Jimin
Siedziałem na łóżku, obracając w dłoniach kopertę, którą przekazał mi Seokjin. Na samo usłyszenie, że jest to od Yoongiego, miałem ochotę skakać z radości i jednocześnie zaniepokoiłem się. Nie miałem pewności co było tam napisane po jego zachowaniu ostatnio.
Ostatecznie rozsiadłem się wygodniej i otwarłem kopertę, wyciągając z niej list od chłopaka. Pismo było niestaranne, przez co miałem wrażenie, że pisał to na szybko, co wcale nie było mniej niepokojące.
"Spotkałem wczoraj Seokjina i Hoseoka, którzy natchnęli mnie samym zauwazeniem ich do napisania tego. Nie miałem pojęcia jak Ci to przekazać, a bardzo chciałem bez bezpośredniego spotkania.
Jimin, czekałem na Ciebie dwa lata. Bez słowa postanowiłeś dać się zamknąć i zostawić mnie bez jakichkolwiek wyjaśnień. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, czułem się coraz gorzej.
Zamykałem się na ludzi, którzy chcieli mnie uszczęśliwiać, kiedy Ty byłeś nieosiągalny. Tych, dla których byłem i jestem szczęśliwy.
Postanowiłem, że muszę zacząć od nowa. Pozbyć się dawnych uczuć, wspomnień i rzeczy, które przypominają mi o tym, jak bardzo zostałem zniszczony.
To nasze pożegnanie.
Jeśli naprawdę Ci na mnie zależy choć trochę, proszę, zrób to co tutaj zostało napisane. Nie pojawiaj się już w moim życiu, nie przychodź, ani nie pilnuj mnie.
Chcę zakończyć to wszystko oficjalnie i nie zamierzam się wycofywać. Przepraszam, jeśli w jakiś sposób jest to dla Ciebie bolesne. To najlepsze wyjście i proszę o zrozumienie.
Zawsze będziesz w moim sercu, nawet jeśli podjąłem taką, a nie inną decyzję.
Żegnaj, Jimin.
Yoongi"
Czytałem jeszcze kilkukrotnie to, co napisał. W końcu zgniotłem kartkę wraz z kopertą, rzucając tym prosto przed siebie i wstałem z łóżka. Nerwowo kręciłem się po pomieszczeniu, zagryzając wargi i przeklinając co jakiś czas pod nosem. Byłem zły na siebie i na to, jak pozwoliłem potoczyć się temu wszystkiemu.
Czułem, jakby wszystko nagle runęło, a serce zaczęło niemiłosiernie boleć.
- Przepraszam, Yoongi. - Szepnąłem do siebie, kierując się w stronę wyjścia z pokoju. Potrzebowałem opuścić to miejsce. Jakaś część mnie potrzebowała.
Czułem jakbym dławił się własnym tlenem, więc jak najprędzej ubrałem się i wyszedłem z domu. Miałem o tyle szczęście, że wszyscy siedzieli u siebie i nikt nawet nie mógł mnie zatrzymać, zadając zbędne pytania.
Potrzebowałem zostać sam.
Była godzina dwudziesta, jednak ludzie wciąż kręcili się w okolicy. Starałem się ich wymijać, nie wpadając na nikogo i z każdym krokiem idąc coraz szybciej. Nie zwracałem nawet uwagi na powoli bolące nogi, a zmieniające się otoczenie wskazywało na to, że byłem coraz bliżej. Z tą myślą nawet nie przystanąłem i starałem się oddychać miarowo, mimo trudności i wzrastającego zmęczenia.
Z tego co się zorientowałem, mieszkaliśmy od tego miejsca półtorej godziny. Teraz droga wydawała się jeszcze dłuższa, jakby próbowano mnie powstrzymać przed dotarciem do celu pod wpływem emocji.
W końcu zwolniłem kroku, kojarząc coraz lepiej domy na osiedlu. Moje serce zdawało się słyszeć na całej ulicy, kiedy już nogi odnawiały posłuszeństwa i niemalże wlokłem się do furtki. Powoli nacisnąłem na nią, bez najmniejszego problemu wchodząc na ogromną posiadłość.
- Dawno tu nie byłem... - Rozejrzałem się po okolicy, dla pewności, że nikt mnie nie zauważy.
Nie chciałem problemów z policją, czy mieszkańcami, którzy mnie pamiętali.
Przeszedłem wzdłuż ścieżki, prowadzącej do domu i przeszedłem na koniec budynku. Wszystko było zaniedbane, odkąd chłopacy sprzedali dom i niemalże nie rozpoznawałem własnego ogrodu. Między krzakami znajdowała się drabina, która prowadziła na dach. Niepewnie podszedłem do niej i zacząłem mozolnie wspinać się na górę.
Kiedy dotarłem na sam dach, okreciłem się o 360°, podziwiając stare osiedle. Wszystko było takie samo jak wtedy, kiedy mieszkał tu nastolatek i nie mógł nawet przekroczyć progu mieszkania.
Mogłem tak wiele mu pokazać.
Wziąłem głęboki wdech, uśmiechając się smutno i starłem pojedynczą łzę, która niekontrolowanie spłynęła po moim policzku. Przeszedłem się wzdłuż i stanąłem na krawędzi, obserwując przód ogrodu, który tak samo był zaniedbany i zniechęcający do jakichkolwiek prób uporządkowania go.
- Wszystko zostało zniszczone. - Westchnąłem, chowając dłonie do kieszeni bluzy. - To miejsce zostało zaniedbane tak, jak serce Yoongiego.
Powoli schyliłem się, siadając na dachu i zapiąłem bluzę pod samą szyję. Robiło się powoli zimno, pomimo takiej, a nie innej pory roku. Dopiero po wyciągnięciu telefonu zorientowalem się, że jest prawie dwudziestadruga. Czas leciał szybciej niż myślałem, a ja czułem, jakby wszystko stanęło w miejscu.
Nie było słychać samochodów, dzieci, ani psów sąsiadów. Wszędzie panowała cisza i jedyne co byłem w stanie usłyszeć, to bicie własnego serca, które niemiłosiernie bolało.
Powoli przysuwałem się bliżej krawędzi, spinając się i oddychając coraz szybciej. Nie byłem pewien tego, co próbowałem robić. Nie byłem pewien niczego, od momentu przeczytania listu. Wszystko nagle runęło, niczym dom z kart.
- Żegnaj, Yoongi.
a/n nadeszła pora pożegnać się z SS
Dziękuję za to, że byliście i tak chętnie czytaliście każdy rozdział. Nie spodziewałam się, że ta tematyka was przyciągnie i będziecie chcieć więcej, a ja tego nie rzucę. Napisałam ponad 20 rozdziałów, a miałam w planach skończyć wszystko na 15. Myślę, że to właśnie wy mnie zmotywowaliście i za to wam dziękuję.
Mam nadzieję, że nie zawiedliście się i do zobaczenia w innych opowiadaniach.
CZYTASZ
Stockholm Syndrome {Yoonmin}
FanfictionYou're my way out You're my way through And I can't, I can't Be without you You're my way out