Rozdział 10

356 35 7
                                    

Siedzieli tej celi już dosyć długo. Nikt z tej trójki nie wiedział ile dni już minęło. Pewnego dnia Lucy nie wytrzymała i zaczęła krzyczeć na cały głos.

- Wypuśćcie nas stąd! Już tak długo tu siedzimy! Chcemy wyjść! - wiedziała, że to nic nie da ale musiała jakoś wyładować swoją frustrację.

- Dopiero 12 dni księżniczko. Aż tak ci niewygodnie? - ktoś za drzwiami zarechotał. Zdezorientowana dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć. Była pewna, że nikt jej nie odpowie. Widocznie się myliła. Postanowiła wykorzystać sytuacje i wypytać o więcej szczegółów.

- Który dzisiaj? - musiała oto spytać. W końcu musiała wiedzieć ile dni im zostało do ucieczki.

- 7 lipca. Do czego ci to potrzebne? Wyjdziesz stąd... Nigdy - głos za drzwiami znów zaczął rechotać.

- A dlaczego nas porwaliście? - próbowała dalej. Była teraz przerażona tym co usłyszała. To dzisiaj musieli uciec aby uratować Natsu.

- O nie nie nie. - powiedział już poważnym głosem. - Takich informacji ode mnie nie dostaniesz.

- Blondynka przeklnęła samą siebie za swoją głupotę. Jak mogła być tak głupia i odrazu pytać o takie rzeczy? Mogła najpierw zdobyć informacje o rzeczach, które nie byłyby aż tak konkretne i nie wzbudziłyby podejrzeń.

Siedzieli w ciszy już sporo czasu. Każdy myślał o tym co usłyszał. Musieli uciec i to jak najszybciej.

Happy jako pierwszy to usłyszał. Zduszony jęk na korytarzu jakby ktoś kogoś dusił. Po jakiejś minucie ciszy usłyszeli zgrzyt zamka. Drzwi się otworzyły ale nikogo w nich nie zobaczyli. Erza lekko wyjrzała za drzwi. Na podłodze leżał nieprzytomny strażnik i nikogo więcej tu nie było.

W tym momencie wszyscy zdali sobie sprawę, że sen się ziścił. Wybiegli szybko z celi i ruszyli biegiem przez korytarz prosto przed siebie. Usłyszeli za sobą kroki. Zdali sobie sprawę, że nie idą równo ze snem tylko trochę szybciej wybiegli z celi gdyż źli magowie byli za daleko aby strzelać magicznymi pociskami. Zobaczyli już drzwi przed sobą. Podbiegli do nich i Erza od razu je wyważyła nawet nie próbując ich otworzyć. Natsu dopiero był przypinany do jakiejś maszyny przez dziewczynę z różowymi długimi warkoczami. Stała do nich tyłem więc nie widzieli jej twarzy. Cała trójka pobiegła w tamtą stronę.

  *

To był ten dzień...Amadeisu o nic nie pytając, bez uprzedzenia wparował do pokoju Natsu z poważną miną. Nawet zbyt poważną. Matka chłopaka zdążyła już chwilę wcześniej się ukryć, miała bowiem naprawdę dobry słuch, a kroki na korytarzu zdecydowanie ją niepokoiły.

- Idziemy. - Natsu nie pytał "dlaczego?" "po co?", po prostu szedł. Przebywał tu dopiero od parunastu dni, a czuł się jak więzień z dożywociem. Nie dawali mu przyzwoitych posiłków, łóżko było tak wygodne, że równie dobrze mógł spać na ziemi i wszyłoby na to samo w kwestii komfortu i wygody.

Kiedy ta dwójka oddaliła się wystarczająco daleko do akcji wkroczyła pani Dragneel. Nie zawahała się ani na chwilę, chciała za wszelką cenę uratować syna i męża...

Pobiegła do wcześniej już widzianego pokoju, jedyną przeszkodą był tam stojący strażnik, jednak był on dla niej nikłym problemikiem. Kobieta zaszła go od tyłu i zaczęła brutalnie bić, jako duch nie mogła wydobywać z ciała magi, ale jej fizyczne umiejętności zostały...zawsze był mocno zdumiewające, dlatego mąż nigdy nie śmiał zaczynać ze swoją pozornie uroczą żoną. Po załatwieniu sprawy ze strażnikiem prędko otworzyła drzwi i odrobinę je uchyliła, a następnie pobiegła w jeden z bocznych korytarzy budynku. Za chwilę z celi wybiegły trzy osoby i kot. Kobieta ucieszona, że wykonała swoje zadanie przeszła do dalszej części swojego planu.

Death's Head Causus || fairy tailOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz