Harry, Syriusz i Remus nałożyli na siebie zaklęcie kameleona i zaczęli wchodzić do Wielkiej Sali, starając się robić to jak najciszej.

Wszyscy skupili uwagę na otwierających się drzwiach. Nikogo nie było widać, a Harry postanowił się odrobinę zabawić.

- Sonorus - cicho szepta Andory zaklęcie, po czym mówi:

- Witajcie. Nie słyszałem, żebyście pamiętali o pewnej... czwórce przyjaciół, którzy lubią śmieszkować. To bardzo źle! Dlatego obiecujemy, że nie zapomnicie o nas do końca życia, a my staniemy się legendą Hogwartu! Przedstawiam Huncwotów!

Moment później 'czwórka przyjaciół' pojawiła się z uśmiechami, kłaniając się wszystkim i puszczając oczko ładniejszym dziewczynom (oczywiście, James próbował również być wyluzowany), a Hogwartczycy nie zwracali uwagi na wyprowadzonych z równowagi nauczycieli i zaczęli bić brawa.

W końcu, Dumbledore krzyknął (tym swoim głosem z filmu Kamień Filozoficzny)...:

- CISZAAA!!!

...i wszyscy ucichnęli. Nikt nie zamierzał sprzeciwiać się dyrektorowi, może oprócz maruderów.

- Dziękuję. Proszę kontynuować przydział do domów, profesor McGonagall! - powiedział wesoło, po czym usiadł.

Reszta dnia minęła na wymienianiu się informacjami z pozostałymi Gryfonami, czyli coś typu: hej, co tam, jak tam przerwa świąteczna itd.

Nikt, a zwłaszcza James jednak nie spodziewał się bycia obiektem czujnego wzroku panny prefekt Evans...

                               ***

Harry Potter i Przeklęty Czas | HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz