Rozdział 14

262 30 3
                                    


- Przepraszam...- Natsu otarł te parę łez, które zdążyły się już pojawić na jego twarzy, policzkach. Wyszedł. Na wyjściu niemal od razu zobaczył Lucy. Nie chciał, by dziewczynka oglądała go w tak okropnym stanie. Odwrócił się do niej plecami i próbował opanować płacz. Co miał zrobić? Miał serduszko w całkowitej rozterce. Chciało mu się płakać i już...czasem każdy tego potrzebuje.

- Nie musisz udawać. - Lucy podeszła od tyłu i złapała chłopaka w pasie. Przytuliła się do jego pleców. Z jednej strony było jej źle. Natsu płakał, to wszystko go całkiem złamało. Z drugiej...wreszcie go odzyskała. Czuła taką ulgę jak nigdy. Byli ciągle tak blisko, a jednak daleko. To ją bolało najbardziej. Chciała mu teraz powiedzieć, jak bardzo tęskniła, ale nie chciała go przybijać bardziej. To mogło poczekać.

- Musimy iść, pewnie na nas czekają. - Lucy rozluźniła uścisk i odsunęła się. Natsu miał czerwone oczy, wyglądał naprawdę żałośnie. Chyba nigdy nie widziała go w takim stanie.

- Chodźmy. - Nie spoglądając w dół wymacała swoją ręką, rękę Natsu. Troszkę się zdziwił tym odważnym gestem, ale pasowało mu to. Ścisnął drobną dłoń Lucy, bał się, że i ona może odejść znów, jeśli teraz puści. Nie miał takiego zamiaru. Zaczęli iść.

 Szli powoli. Korytarze były praktycznie takie same, czasem czuli, że stoją w miejscu. Po kilku minutach w oddali spostrzegli Graya. Był jakiś inny...Uśmiechał się. Zazwyczaj towarzyszła mu kwaśna mina nie określająca jaki ma nastrój. A teraz stał z założonymi rękoma na krzyż i uśmiechał się. Lucy i Natsu przyspieszyli chodu.

 - Gray gdzie reszta?

 - Czekają na zewnątrz. Coś długo was nie było. - Gray lekko odepchnął Lucy od Natsu. Złapał chłopaka za ramię. Na początku delikatnie, po prostu miał tam swoją dłoń. Potem zaczął ściskać je, nie było to jakieś bolesne, ale dziwne owszem.

- Gray co ty do cholery robisz, musimy już iść. - Natsu chciał ruszyć przed siebie, wtedy potknął się o podstawioną nogę Fullbustera. Po ostatnich zdarzeniach przy nawet małym wypadku odczuwał nieco większy ból niż zazwyczaj. Lucy trochę się przestraszyła.

 - Gray to nie pora na wygłupy! - Lucy podeszła do Natsu pomagając mu wstać. Przez chwilę dwie pary oczy wcale nie zwracały uwagi na znajomego z gildii. Kiedy spojrzeli w tę stronę, nie było już Graya, ba wcale go tam nie było, wcześniej również nie. 

 Oczom obu magów ukazał się chłopak w marynarskim mundurku. Włosy miał całkiem podobnego koloru, co te Natsu, z tym, że zaczesane do tyłu. Jeden z magów Death's Head Caucus - Izmir. Natsu wraz z Lucy nie wiedzieli już nic. 

 Przerażeni zaczęli zwyczajnie uciekać. Izmir nie spieszył się specjalnie ze złapaniem dwójku uciekinierów. Oni biegli ile tchu, oboje byli mocno wyczerpani wszystkim tym co się stało, ale nie zatrzymywali się. Bali się, pierwszy raz jakakolwiek gildia zdołała ich tak sponiewierać. Oni nie mieli oporów... Drogą dedukcji Lucy doszła do tego, że skoro czekający na nich chłopak nie był Grayem, to reszta gildii również nie była prawdziwa. Skoro to nie byli ich towarzysze to czy oni to wogóle byli? Jeśli tak prawdopodobnie zostali już schwytani. 

 Tylko dlaczego Caucus się tak zabawia?

 - Nie uciekniecie. - Oboje wzdrygli się na dźwięk głosu, od którego wręcz wiało chłodem. Fioletowa suknia powiewała na wietrze, utworzonym przez maginię. Z tyłu było słychać powolne kroki. Zostali otoczeni.

 - Lucy...- Natsu szepnął do dziewczyny, aby skupiła się. - Musimy walczyć. - Ręce jej drżały. Nie chciała walczyć. W głowie miała widok Natsu przypiętego do maszyny, tego ledwo żywego. Myślała teraz dość egoistycznie. Nie chciała być potraktowana tak samo. Nie ważne czy zacznie walczyć, czy też nie nie obejdzie się od bólu, tym razem fizycznego.

  - Wiem... - Lucy stanęła naprzeciw Tsuki, a Natsu naprzeciw zbliżającego się Izmira. Ubezpieczali swoje plecy. Stali jeszcze chwilę. Dragneel tylko na chwilę złapał dłoń Lucy, aby ją trochę uspokoić. Walkę czas zacząć.  

- Ryk Ognistego Smoka! - krzyknął różowowłosy.

- Otwórz się bramo panny! Virgo! - jednocześnie krzyknęła blondynka.

Izmir tylko stał w miejscu. Gdy tylko płomienie były już blisko niego uskoczył daleko w bok. Dokładnie dobrał miejsce ich walki. Znajdowali się na najszerszym korytarzu w całym budynku. Przyjrzał się uważnie swojemu przeciwnikowi. Atakował bez żadnego przemyślenia swoich ruchów. On tylko spokojnie usuwał mu się z drogi. Sprawiał wrażenie jakby wcale nie wiedział jaką magią się posługuje. Tym lepiej dla niego.

Tymczasem Lucy dosłownie od razu dowiedziała się jaką magią posługuje się jej przeciwniczka.

- Powietrzne więzienie. - powiedziała spokojnie białowłosa wskazując ręką na Blondynkę.

- Virgo atakuj! - to ostatnie co zdołała powiedzieć zanim otoczyła ją bańka powietrza. Na początku myślała, że służy ona tylko do przytrzymania jej w bezruchu ale gdy spróbowała wziąć wdech uświadomiła sobie, że w tej kuli nie ma tlenu. Ta kobieta chciała ją po prostu udusić.

Patrzyła tylko jak Virgo atakuje błekitnooką i nawet jej się udawało ją trafić, gdyż atakowana była mocno skupiona na utrzymaniu więzienia choć Lucy nie wiedziała dlaczego. Powoli zaczynała odpływać z braku tlenu. Starała się nie szarpać, gdyż wiedziała, że to i tak nic jej nie da, a tylko szybciej zmarnuje powietrze, które jeszcze jej zostało w płucach. Z wycieńczenia zamknęła oczy i była pewna, że za chwilę pożegna się z tym światem.

Wpadła w czyjeś objęcia czegoś miękkiego i ciepłego. Delikatnie spróbowała nabrać powietrza i odkryła, że znów może oddychać. Zaczęła łapczywie dostarczać tlenu do swoich płuc. Otworzyła oczy i ujrzała rudą czuprynę.

- Witaj Lucy. Wybacz, że tak długo ale trudno było rozwalić tą barierę chociaż przyznam, że walka o jej utrzymanie nieźle ją wyczerpała. - mówiąc to zerknął w stronę białowłosej. - Nie jest zbyt wytrzymała, chociaż przyznam, że używa doskonałych zaklęć. 

- Dzięki Loki. Nie wiem co by się stało gdybyś nie przybył.

- Na tym to polega, że muszę cię ratować. - uśmiechnął się flirciarsko. - A teraz wybacz muszę pomóc Virgo. 

- Zaczekaj. - Lucy wstała i wyjęła swój bicz. - Ja pomogę Virgo a ty idź sprawdź co z Natsu.

Leo tylko skinął głową i ruszył w przeciwną stronę do dziewczyny. Lucy ruszyła w stronę klęczącej na ziemi, zdruzgotanej Magini powietrza oraz  zmęczonego gwiezdnego ducha.

- J-jak... Jak on rozwalił moje więzienie... - wydyszała ciężko niebieskooka.

Zdziwiona blondynka nie odpowiedziała od razu.

- To wszystko dzięki ciężkiej pracy i zaufaniu.

Kobieta podniosła głowę. Miała zdziwioną minę. 

- Zaufanie? A co ono ma wspólnego z walką?

- Kiedy ufacie sobie nawzajem nic nie jest w stanie was zatrzymać. Ufając sobie wiesz, że nawet jeśli plan jest bardzo ryzykowny to jeśli ufasz osobie, która wierzy, że on może się udać to nic nie jest wstanie was zatrzymać. To właśnie tym różnią się nasze gildie. My ufamy sobie nawzajem a wy? Wy pewnie tylko uważacie się za współpracowników. My  uważamy się za rodzinę.


___________________________

Witajcie! Przepraszam, że nie ma tu walki Natsu ale po prostu nie wyrobiłam się w czasie a do tego rozdział mógłby być za długi, gdyż już ma prawie 1200 słów a znając mnie to rozpisałabym się o tej walce. Mam nadzieję, że się spodobało.

Do następnego!

Death's Head Causus || fairy tailOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz