-7-

125 20 10
                                    


Wczoraj z ogniska wróciliśmy bardzo późno. Sama się sobie dziwię, że wytrzymałam do tej godziny. W dodatku naprawdę dobrze się bawiłam. Gorzej było z Harry'm. Od momentu, kiedy zagrał na gitarze jego dobry humor ulotnił się. W pewnej chwili nawet zrobiło mi się go żal. Widziałam, że starał się udawać przed resztą wyluzowanego, ale ja jestem pewna, że coś go trapi. Cóż.. każdy ma za sobą jakieś przeżycia.

Niechętnie wstałam z łóżka i ruszyłam do toalety wykonując jak codzień poranny rytuał.
Owinięta puszystym ręcznikiem, podeszłam do szafy. Wyciągnęłam czarne szorty oraz białą, zwiewną koszulkę. Zabrałam jeszcze czystą bieliznę i przebrałam się w wybrane ubrania. Rozczesałam moje w miarę długie włosy i gotowa zeszłam do kuchni.

- Miley kochanie, dobrze, że już jesteś. - powiedziała babcia opierając się o kuchenną wysepke.

- Tak wiem babciu, przepraszam. Miałyśmy być wcześniej, ale naprawdę strasznie się z Sam zasiedziałyśmy. To ostatni raz, o to akurat nie musisz się martwić. - posłałam jej przepraszający uśmiech.

- Nie o to mi chodzi. Poza tym cieszę się z twoich postępów. - podeszła do mnie gładząc mnie po ramieniu. - Wracając.. Wczoraj wieczorem dostaliśmy telefon od lekarza Alice.

- Siostry dziadka? - zapytałam mrużąc brwi i przypominając sobie starszą kobietę.

- Tak. - westchnęła, a jej uśmiech znikł.

- Coś się stało?

- Pamiętasz, że jest chora prawda? - skinęłam głową siadając wraz z babcią przy stole. Alice ma raka. Co prawda mówiła nam, że jest niezłośliwy i będzie miała operację, ale...

- Co z nią? - zapytałam zmartwiona. Widziałam ją tylko raz i szczerze mogę powiedzieć, że tej kobiety nie da się nie lubić.

- Jest w szpitalu. Jej stan strasznie się pogorszył. Dziadek oczywiście chce do niej lecieć, a wiesz że nie mogę puścić go samego. Ktoś musi pilnować by brał lekarstwa. - uśmiechnęła się łapiąc moją dłoń.

- Tak, wiem. - odwzajemniłam jej gest, ale nie zupełnie wiedziałam do czego zmierza.

- Więc.. Pomyślałam, że skoro jest Samantha i dobrze się dogadujecie to możemy zostawić was samych na te kilka, może kilkanaście dni. - spojrzała na mnie niepewnie, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć. - Oczywiście wystarczy jedno twoje słowo i nie było tematu. Rozumiem, że to może być dla Ciebie za wcześnie i...

- Okej. - uśmiechnęłam się przerywając babci. Oczywiście, że tego nie chcę, ale nie chcę być też samolubna. Alice to dla dziadka najbliższa osoba i pewnie sama bym tak zrobiła na jego miejscu.

- Miley słońce, jesteś pewna? - oczywiście, że nie jestem pewna. To, że mam zostać sama z kuzynką nie uszczęśliwia mnie, ale myślę, że jakoś sobie poradzę.

- Tak. Możecie jechać. - posłałam jej uśmiech i wstałam od stołu. Podeszłam do szafki wyciągając musli.

- Dziękuję. Jesteś dużą i silną dziewczynką. Twoja mama byłaby z Ciebie taka dumna. - kobieta stanęła przede mną, a w jej oczach dostrzegłam łzy. Nic nie mówiąc, mocno ją przytuliłam.

- Pójdę powiedzieć dziadkowi. - odgarnęła z mojej twarzy zbłąkany kosmyk włosów i złożyła całusa na moim czole.

Usiadłam do stołu z miską musli i szklanką soku. Tak naprawdę minęła mi ochota na to całe śniadanie. Tak bardzo nie chcę zostawać w domu sama. Niestety nie mam innego wyjścia..

- Hej. - rzuciła Samantha wchodząc do kuchni.

- Cześć. - odpowiedziałam dziewczynie, która dosiadła się do mnie z szklanką wody w ręku.

- Gdzie babcia? - zapytała upijając mały łyk.

- Prawdopodobnie u dziadka. - wzruszyłam ramionami pusto wpatrując się w okno. Blondynka skinęła głową, a chwilę później rozległ się dzwonek do drzwi.

- To pewnie Harry. - z wielkim bananem na twarzy pobiegła w stronę holu. Kilka sekund później obydwoje byli już w kuchni, obdarowując się namiętnymi pocałunkami. Jeśli od teraz tak ma wyglądać mój każdy poranek to chyba na amen zamknę się w swoim pokoju.

- Zaczekaj tu, a ja pójdę się ogarnąć. - powiedziała dziewczyna i pobiegła na górę.

- Jak się czujesz po wczorajszym? - szepnął mi brunet do ucha pochylając się nieco nad moim ciałem. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy jego rozgrzane wargi dotknęły płatek mojego ucha.

- Mógłbyś..

- Oczywiście Miley. Mógłbym Cię teraz pieprzyć na tym stole, ale przy dziadkach trochę nie wypada. Nie sądzisz? - jego głos był taki.. głęboki i.. uwodzicielski? Przez chwilę dziwne uczucie owładnęło moje ciało. Miley! Ogarnij się!

- Mógłbyś.. odsunąć się? - zapytałam odchylając lekko głowę. Chłopak uśmiechnął się chytrze i usiadł obok mnie.

- Więc jak się czujesz? - zapytał bawiąc się moją szklanką.

- A jak mam się czuć? - uniosłam zdziwiona brwi.

- No wiesz. Wśród ludzi. Przecież wiem, że dawno nie wychodziłaś z domu. - powiedział poważnie, uważnie mi się przyglądając.

- Możesz przestać się tak na mnie gapić? Nie jestem jakąś małpą z zoo. - może było to trochę niegrzeczne, ale nienawidzę, gdy ktoś mi się przygląda. - Co do twojego pytania.. Nie było najgorzej. - zaśmiałam się przypominając sobie wczorajszy wieczór.

- Wiem, że nigdy się lepiej nie bawiłaś. W końcu byłaś na jednej plaży, przy jednym ognisku z największym bożyszczem seksu. - powiedział z dumą prostując się na krześle.

- Mówisz o Ash'u? Tak, rzeczywiście jest przystojny. - odparłam udając rozmarzoną.

- Bardzo śmieszne. - oburzony  przewrócił oczami. Naprawdę słodko wygląda, gdy się złości.

- Swoją drogą nie wiedziałam, że grasz na gitarze. - powiedziałam grzebiąc łyżką w miseczce z musli, którego jeszcze nie tknęłam.

- Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz. - odparł poruszając sugestywnie brwiami.

- Kretyn.. - zaśmiałam się przewracając oczami.

- Ale dzięki temu kretynowi uśmiech nie schodzi Ci z twarzy. - powiedział ze szczerym uśmiechem, a ja odwzajemniłam jego gest.

- Już jestem. - w progu stanęła Samantha spoglądająca na lokowatego. - To gdzie dziś idziemy?

- Ustawiliśmy się z chłopakami na mały meczyk w siatke na plaży. - powiedział skanując dziewczynę wzrokiem i oblizując przy tym wargę.

- Więc idziemy?

- Jasne. Miley idziesz z nami? - zapytał, a ja naprawdę nie wiedziałam co powiedzieć. Tak bardzo nie chcę wrócić do mojego dawnego życia, a Harry robi wszystko by mi to uniemożliwić.
Spojrzałam na blondynkę opierającą się o framugę drzwi, jednak nie była już taka uśmiechnięta jak przed chwilą. Czy to moja wina?

- Wiesz, myślę że... - próbowałam się jakoś wykręcić, ale chłopak natychmiast mi przerwał.

- Znowu zaczynasz? To tylko mecz. - westchnął wstając od stołu.

- Jak nie chce to jej nie zmuszaj. - wtrąciła się Samantha, a jej ton stał się.. oschły?

- Racja. To jak? Ostatnia szansa. - uśmiechnął się podchodząc do dziewczyny. Cóż.. To tylko mecz Miley. Nie masz nic do stracenia.

- Zgoda. - westchnęłam odwzajemniając jego gest. To niesamowite, że tak mu ulegam. Nie wiem jak on to robi, ale powoli zaczyna niszczyć mój mur, który budowałam wokół siebie przez ostatnie kilka miesięcy..

Summer [H.S] ✏Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz