Rozdział 11

197 15 10
                                    

Raven POV

Jestem zdenerwowana, Vex'a nie ma od trzech dni, a to do niego nie podobne. Nie podoba mi się to, że przez ten czas nie dawał oznak życia. Albo śmiertelnie się obraził na mnie, albo coś mu się stało. Zaraz idę go poszukać i nic mi nie przeszkodzi w znalezieniu mojego najlepszego przyjaciela. Powiedziałam reszcie, że idę go szukać, oczywiście w naprawie Perły pomogą chłopacy, bo dla mnie ważniejszy jest Vex. Na moje nie szczęście Kai musiał ze mną iść. Jak to ujął "dla mojego bezpieczeństwa". Tiaaa... Znam lepiej niż on ten las, w końcu żyję tu przez całe życie. Myślę, że raczej dlatego, że nie może znieść tego, że chce iść sama. Nie przeszkadza mi obecność Płomyka, nawet to jest mi na rękę, zawsze mogę kazać mu gdzieś pójść jakby mi się nie chciało.

Nie wiem czemu, ale coś kazało mi iść w stronę Kryształowego Jeziora, właściwie to jechać, bo zbyt długo zajęło by nam czasu, a las jest ogromny... I też jest w tym mały plusik. Z powodu tego jak wygląda motor Kai trzymał mnie za brzuch by nie wylądować na ziemi. I nie miałam zamiaru mu oddawać prowadzenia, z opowiadań Jay'a i Lloyd'a wnioskuję, że mógłby rozwalić moje cudeńko. Ale wracając... Uwielbiam te jego ciepło, po prostu kocham. Gdy widziałam plażę była tam widoczna czerwona plama na piasku. Mój piesio... Zgasiłam silnik i zaczęłam się rozglądać po okolicy. Nikogo ani niczego nie było... Dobra spokojnie, przecież nic mu się nie stało. Chyba... Szłam za śladem krwi, oczywiście za mną podążał Kai. Dotarliśmy do jednej z jaskiń, jak dobrze, że Płomyk rozświetlił nam drogę.

Zauważyłam jak coś poruszyło się w jednym z kątów, lekko wzdrygnęłam się, bo to mógł być jeden z potworów, który zamieszkuję ta okolicę, ale na drugie rzucenie oka można było rozpoznać skuloną ludzką sylwetkę. Podeszłam bliżej i mogłam już z pewnością powiedzieć, że to Cole, ale co on tu robi?

- Cole? - Zero reakcji. Szturchnęłam chłopaka z podobnym skutkiem.

- Co z nim? - Spytał Kai podchodząc bliżej nas.

- Nie wiem - sprawdziłam jego funkcje życiowe, tętno jest nawet w normie. - Ważne, że żyje.

Obejrzałam bruneta, liczne rozcięcia, kilka mało poważnych ran, chyba złamana noga, bo zaczęła robić się sina oraz poważnie rozcięte plecy. Chyba spotkał jakieś zwierzę, ale pewności stu procentowej nie mam. Opatrzyłam te rany, z których mocniej ciekła krew oraz usztywniłam nogę chłopaka. Czasem przydaje się mała apteczka pod siedzeniem, dzięki tato.

- Pomożesz mi go wynieść? Lepiej wyjść stąd zanim przyjdą mieszkańcy tej jaskini - powiedziałam wycierając krew o koszulkę.

- Skąd tyle wiesz? - Spytał podnosząc Cole'a.

- Dzięki rodzicom i książkom, ale większość wiem od rodziców. - Złapałam bruneta pod ramię i zaczęliśmy powoli wychodzić z jaskini.

- Jak dobrze pamiętam Cassidy i Oliver. Tak?

- Ej pamiętasz - uśmiechnęłam się.

Wyszliśmy z jaskini, położyliśmy Cole'a obok motoru. Teraz wymyśl jak go do domu zawieść, jeśli bym się uwinęła przed zachodem słońca to będzie zajebiście. Tylko czym ja się tu dostanę? Albo wiem! Może nie będzie to bezpieczne, ale lepsze niż zostawienie go tutaj. Zaczęłam mocą umysłu pleść nosze. Tylko potrzebuję prowizorycznego koła, chociaż mogę je stworzyć. Po kilku minutach wszystko było gotowe, wraz z Kai'em położyłam bruneta na nosze. Część tej konstrukcji była na motorze, a druga była taką jakby przyczepą z jednym kołem. Wsiadłam na motor.

- Masz patrzeć czy go nie zgubiłam, okey?

Przytaknął, więc mogłam ruszyć. Nie przekraczając czterdziestu kilometrów na godzinę, omijając jakiekolwiek przeszkody, w połowie drogi zatrzymali nas Lloyd i Zane. Dzięki temu mogłam zostawić im Cole'a, a sama pojechałam po samochód. Po dwudziestej byliśmy w domu. Jay był załamany i z płaczem opowiadał o tym co się stało. Wkurzył bruneta i zaczął przed nim uciekać.

"Mały" Problem ~ L NOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz