Rozdział 4

89 13 12
                                    

Wybaczcie, że to opowiadanie narazie wstawiam o nieregularnych porach, ale no tym się kończy zwlekanie z terminem czytania lektur ... życzcie mi powodzenia, bo muszę w tym tygodniu dużo zdać i jeszcze przeczytać i coś zapamiętać z "Pana Tadeusza" XD HELP!

A narazie miłego czytania Kochani :*

-----------------------------------------------------

Musiałem ostrzec Adama. Sam byłem sobą zdziwiony. Niby nie jestem jak ojciec, ale nigdy aż tak się o nikogo nie martwiłem. A zwłaszcza o kogoś, kogo praktycznie nie znam. Ale w sumie odkąd go zobaczyłem serce mi drgnęło. Pomyślicie „ta jasne, wampir i serce", no to was zdziwię, bo tak było, wierzcie lub nie. Naprawdę bardzo dobrze się przy nim czułem, jak nigdy przy nikim innym i pragnę znów się tak poczuć. A ten pocałunek mmm to już w ogóle NIE MYŚL O TYM TOMMY!

Biegłem przed siebie, do miejsca, gdzie jakąś godzinę temu spotkałem się z Adamem pierwszy raz. Ale zatrzymałem się w połowie drogi. Przecież nie mogę tam teraz iść, bo jego ojciec pełni wartę.

Musiałem pomyśleć. Oparłem się o drzewo, a palce położyłem na skroniach. Trzeba działać szybko, bo co jeśli któraś ze stron zaatakuje już dziś? Sam się sobie dziwię, że mi tak zależy, ale boję się o Adama i to cholernie. Nie chcę, żeby mu się stało coś złego. Chcę go lepiej poznać, zbliżyć się do niego. Zaopiekować się nim. Hah, mówię to po dwóch godzinach spotkania z nim. Eh nieważne, chcę po prostu mieć kogoś z kim mógłbym w pełni szczerze porozmawiać, wyżalić się, kogoś kogo bym kochał i kto kochałby mnie.

Pomyślałem, że obejdę las i dotrę do obozu jego rodziny z drugiej strony, ale przecież i tak wtedy mnie zobaczą. Może uda mi się z nim skontaktować myślami? Kiedyś z Lisą się udało.

Zacząłem wymawiać jego imię w myślach i wyobraziłem sobie jego twarz, tą samą, którą widziałem godzinę temu. Skupiłem się na tym, by do niego dotrzeć. Wtem coś usłyszałem. Coś co wyrwało mnie z transu. I tym czymś było warczenie.

-Chyba niedaleko – usłyszałem.

Jeszcze nigdy się tak nie przeraziłem. Wyczułem woń wilkołaka, ale nie był to Adam, ani nie pachniał jak on, tak przyjacielsko i pokojowo. Pachniał wrogością i nienawiścią ... do wampirów, do mojej rodziny i do mnie. To z pewnością był ojciec Adama.

Nie wiedziałem, czy się nie ruszać i zostać, czy zacząć uciekać. Jeżeli zostanę znajdzie mnie i coś mi zrobi, jeśli ucieknę - usłyszy. Zostało mi zaryzykować. Spojrzałem za drzewo, jakieś pięćset, czy sześćset metrów ode mnie ujrzałem czarną masywną postać. Patrząc na nią, gdy była tyłem odszedłem kawałek bezszelestnie, po czym puściłem się w pogoń w stronę obozu Adama. Mam nadzieję, że nie usłyszał mojego płaszcza.

Po jakimś czasie zacząłem czuć jego obecność. Byłem blisko. Przystanąłem i znów spróbowałem go wezwać. Byłem może kilometr od obozu.

-Odejdź! Kim jesteś?!

-To ja, Tommy, spokojnie.

-Tommy? Co ty robisz w mojej głowie? Ja myślałem, że świruję!

-Nie, jesteś raczej zdrowy. Chcę porozmawiać ... skoro nie ma innego sposobu.

-Oh, no tak. O czym chciałeś porozmawiać?

-Jestem niedaleko, jakiś kilometr od obozu?

-Czyś ty zwariował?!

-Siostra wyczuła obcy zapach. Musiałem uciec.

-O kurde. I co zrobisz? Nie możesz uciekać w nieskończoność. Może nie powinniśmy się już więcej widzieć.

Oko za oko, pazur za ząbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz