Rozdział 3

101 14 7
                                    

-O Boże jesteś wreszcie.

-No wróciłem z warty...

-Adam jest przed trzecią, miałeś być o drugiej.

-Zamyśliłem się.

-Nic ci się nie stało?

-Jak widać nie.

-Było tam coś?

-Cholera Neil uspokój się! Był jakiś zwierz, ale zwiał, tyle. Nie mów, że nie spałeś te trzy godziny.

-A jak miałem spać?

-O Boże ... to idź spać. Tato...

Obudziłem ojca, który poszedł na wartę, a my z Neilem położyliśmy się spać.

Mi udało się to dopiero po jakimś czasie. Cały czas myślałem o Tommym. Tak nim straszyli, a okazał się zupełnie inny. Hah pozory mylą. Te usta. Oh Tommy, co ty ze mną zrobiłeś?

Nim zasnąłem poszedłem rozwiązać problem, który nabyłem przez Tommy'ego. Ehhh...

*Tommy*

Od dawna się tak nie czułem. Zastanawiam się, czy w ogóle kiedykolwiek czułem się tak jak po spotkaniu z Adamem. Tak wspaniale, błogo, jakby wraz z jego pojawieniem się w moim życiu ze świata zniknęły wszystkie problemy i smutki. Jest wyjątkowy. Okazał się być zupełnie inny niż twierdził ojciec.

Zaraz jak Adam zniknął za pierwszym drzewem, pomknąłem w przeciwnym kierunku. Nie chciałem spotkać jego ojca. Swojego zresztą też nie, ale cóż. Najchętniej szlajałbym się po lesie jak zawsze, ale nie tym razem. Dziś nie mogłem, jeśli nie chciałem mieć kłopotów i to poważnych. Odpuściłem.

Wróciłem do domu. Po drodze uporałem się z małym problemem. Hah nie sądziłem, że Adam, czy w ogóle jakikolwiek inny facet kiedykolwiek mnie doprowadzi do takiego stanu.

Usłyszałem stłumione głosy. Jeszcze nie spali. Niech to szlag.

Siedział tylko ojciec z bratem . Zamilkli na mój widok.

-Niemożliwe – rzekł brat.

-No proszę proszę, kogo my tu mamy. Tommy Joe we własnej osobie, wrócił na noc do domu. Toż to cud.

-Darujcie sobie – widziałem, że są wstawieni, więc tym bardziej nie miałem ochoty na żadne dyskusje z nimi. Na trzeźwo są nie do wytrzymania, a po promilach to już w ogóle.

-A to niby dlaczego? – Brad wstał, podszedł do mnie i chwycił mnie za brodę, uniemożliwiając odwrócenie się. Czułem odór alkoholu.

-Puszczaj mnie – wysyczałem, a moje oczy poczerniały.

-Co się tutaj dzieje? – przyszła matka.

-Patrz mamo, twój syn raczył wrócić – rzekł brat, patrząc mi w oczy z kłami na wierzchu.

Wyrwałem się gwałtownym szarpnięciem.

-Dobranoc.

-Oh Tommy – przytuliła mnie – Idź kochanie. A wy dajcie mu spokój.

-Czemu mamy dać mu spokój, skoro on nie daje nam?

-A co on wam robi? – spojrzała gniewnie na ojca, który raczył zabrać głos.

Dalszej części rozmowy już nie słyszałem. Poszedłem do Lisy. Jej obecność zawsze działała na mnie kojąco.

-Hej ... czemu przyszedłeś?

Oko za oko, pazur za ząbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz