Rozdział 11

84 12 5
                                    

Hej kochani! Przepraszam, że tak późno, ale mam teraz niezłe zagonienie w szkole i no lekcje itp to mówi chyba samo za siebie ... Tak czy tak miłego czytania! ;)

----------------------------------------

-A po co my tu w ogóle jesteśmy? I czemu jest tak ciemno? Jest już noc? Co to za miejsce? Tommy!

-Zamknij się. Nie, nie jest noc. Biegliśmy tu jakieś dziesięć minut, jest ta sama godzina która była. Jesteśmy w najodleglejszej części lasu, do której nikt się nie zapuszcza. Nawet zwierzęta omijają ten teren – mówił przyciszonym głosem.

-Więc po co tu jesteśmy? I dlaczego szepczesz? – również ściszyłem ton głosu.

-Bo nie chcę zepsuć niespodzianki. To jest chatka wodnej wiedźmy i musimy jej złożyć wizytę.

-Co?!

-Ciiii... - przytknął palec do ust.

-Po coś ty nas zabrał do jakiejś wiedźmy.

-A co boisz się? Uspokój się, bo uwierzę w plotki, które o tobie rozsiali.

Warknąłem w odpowiedzi.

-No właśnie. To jest moja ciotka i potrzebujemy jej pomocy do powodzenia naszej misji.

-Boże ... przecież ... skoro to twoja ciotka, to jest wampirem.

-No tak i?

-A ja?

-O kurwa zapomniałem. Dobra jakoś ją przekonam.

-Chyba nic z tego.

-Dlaczego? – spytał.

-Wygląda jakby nikogo nie było.

-Ale jest ... uwierz – mówiąc to wpatrywał się w ściany domku, tak jakby chciał wzrokiem przeszyć jego ściany na wylot.

-Okay okay.

-Zostań tutaj. Nie ruszaj się. Nic ci się tu nie stanie, a jeśli byłbyś w niebezpieczeństwie wtedy idź za mną. Ja cię zwołam w odpowiednim momencie.

-Dobra.

Po tych słowach ruszył w stronę drewnianej konstrukcji. Myślałem, że skoro wiedźma, to będą jakieś zabezpieczenia, ale blondyn był już na schodach i nic się nie działo. Już po chwili pukał do drzwi. Długo nie było odpowiedzi, próbował parę razy aż w końcu pojawiło się uchylenie, a on ze swoją szybkością wślizgnął się do środka.

Stałem tam dłuższy czas. Nie wiedziałem co z sobą zrobić. Ciężar ciała opierałem raz na jednej raz na drugiej nodze. Po jakimś czasie znudziło mi się stanie, postanowiłem usiąść. Przykucnąłem, oparłem dłonie na ściółce i wyciągnąłem nogi przed siebie, by wygodnie się usadowić i poczekać na swojego chłopaka. Wtem poczułem wilgoć, a potem znalazłem się w ogromnej kałuży. Czyli chyba się nie myliłem z tymi zabezpieczeniami. Tylko czemu dopiero teraz? I ... co to jest?! O nie, po co ja siadałem...


*Tommy*

Wszedłem do środka, aż się dziwiłem, że poszło tak łatwo. Spodziewałem się miliona pułapek, a tu poszło jak spłatka. To aż dziwne i podejrzane. Chyba powinno mnie to martwić. Zostawiłem Adama na zewnątrz i teraz się zastanawiam, czy słusznie. Nie no nic się mu nie stanie ... chyba ... Niech mnie ktoś zapewni, że nic się mu nie stanie!

Szedłem wzdłuż korytarza już nie wiem ile. W domu było ciemno. Jak wielkie to jest?! Wygląda na małe! Cholera może Adam miał rację, że nikogo nie ma?

Oko za oko, pazur za ząbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz