Rozdział 1

1.3K 8 1
                                    

Był piątek, był to pierwszy w kolejności dzień, którego nienawidziłam, bo musiałam zostawać pod opieką mojego starszego brata debila, bo ja nie jestem dorosła... Miałam dziwne przeczucie, że ten i następny tydzień będzie najgorszy w moim życiu. Leżałam na łóżku i patrzyłam się w sufit. Wtedy do mojego pokoju przylazł Ryan.
     -Młoda wstawaj, śniadanie już gotowe. - powiedział stojąc w otwartych drzwiach do mojego pokoju.       
     -Zaraz... - odpowiedziałam jeszcze zaspanym głosem mając głowę na poduszce.
    -Nie zaraz tylko teraz. - skwitował krótko. Podszedł do mojego łóżka i zerwał ze mnie cieplutką kołdrę i rzucił ją na podłogę.
    -EJ! A jakbym miała na sobie tylko bieliznę!? - usiadłam oburzona na łóżku, patrze lekko zła.
    -To było by na co popatrzeć, rusz dupę i zejdź na dół.- Puścił mi oczko i wyszedł z pokoju. Niechętnie zeszłam na dół i poszłam do kuchni. Zajęłam swoje miejsce przy stole i zaczełam jeść. Ojczyma jak zwykle nie było, bo był w delegacji. Pracował w jakiejś dużej firmie, w której jest kierownikiem czy kimś tam ważnym i musiał często wyjeżdżać. Gdy kończyłam jeść do kuchni weszła moja matka. Jak zawsze miała perfekcyjny makijaż i rozpuszczone długie i śliczne kasztanowe włosy.
     -Mam dla was ważną wiadomość. Moja siostra dziś do mnie zadzwoniła i poprosiła mnie bym przyjechała do niej na tydzień lub dwa, żebym pomogła jej w pracy bo sama nie da rady. Sama mam akurat wolne więc się zgodziłam. Więc na ten czas zostajecie sami, Ryan zaopiekujesz się Dagmarą jak mnie nie będzie. A ty Dagmara masz się go słuchać.
     -Yhy już to widzę, że będę się słuchać tego imbecyla. - odpowiedziałam bez jakichkolwiek emocji w głosie.      
     -Dagmara! - powiedziała oburzona, jak zwykle, moim jej zdaniem "karygodnym" zachowaniem.       
     -Mamo spokojnie ja się nią zajmę, że jej włos z głowy nie spadnie. Kiedy jedziesz? - wtrącił po chwili Ryan.
     -Za chwilę. - Po odpowiedzi wzieła przygotowane wcześniej jedzenie na droge i wyszła. Jedyną osobą, którą lubię w tym domu jest mój ojczym, zawsze znajdzie dla mnie czas, jak wraca z delegacji daje mi różne prezenty. Ostatnio dostałam od niego nowy telefon bo stary się zjebał. Wzięłam swój talerz i zaniosłam go do zmywarki.
     -Co tam złośnico? - podszedł do mnie z tym swoim glupkowatym uśmieszkiem na ustach.
     -Gówno cię to obchodzi. - odburknęłam wkurzona tym, że muszę zostać pod jego opieką.
     -Czy chociaż dziś możesz przynajmniej udawać, że mnie lubisz? - oparł się plecami o scianę i patrzył na mnie z góry przez to iż był troche wyzszy ode mnie.     
     -Jestem słabą aktorką więc...N I E. - przewróciłam oczami i odwrociłam sie do szafki ze słodyczami.
     -Serio przez te dwa lata jak się tu z ojcem sprowadziłem ty z całego serca mnie nienawidzisz. - zerknełam na niego obojetnie. 
     -No niestety nie jesteś osobą należąca do grona osób, które lubię. Jak coś to wiesz gdzie mnie nie szukać. - zabierając paczkę z cukierkami idę do wyjścia z kuchni.
     -Do szkoły idziesz? A nie zapomniałem pusta lala do szkoły nie chodzi. - po usłyszeniu tego zatrzymałam się w miejscu.
     -I nie dziw się, że cię nie cierpię. - odpowiedziałam przez zęby. Poszłam do pokoju, z biurka wyciądnęłam e-papierosa i kilka razy się zaciągnęłam. Po uspokojeniu się schowałam go do szuflady.
     -Matka wie, że palisz. - lekko podskoczyłam wystraszona, bo nawet nie słyszałam jak otwiera drzwi.
     -Nie i co z tego? Zmieniło by to coś? Nadal byłabym dla niej niewidzialna.  Poza tym kto pozwolił ci tu wejść? - spojrzałam kładąc dłonie na moich biodrach. 
     -Ja. Mam dwadzieścia lat i sam o sobie decyduje a nie jakaś mała dziewczynka. - cicho się zaśmiał i spojrzał na mnie rozbawiony.
     -Wyjdź stąd, chcę być sama. - westchnęłam zrezygnowana i usiadłam na brzegu łóżka.
     -Lepiej radzę ci byś miała ze mną lepsze relacje, bo niektóre nieprzyjemne fakty wyjdą na światło dzienne. - jego tajemniczy ton lekko mnke zaniepokoił.
     -Co? O czym ty mówisz? - patrze na niego lekko zaciekawiona lecz mimo wszystko zła.
     -Ty już dobrze wiesz co. - odpowiedział enigmatycznie. Uśmiechnął się i wyszedł z mojego pokoju. Schyliłam się pod łóżko by wziąć laptopa. Nie wyczułam go. Spojrzałam pod łóżko, nic tam nie było. Przeszukałam cały pokój nigdzie nie mogłam znaleźć mojego laptopa.
     -Mała złośnica coś zgubiła? - wrednie sie zaśmiał oparł sie barkiem o futryne drzwi pijac herbatę.
     -Odpierdol się Ryan. I NIE MAŁA! - odwarknęłam mu bedąc bliska zajebaniu mu. Ten jego głupkowaty uśmieszek oraz irytujący głos doprowadzały mnie do szaleństwa, oczywiście w negatywnym tego słowa znaczeniu.
     -Jak nie jak tak? Młodsza i niższa... - odpowiedział spokojnie popijając swoją herbatkę.
     -Tam są drzwi. - wyprostowałam się i palcem wskazałam wyjście z mojego pokoju.
     -Ja wiem gdzie jest twój laptop, ale skoro jesteś taka miła, to ci nie powiem. - wzruszył ramionami i wyszedł na korytarz.
     -Proszę powiedziedz. Potrzebuje go. - podeszłam do niego i zlapałam za drzwi.
     -Teraz to prosisz a wcześniej to "Odpierdol się Ryan". Nie ma tak. Jak zasłużysz to go odzyskasz. I nie podoba mi się, że piszesz z jakimiś starymi od siebie facetami. - zamurowało mnie kiedy to powiedział.                  
     -Skąd ty to... - z zaskoczenia nie mogłam wydusić z siebie całego zdania.
     -Matka nie była by z tego zadowolona, że jej jedyna córka pisze takie sprośne teksty do jakiś starych kolesi. Nawet nie wiesz kim są, ale ty nie zdajesz sobie sprawy z tego, że mogli by cię skrzywdzić. - zatkało mnie. Grzebał w moim laptopie i wiedział wszystko. Byłam wściekła do granic możliwości. Zszedł na patrer, a ja usisdłam na łóżku i zaczęłam bić poduszkę. Po jakiś dziesięciu minutach postanowiłam się w końcu ubrać w codzienne ubrania. Będąc już w bieliźnie Ryan znowu wszedł do mojego pokoju, po chwili głośno pisnęłam, a ten kretyn zaczął się śmiać.
      -Co tak piszczysz? To tylko ja. - słyszałam jego śmiech za sobą, na szczęście nie był tuż za mną.
      -Właśnie! Możesz mi łaskawie powiedzieć co znowu chcesz? - wciąż stałam z bluzka w rękach chcąc ją założyć.
      -Sprawdzić co robisz. - spytał z jakże udawaną troską w głosie. Czułam na sobie jego przeszywający wzrok.
      -No to już wiesz, więc idź sobie. - odpowiedziałam nie mało skrępowana jego obecnością.
      -Nie chce mi się. - odpowiedział bezczelnie śmiejac się nie mając najmniejszego zamiaru opuszczenia mojego pokoju.
     -Widzę... A możesz nie patrzeć na razie na mnie? - westnęłam i wysiliłam się na prośbę. Zaśmiał się i nadal wlepiał we mnie swe ciemne wręcz czarne oczy. Czułam się mało komfortowo, niepewnie odwróciłam się i złapałam za bluzkę, co chwilę odwracałam się by zobaczyć co robi Ryan, szybko się ubrałam i spojrzałam na niego.
     -Boisz się mnie? Przecież ci nic nie zrobię. - odpowiedział jakby zupełnie nic a nic złego nie zrobił.
     -No nie jestem taka pewna, tak mnie uważnie obserwowałeś. - sięgnęłam po szczotkę do włosów i podchodzę do lustra by się uczesać.
    -Ładna jesteś to się patrzę. - dopił herbatę i trzymał w dłoni pusty kubek wciąż wlepiając we mnie swój wzrok.
    -Nawet tym mnie wkurzasz. Jeśli będziesz mnie szukać to będę w salonie. -odłożyłam szczotkę na miejsce i szybko wyszłam z pokoju zeszłam na dół po drodze zachaczyłam o kuchnię i wzięłam mój ulubiony sok pomarańczowy. Padłam na wygodną czarną skórzaną sofę i właczyłam odromny telewizor wiszący na ścianie. Wzięłam duży łyk soku. Co chwilę zmieniałam kanały w telewizji, położyłam nogi na stole i włączyłam film na internecie. W połowie filmu wyłączyłam go bo mi się znudził. Znowu zaczęłam szukać czegoś w telewizji, aż trafiłam na stare odcinki serialu, który kiedyś oglądałam mając czternaście lat.
    -Nogi ze stolika. W oborze jesteś? - przysiadł się trzymając telefon w dłoni.
    -Nie w SWOIM domu. - patrze na niego wzdychając znów poirytowana.
    -Daga... Proszę zabierz nogi ze stolika. - spojrzał na mnie, nie chcąc się kłócić zdejmuje nogi ze stolika i klade je na podłodze.
    -Yh... Proszę. Zadowolony? Chcesz soku? - wyciągam do niego rekę z kartonem soku
    -Nie, dzięki. Co ciekawego oglądasz? - zerka na ekran.
    -Już nic... Nic nie ma w tej telewizji, za co oni płacą te wysokie rachunki? - rzuciłam pilota na kanape i przeciągnęłam się.
    -Za internet. Częściej z niego korzystam i ty też. Będziesz cały dzień oglądać telewizję czy coś porobimy? -zerknął na mnie biorąc pilota i wyłączył telewizje.
    -Możemy... Razem oglądać telewizję. - odpowiedziałam nie mając zielonego pojęcia co możemy porobić aktualnie.
    -Nie. - z jego jakże wylewnej wypowiedzi można było wyczuć stanowczość.
    -Idę się położyć i proszę nie wchodzić do mojego pokoju. - nie wiedzac co robić znudzona wychodze z salonu.
    -Ta... Jasne. - cicho sie zaśmiał. Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę
    -Ryan... Jeśli wejdziesz do mojego pokoju znowu bez mojego pozwolenia to zamknę się w twoim pokoju i cię nie wpuszczę, bo jak widzę mój pokój bardziej ci się podoba. -nie czekając na odpowiedź poszłam na górę.
Weszłam do pokoju, wzięłam telefon i podłączyłam do niego słuchawki. Włączyłam swój ulubiony utwór. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Po drugim odsłuchaniu utworu zasnęłam. Gdy spałam poczułam jak ktoś zabiera moje słuchawki i przykrywa mnie kołdrą. Obudziłam się późnym wieczorem, na krawędzi łóżka siedział Ryan robił coś na telefonie.
    -Co chcesz? A najważniejsze, która jest? - spytałam zaspana i powoli podniosłam glowę.
    -Osiemnasta. Chodź kolacja gotowa. - zerkną katem oka i wstał chowajac telefon do kieszeni spodni.
    -Czekaj, podaj mi wodę. - wyciągnęłam do niego rękę czując sacharę w ustach.
    -A magiczne słowo? - stanął przedemną i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
    -Rusz się. - odpowiedziałam nie chcąc bawic się z nim w jakiekolwiek przyjemności.
    -Jestem za dobry dla ciebie. - jednym ruchem zlapał butelkę wody i podał mi ją.
    -I dobrze. Co jest na kolacje? -szybko zapytałam pijąc wodę, momentalnie poczułam ulgę.
    -Jedzenie. - skwitował krótko.
    -Serio? Nie wiedziałam... A tak konkretnie? - spojrzałam na niego nie bedąc w humorze na żarty. 
    -Pizza. - odpowiedział idąc w stronę drzwi. -Sam zrobiłeś czy zamówiłeś? -powoli usiadłam na łóżko i przeciągałam się.
    -Zrobiłem. - odpowiadając złapał za klamke i nacisnął ją Otwierając drzwi.
    -Mam nadzieję, że się nie otruję... -rzuciłam krótko z wrednym usmiechem w jego kierunku.
    -Zabawna jesteś. Idziesz czy mam cię tam zanieść? - cicho zaśmiał się pod nosem.
    -Możesz mnie zanieść. -podniosłam ręce tak jakbym chciała by mnie podniósł.
    -Chciała byś, rusz się. Czekam na ciebie w kuchni. -wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą.
†•°•°•†
Ryan:

Nie kocha, lubi, nie szanujeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz