a/n miałam chyba pisać epilog ale jednak wyszedł dalszy ciąg, ups
Kiedy otwarłem swoje ciężkie powieki, jasne światło podrażniło moje oczy i natychmiastowo je zamknąłem. Byłem całkowicie zdezorientowany i ospały, przez co nie mogłem połączyć żadnych faktów. Dopiero nagły krzyk, nawoływanie i zbliżające się kroki rozbudziły mnie bardziej.
- Boże, Yoongi! - Głos Noony podrażnił moje uszy, jednak nie tym byłem teraz przejęty.
Po otworzeniu ponownie oczu, dostrzegłem lekarzy i pielęgniarki zebranych wokół mnie. Jeden mężczyzna poświęcił latarką po moich oczach, inny zaczął sprawdzać puls i kilka innych rzeczy, na które przestałem zwracać uwagę. Nie to mnie teraz niepokoiło.
Przeżyłem. Nie udało mi się.
- Jak się czujesz? - Pielęgniarka podeszła do mnie, patrząc z zatroskaniem w moje oczy. - Czujesz się jakoś dziwnie?
- Co ja tu robię? - Podniosłem się do siadu, upadając po chwili z powrotem na poduszki przez zawrót głowy.
- Nie podnoś się tak nagle, jesteś osłabiony. - Pielęgniarka obserwowała mnie uważnie. - Musisz dojść do siebie...
- Byłeś w śpiączce dwa tygodnie. - Moja siostra wtrąciła się, siadając tuż przy mojej osobie. - Siedziałyśmy z mamą przy Tobie każdego dnia...
Dziewczyna złapała mnie za dłoń, którą od razu cofnąłem. Jeszcze bardziej posmutniała, a we mnie zaczęła wzbierać się złość. Wyrwałem kroplówkę, odłączyłem pospiesznie jakieś kabelki, które były do mnie przyczepione i próbowałem wstać o własnych siłach z łóżka. Dwie pielęgniarki do mnie podeszły, łapiąc za moje ramiona i sadzając siłą na twardym materacu.
- D-Dlaczego mnie ratowałyście?! - Krzyknąłem w stronę siostry, która stała osłupiała. - Odebrałyście mi Jimina i macie jeszcze czelność decydować za mnie o moim życiu?!
Zawroty głowy były coraz to silniejsze, a moje ciało zbyt słabe, aby postawić się starszym kobietom, które wcale takie silne nie były. W końcu zawołały trzecią osobę, lekarza, który wręcz przytwierdził mnie do łóżka. Ciemnowłosa pielęgniarka ulotniła się z pomieszczenia, a druga wyprowadziła moją zapłakaną siostrę.
Później wszystko działo się bardzo szybko. Założono mi jakieś pasy na nadgarstki i kostki, dopóki się nie uspokoję. Ręka, z której wyrwałem wenflon, została wytarta z krwi i zawinięta bandażem.
Poddałem się z robieniem szumu, cała furia odeszła tak szybko jak przyszła. Teraz leżałem po prostu uziemiony i łkałem cicho, patrząc w górę.
Nawet zabić się nie potrafiłem.
Nikt mnie nie rozumiał. Nie próbowali nawet zrozumieć. Po prostu mówili, że Park jest zły, a ja mam żyć i tyle. Nie pytali czego bym chciał, co by mnie uszczęśliwiło, bo myśleli, że wiedzą lepiej ode mnie samego. Chcieli abym zaczął zaczął się uśmiechać, jeść, rozmawiać z ludźmi i być taki jak kiedyś.
Nikt nie rozumiał, że zniszczeni ludzie nie potrafią być już szczęśliwi. Że nie widzą pozytywów w swoim istnieniu, kiedy całe ich życie lgnie w gruzach.
Coraz bardziej i bardziej.
Zagłębiają się w swoim smutku i nie chcą niczego poza śmiercią, która ma uwolnić ich od piekła zwanym życiem.
Powoli zacząłem się uspokajać i robić szybko senny. Byłem dwa tygodnie w śpiączce i dalej brakowało mi snu. Przez uwierające pasy było mi trudno ułożyć się jakoś wygodnie, jednak mimo wszystko zmęczenie wygrywało ze wszystkimi przeciw. Przymknąłem powieki, niemalże od razu oddając się w objecia Morfeusza. Ostatnią myślą, jaka pojawiła się w mojej głowie przed zaśnięciem był czerwonowłosy.
***
Nie mam pojęcia, która była godzina, gdy się obudziłem. W sali nie miałem żadnego zegara, jednak za oknem robił się już wieczór. Cicho westchnąłem, powoli przecierając oczy i obróciłem się na bok. Dopiero w pewnej chwili dotarło do mnie, że nie jestem przypięty do żadnych pasów i poderwałem się delikatnie do siadu z zaskoczenia.
- Spokojnie. - Wzdrygnąłem się, słysząc, że nie jestem tutaj sam. Dopiero po chwili dostrzegłem mężczyznę na krześle. - Bo znowu Cię zapną.
- Taehyung? - Usiadłem wygodniej, obserwując z niedowierzaniem chłopaka, który opierał się o ścianę przy drzwiach.
- No cześć, mały. - Posłał mi ciepły uśmiech, poprawiając swoje włosy.
W ciągu chwili starszy znalazł się przy mnie i usiadł na skrawku łóżka. Odruchowo go przytuliłem, ciesząc się i jednocześnie niedowierzając w tą wizytę. Odwzajemnił tę czułość, przeczesując jednocześnie moje włosy palcami. Cicho mruknąłem na ten drobiazg, bo naprawdę brakowało mi bliskości kogoś zaufanego. Sam Kim to najwidoczniej zauważył, drugą dłonią głaszcząc moje plecy i cicho się zaśmiał.
- Co Cię tak bawi, Tae?
- Jesteś po prostu uroczy i odzwyczaiłem się od tego. - Chłopak obdarował mnie kolejnym uśmiechem.
Odwzajemniłem gest i odsunąłem się delikatnie by móc lepiej przyjrzeć się starszemu. Taehyung chwycił palcami moją brodę, powoli przysuwając twarz bliżej tej swojej i złożył pocałunek na moich ustach.
- Wszystko będzie dobrze, Yoongiś. Tylko nic głupiego już nie rób, nie możemy Cię stracić.
CZYTASZ
Stockholm Syndrome {Yoonmin}
FanfictionYou're my way out You're my way through And I can't, I can't Be without you You're my way out