Rozdział 8

86 17 2
                                    

*Adam*

-Na początek proponuję wyruszyć około osiemnastej, najpóźniej dwudziestej pierwszej. Będziemy szli lasem jak najbardziej bezszelestnie. Pójdziemy prostą drogą, czasem będziemy manewrować, by rozsiać zapach, żeby nie zorientowali się skąd nadejdziemy. Zajmie nam to najprawdopodobniej całą noc, więc dotrzemy tam rano i zaatakujemy z zaskoczenia, potem ...

Tata przedstawiał swój „genialny" plan. Niby go słuchałem, ale wiem tyle co nic. Nie mogłem przestać myśleć o Tommym. Eh muszę się skupić na planie, musimy wiedzieć jak się przygotować. Potem jeszcze spytam brata albo ... nie, nie Neila. On jest zbyt niebezpieczny. Pogadam z siostrą. Brooke, gdzie ona jest? A tak. Siedziała obok matki. Po wyrazach ich twarzy łatwo dostrzegłem, że niezbyt pali im się do wszczynania wojny. Mnie zresztą też nie. Tylko ojciec był do tego skory. Neil siedział jeszcze bardziej przerażony niż zwykle.

-... a wtedy wypadniemy prosto na ich obóz i zaatakujemy z zaskoczenia. Zanim się obejrzą skończą martwi, a my zajmiemy co nasze – żywo gestykulował.

-Fuj, nie mam zamiaru mieszkać w miejscu, gdzie będą trupy – rzekła Brooke.

-A zapach? Jak się go pozbędziemy? – spytała mama – poza tym wiesz, że nie jest łatwo zabić wampira.

-Czemu wy widzicie same przeszkody? Nie liczy się dla was to, że odzyskamy swoje?

-Ale jakim kosztem, tato – zabrałem głos.

-A ten znowu – mruknął do siebie pod nosem – Adam ... kochany ty mój synu. Jeśli aż tak się boisz, nie musisz brać udziału w bitwie – powiedział z przesadnie przymilnym uśmiechem.

-Ale ja się wcale nie boję – zaprotestowałem.

-Oh oczywiście, że nie – podszedł do mnie i poklepał mnie po ramieniu – jesteś po prostu odważny inaczej i ...

Dobra, miarka się przebrała.

-A byś się zdziwił. Mam już dość tego, że macie mnie za tchórza, bo nie lubię bezsensownej walki. I mam już dość krycia ciebie – wycelowałem palec oskarżycielsko w Neila – tchórzem tej rodziny jesteś ty i dobrze o tym wiesz. Mam ci przypomnieć twoją przygodę z warty?

-Adam, o czym ty mówisz? – zainteresowała się mama.

-Jak śmiesz obrażać najodważniejszego wilkołaka na tej planecie – w tym momencie zacząłem się śmiać jak jakiś idiota, naprawdę, nie mogłem się opanować, większej głupoty i kłamstwa nie słyszałem.

-Adam, co ty robisz? Umawialiśmy się na coś – syknął do mnie Neil.

-Przykro mi, ty mnie zdradziłeś, ja ciebie też w takim razie mogę. Skoro braterska obietnica nic dla ciebie nie znaczy, nie mogę jej dotrzymywać jednostronnie.

-Jaka obietnica? O czym ty pieprzysz?

-Nikomu nie wspominałem o tym, jaki wystraszony wróciłeś z warty, ty miałeś nie wspominać, że się spóźniłem. Ty wygadałeś o spóźnieniu, ja o twoim tchórzostwie. Znasz zasady, jesteśmy kwita.

-Zdrajca – prychnął

-I wice wersa.

-Chwila moment – przerwał nam ojciec – o czym wy w ogóle mówicie.

-Wtedy, gdy tu dotarliśmy wyznaczyłeś każdemu czas warty. Neil poszedł jako pierwszy, ale wrócił wystraszony przed czasem, bo spotkał coś w lesie, nie wiem, co to było. Według niego wampir. Poszedłem tam, ale nic nie zastałem. Zamyśliłem się i zostałem dłużej w lesie, on w tym czasie nie spał i układał historyjki w głowie. Kiedy wróciłem zachowywał się jakby nie było mnie pół wieku. Mieliśmy o tym nikomu nie wspominać, żeby nikogo nie martwić, ani żeby nie burzyć wizerunku odważnego Neila i tchórzliwego mnie, ale mam dość tego udawania. Przykro mi Neil, ja też mam swoje granice.

Oko za oko, pazur za ząbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz