Rozdział 4

586 5 9
                                    

Siedziałam w salonie i czekałam na Ryana, miałam za chwilę iść z nim do okulisty. Przyszedł po dziesięciu minutach. Przez te trzy dni nawet zaczęłam go lubić a nawet coś więcej niż lubić. Nadal nie wiedziałam czemu to robi, ale jest mniej wkurzający, chociaż non-stop przychodzi do mojego pokoju. Czuję się jakby czytał mi w myślach i robi to czego bardzo chcę. Miałam dziwne przeczucie, że wie o mnie więcej niż powinien, ale starałam się o tym nie myśleć. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do jego samochodu. Nie rozmawialiśmy, uważnie go obserwowałam, chyba to zauważył bo się uśmiechną. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się na miejscu. Weszliśmy do środka. Poczekalnia była bardzo jasna, w każdym rogu stała ceramiczna doniczkach z kwiatami. Usiadłam na krześle a obok mnie usiadł Ryan. Po jakiś dwudziestu minutach byliśmy w gabinecie. Lekarz kazał mi usiąść na krześle naprzeciwko tablicy z literami. Po chwili kazał mi przeczytać średniej wielkości litery.
     -D...? K... R... - odpowiedziałam niepewna widzac rozmazane ciemne kształty na białej tablicy.
     -Niestety to było O, I, P. No niestety, bez okularów się niestety nie obejdzie. Zobaczmy jakie szkła będą odpowiednie. - otworzył walizkę pełną szkiełek oznaczonych różnymi numerkami. Po wlożeniu dwóch szkiełek w oprawkach, dał mi te specjalne okulary i kazał przeczytać trochę mniejsze litery.
     -E, B, V, O, Z, X - przeczytałam je bez najmniejszego problemu, jakie to cudowne znów dobrze widzieć.
     -Bardzo dobrze. Niestety o twoim wzroku tego nie mogę powiedzieć. Koniecznie potrzebujesz okularów. - powiedział okulista zdejmując mi okulary. Usiadł za biurkiem i wypisał mi receptę z informacją jakich soczewek potrzebuję do okularów.
      -Rozumiem. - odebrałam receptę i wraz z Ryanem skierowałam się do wyjścia. . Po wyjściu od okulisty pojechaliśmy do optyka.
      -No widzisz, jesteś ślepa jak kret. - zaśmiał sie Ryan spokojnje prowadząc auto.
      -Ha-ha czy ty zawsze musisz znaleźć powód do naśmiewania się ze mnie, ale wiem, że jestem ślepa. - westchnęłam i zrezygnowana zwiesiłam głowę.
      -No dobrze nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi. - zerknął na mnie lekko uśmiechając się. Kiedy światło zmieniło się na zielone ruszyliśmy dalej. Zatrzymaliśmy się pod dużym salonem optycznym. Pół godziny wybierałam idealne oprawki. W końcu wybrałam jedne. Były to oprawki typu kujonki, były biało-fioletowe. Po godzinie moje okulary były gotowe. Wróciłam do domu i założyłam swoje nowe okulary.
      -Wow, w końcu dobrze widzę. - uśmiechnęłam się zadowolona. Po chwili spojrzałam na Ryana.
      -Łał... - stałam w bezruchu i gapiłam się na niego. Cały czas się usmiechałam.
      -Co? - spytał zdziwiony patrzac na mnie jak na wariatkę.
      -Jesteś przystojniejszy niż wcześniej. - lekko sie zarumieniłam i podeszłam do niego.
      -Jest różnica? - objął mnie i dał lekkiego buziaka w policzek trzymając mnie w ramionach.
      -I to ogromna. Ładne są co nie? - wtuliłam sie w niego zadzierajac głowę do góry i patrzyłam na niego.
      -Ważne by tobie się podobały. - szybko odpowiedział i dał mi pstryczka w nos.
      -Ponawiam pytanie. - powiedziałam lekko niezadowolona masując swój nosek.
     -Śliczne, tak jak ty. Wiesz... cała jesteś śliczna. - po wypowiedzeniu tych słów uśmiechnął się. Nagle moje policzki się zarumieniły.
On to zauważył, uśmiechną się i dał mi buziaka w policzek. Mój telefon zaczął wibrować, oczywiście mój ojczym do mnie dzwonił.
      -Hej. - powiedziałam do telefonu tuż po odebraniu przychodzącego połączenia.
      -Cześć królewno, czemu nie odbierałaś telefonu? - spytał się lekko zmartwiony, ponieważ zawsze od niego odbierałam.
      -Byłam z Ryanem u okulisty. - odpowiedziałam spokojnie poprawiając okulary na moim nosku.
      -Ryan potrzebuje okularów? - spytał zaskoczony, bo Ryan nigdy nie skarżył się na swój wzrok.
      -Nie, ja jestem ślepa a nie on. - zaśmiałam się do telefonu zerkając na stojącego niedaleko Ryana.
      -Po głosie słyszę, że już cię nie denerwuje. - powiedział jakby z ulgą w glosie, że w końcu udało mi się z nim dogadać.
      -No powoli zaczynam go lubić. - uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do stołka i usiadłam na nim.
      -A nie mówiłem, że go polubisz jak lepiej go poznasz. - odparł z dumą w głosie.
     -Tak miałeś rację.
     -To w tą sobotę masz urodziny?
     -Tak. Przyjedziesz? - spytałam mając nadzieję, że uda mu się przyjechać i spędzić moje urodziny razem.
     -Bardzo bym chciał, ale nie mogę. Ale wyślę ci prezent. - westchnął lekko niezadowolony, lecz rozumiałam go miał dużo pracy, w końcu chciał by żyło się nam najlepiej.
     -Zapakujesz się w karton i wyślesz się do mnie? - cicho zasmiałam się myśląc, że choć trochę mu humor poprawię.
     -Hahah zabawna jesteś. Spodoba ci się mam taką nadzieję. - odpowiedział spokojnym głosem. Nie obawiałam się prezentu od niego, zawsze były trafione. Tak jakby kiedyś miał córkę i wiedział czego chciała czy potrzebowała.
     -Tato ale wiesz, że już długo nie ma...tęsknię. - westchnełam cicho i zwiesiłam głowę, ponieważ nie było go już trzeci tydzień. Nie wiedziałam, że całej rozmowy słucha Ryan.
     -No ja też za tobą tęsknię. Postaram się przyjechać do ciebie w Poniedziałek, dobrze? - powiedział to tym swoim ciepłym troskliwym głosem.
     -No... Dobrze. Przynajmniej Ryan ze mną będzie. - odpowiedziałam delikatnie się uśmiechając.
     -No widzisz wcześniej miałaś go gdzieś, a teraz to twoje jedyne towarzystwo. - szybko skomentował moją wypowiedź lekko się śmiejąc.
     -Yhym...
     -Muszę już kończyć. Do zobaczenia królewno.
     -Cześć... - rozłączył się, schowałam telefon do kieszeni w spodniach. Poszłam do salonu i padłam na sofę. Po chwili  przyszedł Ryan posadził mnie na swoich kolanach i przytulił mnie.
     -Gadałaś z ojcem? - szepnął mi do ucha szczelnie zamykając mnie w swoich ramionach.
     -Yhym... - pokiwałam głową. Przymknęłam oczy i oparłam się nią o jego bark.
     -Co ci powiedział? - spytał delikatnie kołysząc mnie w swoich ramionach.
     -Bardzo by chciał przyjechać na moje urodziny ale nie może, postara się przyjechać w ten Poniedziałek. Pewnie w sobotę dostane prezent od niego. - westchnęłam cicho i spojrzałam przed siebie.
     -Nie bądź smutna, smutek krzywdzi twoją twarz. Poza tym będę z tobą, nie będziesz sama w ten wyjątkowy dzień. - dał mi czułego, długiego buziaczka w czoło dalej mnie tuląc do siebie.
     -To tylko osiemnastka a nie wesele. - po moim policzku spłynęła jedna łza. Ryan starł ją i zaczął głaskać moją prawą nogę. Spojrzałam prosto w jego niebieskie oczy. Przytuliłam się do niego i ciężko westchnęłam.
     -Daga... - powiedział po chwili przerywając tą ciszę panującą w domu.
     -Co? - spojrzałam na niego zadzierając lekko głowę do góry i patrzyłam mu w oczy.
     -Postaram się byś miała niezapomniane urodziny. - uroczo się usmiechnął i dał mi buziaka na poprawę humoru.
     -Sprawisz, że matka zacznie mnie zauważać, i ojca sprowadzisz do domu? - spytałam ironicznie nie mając zbytno dobrego humoru.
     -Jestem człowiekiem a nie czarodziejem. - pogłaskał mnie delikatnie po głowie.
     -Przynajmniej jesteś ty. Mogło być gorzej. No ok koniec tych smutków idę poczytać.

Nie kocha, lubi, nie szanujeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz